Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: Adrian1234
2020-01-08, 15:04
Mój ranking płyt wydanych w 2017 roku
Autor Wiadomość
Adrian1234 





Wiek: 39
Dołączył: 02 Sie 2015
Posty: 5028
Skąd: Szczecin
Wysłany: 2018-01-11, 12:52   Mój ranking płyt wydanych w 2017 roku

Kolejny muzyczny rok za nami, najwyższy więc czas na już kolejne wielkie podsumowanie wszystkich przesłuchanych przede mnie płyt a o tym co było, najlepsze, bardzo dobre, dobre czy średnie dowiecie się już za chwilę. Najpierw zacznę jednak od tego, że i tym razem pobiłem własny rekord, w poprzednim rankingu było pięćdziesiąt sześć pozycji a tym razem wyszło ich aż sześćdziesiąt, tym razem też jest nieco bardziej zróżnicowanie gdyż nadal poszerzałem swoje horyzonty muzyczne i sprawdziłem też zespoły, które tworzą heavy metal, symphonic deathcore, blackened deathcore jak i zwiększyłem ilość poznanych tych tworzących progresywny metal, dodatkowo znalazło się tu trochę bandów z Kanady choć zwykle jakoś unikałem muzyki z tego kraju, wreszcie dawałem szanse mało znanych grupom, które robiły dobre wrażenie a są mało znane tylko ze względu na brak możliwości wybicia się z powodu konkurencji w postaci dużej ilości znanych, popularnych i lubianych gigantów danego gatunku. Zastosowałem zmieniony system oceniania co objawia się niby niższymi ocenami niż we wcześniejszych latach, obecnie skala ocen wygląda w ten sposób:
1. Kompletna tragedia, nie uznaję oceny 0 i niższych więc kryją się one pod oceną czyli, że mogą się znaleźć to co można równie dobrze oznaczać kompletny syf, który można by określić np jako -50/10 jak i prawdziwe 1, w każdym razie lepiej się trzymać od tego z daleka. Generalnie w rankingach nie występuje bo zwyczajnie nie słucham czegoś takiego.
2. Tragedia ale ma jakieś minimalne zalety. Co do występowania podobnie jak wyżej.
3. Da się posłuchać ale raczej szkoda na to czasu gdyż to nieprzyjemne dla ucha. Jako, że płyty oceniam po kilkukrotnym odsłuchaniu a coś co można by tak ocenić nie jest miłe dla ucha to również zwykle omijam takie krążki więc i w rankingach zwykle się ich u mnie nie spotyka.
4. Album poniżej średniej, można posłuchać, ma swoje zalety ale jednak wad jest więcej.
5. Typowy średniak, nie rani uszu ale też raczej nie wywołuje pozytywnych odczuć czyli wad i zalet po równo.
6. Całkiem dobry, odczucia przy odsłuchiwaniu jak najbardziej pozytywne jednak mogłoby być lepiej.
7. Dobra płyta, ta ocena jest u mnie najczęściej spotykana. Generalnie wszystko jest w porządku i słucha się tego przyjemnie.
8. Bardzo dobra i na pewno warta polecenia, coś co wyróżnia się z tłumu poziomem.
9. Płyta wyjątkowa, czymś zachwycająca np. pięknem, klimatem, ciