Fikcja na NK |
Autor |
Wiadomość |
Ascara
Wiek: 30 Dołączyła: 27 Lip 2015 Posty: 1526
|
Wysłany: 2015-10-11, 13:17 Fikcja na NK
|
|
|
Zaprosiłam do niej pewnego z konkretnych userów Forum Mistrzów, ale uznałam, że jest tutaj tyle talentów, że mogę tę perspektywę naświetlić Wam wszystkim. Może ktoś z Was byłby zainteresowany wejściem wraz ze mną w świat fikcji?
Na czym to polega? Zakładasz konto (na priv mogę pokazać, jak takie wygląda, nie wrzucę swojego w miejscu publicznym, a nie chciałam tego tematu zakładać w ECG) fikcyjne no i piszesz z kimś po kolei fragmenty fikcji, Ty z perspektywy swojej postaci, on swojej. Długości zależnie już od chęci. Ja z reguły pisze dość długie, 2000+ znaków, teraz zrobiłam redukcję znajomych tylko do najbliższych i z większością piszę dużo-dużo więcej, chociaż mam akademickie ograniczenie aktywności.
Ot, taki przykład takiej konwersacji jeszcze z dawnych czasów, gdy chciało mi się ciekawsze zapisywać na dysku:
1.
Tom Riddle wybrał się z samego rana, jak co dzień, do pracy. Od dwóch miesięcy zatrudniony był w sklepie Borgina i Burke’a. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wszyscy, którzy pamiętali go ze szkoły, byli rozczarowani drogą życiową, jaką obrał. Spodziewali się po nim czegoś wielkiego, tymczasem on został zwyczajnym subiektem w sklepie o nienajlepszej reputacji. Nikt nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, jak szerokie perspektywy roztacza przed nim ta praca i jak wiele może na niej skorzystać… Dokładnie tak samo, jak nikomu nie było wiadome, że wieczorami gromadzi wokół siebie i wydaje rozkazy ciągle rosnącej grupie zamaskowanych czarnoksiężników nazywanych Śmierciożercami. Dlatego właśnie bez większego bólu ignorował zaskoczenie dawnych znajomych i profesorów. Ze skromnym uśmiechem na twarzy dziękował Slughornowi, który oferował mu załatwienie posady wysoko postawionego urzędnika Ministerstwa Magii. Ku udręce staruszka najzdolniejszego absolwenta Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie zupełnie nie interesowała praca za biurkiem. Również w sklepie szybko porzucił ladę, ażeby odwiedzać potencjalnych kontrahentów swoich szefów.
Dzisiaj jednak miało być inaczej, jako, że pan Burke poprosił, aby zastąpił go tego dnia na znienawidzonym stanowisku – miał do załatwienia jakieś osobiste sprawy. Nie do końca rozentuzjazmowany tą propozycją Riddle nie miał innego wyjścia, jak tylko ją przyjąć.
2.
♠
Spędził w sklepie Borgina i Burke’a kilka stanowczo zbyt długich godzin. Jako, że z reguły nie plątało się tam zbyt wielu klientów, mógł wykorzystać ten czas dla siebie. Nie lubił siedzieć tak długo w jednym miejscu, ale skoro i tak był do tego zmuszony, mógł chociaż sobie te chwile umilić. Kierując się tą myślą wziąć z jednej z półek ociekającą wręcz czarną magią księgę i zaczął ją przeglądać. Co prawda dla kogoś na jego etapie zaawansowania mogła ona stanowić jedynie krótką powtórkę, ale wszystko lepsze, niż siedzenie i patrzenie w sufit.
Kiedy do zakończenia pracy pozostał mu już jedynie kwadrans, usłyszał skrzypienie otwierających się starych, drewnianych drzwi, a do środka weszła młoda kobieta.
Uniósł brwi, z trudem hamując drwiący uśmiech. Jej drobna postura i włosy w kasztanowym odcieniu mogły kojarzyć się ze wszystkim, ale nie z czarną magią. A może po prostu za dużo czasu spędzał w towarzystwie Bellatrix i nauczył się myśleć, że czarownica z gatunku „tych złych” musi mieć rozczochrane czarne kłaki i obłąkane spojrzenie.
- Dzień dobry… Mogę w czymś pomóc? – zapytał cicho, uśmiechając się do niej w ujmujący sposób. Musi zadbać o klientkę. – Mogę spróbować coś polecić… - dodał, kiedy ich spojrzenia się spotkały.
The Dark Lord
I.
Ulica Śmiertelnego Nokturnu była ostatnim miejscem w jakim czułam się pewnie. Przytłaczał mnie widok pasjonatów czarnej magii, czarnoksiężników dla których zło było jedyną przynoszącą korzyści drogą. Och, mogłabym w tym przypadku być posądzona o hipokryzję bo moje czyny niejednokrotnie nie należały do chwalebnych, tyle że istniała zasadnicza różnica (a może tylko ja sama uważałam że takowa jest) - o ile motorem tamtych był zysk czy ideologiczne pobudki, o tyle ja dbałam o własny tyłek. A ten ostatnimi czasy zaczął być zagrożony. Pomijając dziwaczne sny których nie umiałam wytłumaczyć, kończąc na zainteresowaniu moją skromną osobą nie tylko czarodziejów niekoniecznie miłego dla mnie pochodzenia, ale i mugoli. Co jest ze mną nie tak, pomyślałam, pewnym krokiem idąc zaułkiem przyprawiającym o dreszcze. Bo coś było na pewno, coś czego nie umiałam sobie przypomnieć, lecz ostatnimi czasy natrafiłam na nikły ślad, pamiątkę przeszłości. Była nim wzmianka o obrazie. Ktoś pewnie sobie pomyśli - i co z tego? Obraz jak obraz, płótno a na nim jakiś malunek. Owszem, była to prawda w przypadku mugolskiego obrazu, a nie magicznego. Był nie tylko mobilny, ale i posiadał inne ciekawe cechy, szczególnie dla mnie. Ponoć stworzony został przez mojego przodka kilkaset lat temu i prezentował sobą niemały kunszt czarodziejskiego fachu, lecz mnie nie jego wartość czy piękno interesowało a to co przedstawiał. I teoretyczną możliwość przeniesienia mnie w tamto miejsce o ile słowa Jeffa o nim były prawdą. Fakt faktem te ponad czterysta lat różnicy czasu pomiędzy przeszłością mnie interesującą a tą "zawartą" w obrazie stanowiło mankament w postaci tego że zwyczajnie poznam barwne życie swoich nestorów a odpowiedzi na żadne ze swoich pytań nie znajdę, jednak tonący brzytwy się chwyta.
II.
Ważne wzmianki było to dlaczego właściwie miałam tak maniakalną potrzebę przywołania jakichkolwiek swoich wspomnień. Przecież zaniki pamięci zdarzają się każdemu. Gwoźdź tkwił w tym że to nie zaniki pamięci mi dolegały, a niemożność logicznego wytłumaczenia pewnych faktów. Umiejętności które były na tyle odmienne od talentów zwyczajnej czarodziejki że po prostu mnie przerażały. Bo jakaż to przyjemność być świadomym faktu że bez problemu opanowałam zaklęcia niewerbalne, ale tylko niektóre? Że czasami nie panowałam nad swoją mocą, do tego stopnia że stawało się to niebezpieczne. Wreszcie - że fizycznie byłam zręczniejsza od reszty, niczym wyszkolona, ale zielonego pojęcia nie miałam przez kogo i po co. Westchnęłam, naciskając na klamkę i mając nadzieję że tym razem to nie będzie trop zanikający w połowie. Że tym razem... Urwałam swoje gorączkowe przemyślenia w chwili gdy ciemnowłosy, młody mężczyzna potraktował mnie wyraźnie kpiącym wzrokiem. Cóż, starał się ukryć ruch warg, ale oczy zdradziły swoje. Nie odezwałam się na początku, głównie z powodu że nie bardzo wiedziałam co mu powiedzieć. Szukałam Burke'a, nie jego pracownika. Jednak z drugiej też strony zobaczyłam żywą (udawaną bądź nie) chęć zaskarbienia sobie mojej uwagi. Taki entuzjazm, nawet w odniesieniu do potencjalnej klientki był zły, szczególnie gdy miał miejsce na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu gdzie chętniej potraktują cię zdawkowym burknięciem niżby chęcią pomocy. Choćby i w sklepie.
- W zasadzie to szukam tylko właściciela, szczerze wątpię by potrzebny mi przedmiot był u was. - odpowiedziałam mu uśmiechem na uśmiech i oparłam dłonie o ladę. Przez chwilę zastanawiałam się czy dodać coś jeszcze, w końcu jednak z zakłopotaniem spojrzałam w jego oczy. Przecież raz się żyje.
III.
- Wyglądasz mi na pasjonata... Interesuje mnie obraz, bardzo stary i unikatowy, bo jego cechy odbiegają nieco od tych jakie posiadają zwykłe płótna. Z tego co wiem rzadko kiedy decydujecie się na poszukiwania takich cacek, ale zapewniam że może być warto i nie mam na myśli tylko zapłaty.
Prawdą było że jeśli obraz naprawdę potrafił przenosić w miejsce jakie przedstawia, i w czas w jakim został stworzony, a w to wierzyłam bo Jeff nie miał powodu by mnie okłamywać, wręcz przeciwnie, był jedynym który bezinteresownie mi pomagał... to stanowił niejaki klucz do tajemnic tamtego okresu a także drzwi do świata w którym wiele można było znaleźć. Na jego posiadaniu skorzystałby każdy, lecz chętnych do babrania się w takim czymś było niewielu. Czy Burke do nich należał? Możliwe, zawsze był łasy na wszystko co kosztowne i potężne, jednak miałam cichą nadzieję że w osobie młodzieńca znalazłam człowieka jakiego potrzebuję, aczkolwiek ciężko byłoby mi powiedzieć dlaczego tak uważam. Instynkt? Przeczucie?
1.
Riddle przez moment po prostu przyglądał się dziewczynie bez słowa, zanim zdecydował się odezwać.
- Pasjonata? – powtórzył po niej, ponownie unosząc nieco brwi. – Nie sądzę… Nie jeżeli idzie o przedmioty – dodał i wzruszył ramionami.
Jego przystojna twarz nie wyrażała żadnych emocji, a ładne, ciemnobrązowe oczy stanowiły studnię, której głęboko położone dno skute było lodem. Mimo tej pozornej obojętności jednak wstał i obszedł ladę, stając tuż obok niej, przez cały czas skupiając spojrzenie na jej oczach.
- Co innego, kiedy idzie o czarną magię… I artefakty, które są nią przesycone, panno Logan – odezwał się ponownie.
Wypowiedział to bardzo cicho, niemal szeptem, a jednak nie było mowy o niedosłyszeniu bądź niezrozumieniu czegokolwiek. Mówił z perfekcyjną dykcją, która zdawała się sprawiać, że mógłby być słyszalny nawet na drugim końcu Nokturnu. Miał przy tym delikatny, wysoki głos, który zupełnie nie korespondował z mroczną aurą, jaka wyraźnie była wokół niego odczuwalna. Jedynym, co pasowało do tego obrazu była chłodna nuta w tym miękkim brzmieniu, która zdawała się przypominać rozmówcy, że ten mężczyzna nie jest zwykłym uprzejmym chłopcem o ładnej buźce. Doskonale odpowiadało to jego słowom, które natychmiast stały się wiarygodne – ten młody mężczyzna musiał mieć naprawdę ogromne pojęcie na temat czarnej magii. Odrobiny grozy całej tej sytuacji dodawał fakt, że dziewczyna nie mogła przypomnieć sobie, aby się przedstawiała – zapewne dlatego, że tego nie zrobiła. Riddle zdawał się w ogóle nie zauważać, że powiedział coś zaskakującego.
Przez moment po prostu patrzył w jej oczy, minimalnie mrużąc własne, tak, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał. Wreszcie, uczyniwszy szybką kalkulację, zdecydował się zabrać głos po raz kolejny, nie przeszkadzając sobie jej milczeniem.
2.
- Burke byłby szczerze zachwycony, gdyby ten obraz dostał się w jego tłuste łapska. Obraz, który stanowi wrota do manipulacji czasem? Który zezwala na zbadanie tajników tego, co nigdy odkryte nie zostało? Tylko tego brakuje w jego kolekcji, a on uwielbia kolekcjonować – rzekł, równie cicho jak przedtem, tym samym uświadamiając kobiecie, że nieprzypadkowo zdradził się wcześniej zdolnością do penetracji jej umysłu. Najwyraźniej nie miał najmniejszego zamiaru tego ukrywać. – Mimo to, a może właśnie dlatego odradzam pani – puścił pomimo uszu fakt, że uprzednio ona zwróciła się do niego per „ty”, nie miał w zwyczaju przechodzić z pierwszą lepszą osobą na jakieś głębsze poziomy relacji – zgłaszanie się do niego w tej sprawie, panno Logan. To stary chciwiec, który, gdy tylko położy łapy na obrazie, zagarnie go dla siebie. Lepszy już byłby Borgin, ale on z kolei całkowicie siedzi w kieszeni Burke’a, nie podejmie się niczego nie rozmawiając z nim. Cóż… Jeśli rzeczywiście poszukuje pani kogoś, kto będzie w stanie pomóc odnaleźć ten obraz i zachęcić jego obecnego właściciela do odstąpienia go, sądzę, że jest pani skazana na mnie. Zapewniam, że na zdobywaniu przedmiotów od ich właścicieli znam się dużo lepiej, niż oni obaj razem wzięci. Od kiedy ja tym się zajmuję, ich obroty wzrosły trzykrotnie. Może być ciężej, jeśli to arcydzieło jest w tej chwili w stanie zagubienia i nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, gdzie można je odnaleźć. Wówczas, niestety, moje zdolności manipulacyjne mogą okazać się dość… Nieprzydatne. Czy ma pani jakiś pomysł, gdzie można zacząć szukać tego obrazu? Ostatnia wzmianka, ostatni znany właściciel, cokolwiek? – zapytał.
3.
- Ach, jeszcze jedno. Zanim porozmawiamy na temat konkretów, z chęcią dowiem się, co będę z tego mieć. Widzi pani, panno Logan, pieniądze mnie zupełnie nie satysfakcjonują. W przeciwieństwie do tajników wszelkich sztuk magicznych. Z czymś takim jeszcze nigdy się nie spotkałem, a zapewniam panią, że w moim przypadku to coś znaczy. Czy pozwoli mi pani przetestować ten obraz, jeżeli pomogę pani go zdobyć, panno Logan?
The Dark Lord
Ciągnie się to potem tygodniami, miesiącami, latami... |
|
_________________ Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
(...)
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
~ L. Staff |
|
|
|
|
asandi
Wiek: 33 Dołączył: 04 Sie 2015 Posty: 3583
|
Wysłany: 2015-10-11, 18:04
|
|
|
To jest na wieczór albo przed snem dobre |
|
|
|
|
|
Ascara
Wiek: 30 Dołączyła: 27 Lip 2015 Posty: 1526
|
Wysłany: 2015-10-11, 20:00
|
|
|
asandi napisał/a: | To jest na wieczór albo przed snem dobre |
|
|
_________________ Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
(...)
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
~ L. Staff |
|
|
|
|
impala1967 [Usunięty]
|
Wysłany: 2015-10-12, 08:32
|
|
|
Ascara, Świetny pomysł, jednak ja niestety nie mam talentu do pisania, jednak maniakalnie czytam prace innych, więc nie zdziw się, że będę się czaić niczym dres za rogiem
|
|
|
|
|
|
Pierdomenico
Wiek: 36 Dołączyła: 15 Lip 2015 Posty: 6547 Skąd: Vinewood Hills
|
Wysłany: 2015-10-12, 15:20
|
|
|
Ascara mi pomysł sam w sobie się bardzo podoba, uniwersum HP tak samo ale niestety nie kręcą mnie klimaty śmierciożerców i na pewno nie opisywałabym ich przygód, bardziej jakieś inne postacie. Jeżeli jest tam na to miejsce to może i bym się skusiła, jak będę miała więcej czasu, co nie nastąpi zbyt szybko ale daj znać, jak to tam jest. |
|
_________________
Wśród gości na kolacji jest fotograf. Gospodyni mówi:
- Robi Pan świetne zdjęcia! Musi mieć Pan drogi aparat!
Gość odchrząknął tylko. Wychodząc rzekł całując Gospodynie w rękę:
- Wybornie Pani gotuje! Musi mieć Pani drogie garnki! |
|
|
|
|
Ascara
Wiek: 30 Dołączyła: 27 Lip 2015 Posty: 1526
|
Wysłany: 2015-10-12, 22:27
|
|
|
Na shoucie napisałam - ot, może komuś się przydadzą te informacje napisał/a: | W największym skrócie - możesz tam założyć czyjekolwiek konto, znajdziesz tam tak prezydentów Obamy, jak i Małą Syrenkę podejrzewam. Nie ukrywam, że nie po to próbuję werbować ciekawych ludzi, żeby z nimi potem nie pisać więc chętnie wciągnęłabym Cię w uniwersum HP, ale nie musisz być oczywiście Śmierciożercą. Można akcję osadzić w czasach szkolnych, możesz być praorządnym reprezentantem Gryffindoru, prefektem niemogącym zdzierżyć okrutnego, wychodzącego na aniołka Riddle'a itp itd. Możesz być jak w załączonym w tamtym poście przykładzie kimś, kto spotyka Riddle'a przypadkiem. Shiriel (bohaterka, z którą wówczas pisałam) potem, co prawda, została Śmierciożercą, ale w sumie nie musiała.
Jestem mniej radykalna, niźli prawdziwy Voldemort, nie każdy musi być ze mną lub przeciw mnie.
(...)
Można być też postacią OTC - tworzy się jakąś czarownicę lub czarodzieja, który w sadze nie występował. 3 z moich obecnych 5 rozmówców na NK to postaci OTC i całkiem fajnie to wychodzi.
|
Inny przykład - rozmowa Voldemorta z Lucjuszem Malfoyem (autor Artur wybaczy mi tę publikację). Dorzucam, bo jest bardziej dynamiczny (więcej krótszych wiadomości), choć jakość moich wiadomości chyba nieco gorsza - to same początki mojej twórczości jako Voldemorta, dopiero się wdrażałam.
- Witaj, Lucjuszu – powiedział zjadliwym szeptem, stając na progu domu swojej prawej ręki. Tak przynajmniej było do tej pory.
Zauważył zaskoczenie na twarzy bladego, platynowowłosego mężczyzny, nie zamierzał jednak zbyt szybko wszystkiego wyjaśniać. Wszedł i odwiesił długi płaszcz na antycznym, bogato zdobionym wieszaku. Nie oczekiwał przy tym na żadne zaproszenie, wiedział, że nie musiał. Skierował swoje kroki w stronę salonu i usiadł w najwygodniejszym z foteli, gdzie oczekiwał, aż Lucjusz podejdzie.
- Możesz usiąść – powiedział łaskawie charakterystycznym dla siebie wysokim głosem. Wiedział, że ubliża Malfoyowi, wydając mu rozkazy w jego własnym domu, jednak miał świadomość, że może sobie na to pozwolić. Teraz chciał go jak najbardziej sponiewierać.
Spojrzał Śmierciożercy prosto w jego zimne oczy i wycedził:
- Wczoraj, kiedy w swoich sprawach udałem się na Pokątną, spotkałem w banku Gringotta Fabiana Prewetta. Muszę uwierzyć w życie pozagrobowe, bo już 2 miesiące temu powierzyłem ci misję zlikwidowania go… Crucio – krzyknął bez ostrzeżenia i przez kilka sekund napawał się bólem, jaki sprawił Lucjuszowi. Po tym czasie zwolnił zaklęcie. – Dwa dni później powiedziałeś, że Prewett nie będzie już sprawiał problemu, dlaczego więc ciągle żyje? Myślisz, że masz prawo modyfikować moje zalecenia według własnych poglądów?
I/II
Wysoki, wysmukły mężczyzna o długich, gęstych, jasnych włosach i zimnych, stalowoszarych oczach, ubrany w długi, szykowny, elegancki płaszcz wracał właśnie z przechadzki po dużym, stylowo urządzonym, zielonym ogrodzie, znajdującym się na tyłach jego imponującego, okazałego dworu, zwanego Malfoy Manor. Wtem przed wejściem do jego wspaniałej posiadłości ni stąd, ni zowąd zmaterializował się ten, któremu służył i który wzbudzał w nim największy szacunek oraz lęk. Tak, Lucjusz Malfoy naprawdę lękał się jego gniewu i nie był to bezpodstawny strach, bowiem ten, który mianował go swoim doradcą i sługą, wzbudzał strach i przerażenie w sercu niejednego czarodzieja, z każdym dniem stając się coraz potężniejszym i straszliwszym czarnoksiężnikiem.
- Witaj, mój panie.- wyjąkał zginając się w pół, w pełnym szacunku ukłonie, po czym wprowadził go do swego salonu czując na sobie jego gniewne spojrzenie. Nietrudno było się domyślić, co go tu sprowadziło. Wszak niedawno pan Malfoy otrzymał od niego zadanie, które polegało na zgładzeniu członka Zakonu Feniksa, niejakiego Fabiana Prewetta. Co prawda zorganizował na niego zasadzkę, ten jednak zręcznie się wymknął, dzięki czemu ocalił życie.
- Panie mój, ja próbowałem… Zorganizowałem na niego zasadzkę, ale on... Wymknął mi się.- przyznał wpatrując się przestraszony w jego gniewne oblicze, gdy ten wycelował w niego różdżkę wypowiadając zaklęcie torturujące. Pod wpływem zaklęcia Malfoy upadł twarzą do podłogi poczuwszy na całym ciele straszliwy, niewymowny, przeraźliwy ból, przenikający go do szpiku kości. Zacisnął zęby, by stłumić w sobie krzyk. Przejmujący, dotkliwy ból wręcz nie do opisania zdawał się rozrywać jego wnętrzności. Riddle torturował go tak przez kilka minut.
II/II
W końcu opuścił różdżkę, a ostry, przejmujący ból natychmiast ustąpił. Lucjusz podniósł głowę unosząc na niego pełen przerażenia wzrok. Dyszał ciężko, blady jak płótno, a długie włosy przysłoniły jego bladą twarz o regularnych, wybitnie męskich rysach. Twarz, na której często gościł obłudny, przebiegły uśmiech, a na której teraz malował się nieopisany strach i śmiertelne przerażenie..- Wybacz mi, panie… Ja byłem pewien, że oni go dopadli… Macnair i Avery byli ze mną… Mieli go dopaść… Puścili się za nim w pogoń… Myślałem, że go załatwili… Skąd mogłem wiedzieć, że stało się inaczej? Nie spotkałem się z nimi od tamtego czasu…- wydyszał z trudem łapiąc oddech po straszliwych torturach.
1.
- Jak śmiałeś podać mi niesprawdzone informacje, Lucjuszu? – pytał dalej.
Jego głos był spokojny, bardzo rzadko się unosił. Nie względem swoich „przyjaciół”, jak określał Śmierciożerców. Ani on, ani sami Śmierciożercy nie wierzyli oczywiście w ową przyjaźń, ale taka wersja była dla świata najłatwiejsza do przyjęcia. Dlaczego nie krzyczał na swoich podwładnych? Dlatego, że nie czuł takiej potrzeby. Wiedział, że cokolwiek się stanie, będą darzyć go szacunkiem i obawą.
Nawet teraz widział w oczach Lucjusza ten śmierdzący strach. Przerażenie.
- Powinienem cię teraz zabić – wysyczał, używając różdżki do podniesienia Malfoya z posadzki. Nie postawił go jednak na ziemi, a pozwolił mu dyndać bezwładnie w powietrzu.
Spojrzał w jego twarz z odrazą. Nienawidził tchórzostwa. Wiedział doskonale, że Lucjusz powiedział mu dokładnie to, co chciał usłyszeć. Wtedy nie zwrócił na to wielkiej uwagi, nigdy nie podejrzewałby, że ON ośmieli się go okłamać, tak więc nie użył legilimencji, by zajrzeć do jego umysłu, nie wyszukiwał oznak brudnego kłamstwa w jego stalowoszarych tęczówkach.
- Ufałem ci, Lucjuszu… - wyraził na głos to, o czym myślał. – Sądziłem, że kto, jak kto ale TY… – ostatnie słowo wypowiedział z dużym naciskiem. – Nigdy nie przetrzepywałem twojego umysłu, żeby sprawdzić, czy mnie nie okłamujesz, nigdy nawet nie przyglądałem ci się przenikliwie – mówił szeptem, a jednak był doskonale słyszalny. – Widocznie popełniłem błąd… Co jeszcze ukrywasz przede mną, Lucjuszu? Ile razy mnie rozczarowałeś, a próbowałeś to ukryć za maską tego głupkowatego uśmiechu?
2.
Uśmiechnął się szyderczo. Napawał się tym strachem, który bił od jego podwładnego. Teraz określenie przyjaźni między tymi dwoma mężczyznami byłoby czymś dużo, dużo więcej, niż zwykłym eufemizmem.
- Teraz się przekonamy, Lucjuszu… Myślałeś, że można coś ukryć przed Czarnym Panem… - dodał drwiąco. – Teraz dowiesz się, że się myliłeś. Legilimens! – krzyknął, otwierając sobie dojście do wszystkich wspomnień Malfoya.
- Nic nie ukrywam panie mój, przysięgam! Postaw mnie na ziemi! Ja ci wszystko wyjaśnię!- krzyknął błagalnie, kiedy zawisł w powietrzu jakiś metr nad podłogą. Wtem przed jego oczami zaczęły przesuwać się jakieś obrazy. Przemijały szybko, jak na przyspieszonym filmie, tak że trudno mu było rozeznać, co przedstawiają. Po chwili zakręciło mu się od tego w głowie i obraz zamazał mu się przed oczami. Czuł jak Riddle penetruje jego umysł próbując wydobyć z niego wszelkie informacje, które mógł przed nim zataić. Nie było ich wiele, ale jednak były. Choćby ta jak oszczędził życie jednej mugolaczce, którą powinien był zabić, bo tak się składało, że ona również należała do powołanej przez Albusa Dumbledore’a organizacji, zwanej Zakonem Feniksa, o czym on co prawda nie wiedział, więc nie widział powodu, aby go zabijać albo to jak potem żałował, kiedy wydał Bellatriks dwóch kolejnych członków tej tajnej organizacji dyrektora Hogwartu. No tak, o tym również Riddle nie powinien wiedzieć. W końcu gardził tymi, którzy okazywali wyrzuty sumienia. Pragnął, aby wszyscy jego ludzie byli bezwzględnymi mordercami, niewahającymi się przed zabiciem kogokolwiek. Ale najgorszym faktem było to, że dzięki penetracji jego umysłu, Riddle odkrył jego największą tajemnicę, a mianowicie to, że posiadał syna, który obecnie był na pierwszym roku nauki w Hogwarcie. Lucjusz robił wszystko, aby on tylko się o tym nie dowiedział. W ten sposób pragnął ochronić ukochanego syna przed wstąpieniem w jego szeregi, a teraz Riddle wiedział już wszystko, jak również to, że pan Malfoy już od jakiegoś czasu żałował wstąpienia w jego szeregi.
- No, no, Lucjuszu… - powiedział cicho. – Nie doceniałem cię – wycedził, po czym skierował różdżkę na swojego sługę. – Crucio – warknął.
Teraz był naprawdę wściekły. Korciło go, żeby zabić tę pokrakę, której dotychczas ufał. Malfoy okazał się być większą szumowiną, niż Rookwood, Avery i reszta hołoty, która służyła mi tylko wtedy, gdy było to po ich myśli, kiedy mieli z tego korzyści. Malfoy robił dokładnie to samo, z tym, że miał czelność go oszukiwać.
Patrzył z satysfakcją, jak mężczyzna wije się po posadzce, wyjąc z bólu. Uśmiechnął się drwiąco, cedząc:
- I co, Lucjuszu? Kto jest teraz wykiwany, no kto? – z użyciem różdżki rzucił mężczyzną o ścianę i zdjął zaklęcie. – Nie bój się o swojego syna – powiedział zjadliwym szeptem. – Pewnie wrodził się w ciebie. Jedna szumowina w moich szeregach najzupełniej wystarczy.
Przez moment przyglądał się Lucjuszowi w milczeniu. Dawno już nie czuł tak wielkiego rozczarowania. Reszta często go zawodziła, przyzwyczaił się do tego, ale w tym przypadku…
- Byłeś jednym z pierwszych, Lucjuszu, jeszcze w zamku... Jestem bardzo nierad – odezwał się znów, tym razem nieco wyżej. Coraz ciężej było mu opanować emocje. Dużej siły woli używał, ażeby nie rzucić tego najgorszego z zaklęć niewybaczalnych. Miał jednak dziwne przekonanie, że Malfoy już nie odważy się mu przeciwstawić, a nawet z takiej szumowiny można mieć pożytek.
- Crucio – powiedział po raz trzeci, mrużąc przy tym z wściekłością swoje oczy. Nie było w nim w tej chwili nic z tego ujmującego uroku, którym omamiał kobiety.
Itp. itd...
[ Dodano: 2015-11-01, 13:38 ]
I nikt-nic? |
|
_________________ Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
(...)
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
~ L. Staff |
|
|
|
|
fantine
life is fleeting, death is eternal
Wiek: 27 Dołączyła: 16 Sty 2016 Posty: 478 Skąd: Północny Azyl Nieumarłych
|
Wysłany: 2016-02-09, 19:51
|
|
|
Podoba mi się pomysł, lubię tego rodzaju zabawy i klimaty Śmierciożerców, ale mogłabyś mi szczegółowiej wytłumaczyć, co trzeba zrobić, żeby wziąć w tym udział i na czym to dokładnie polega? |
|
_________________ - Wykonuję pewną pracę...
- Ale czym się zajmujesz?
- Myśleniem
_________________
I may have sinned, but there's no need to push me around |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
|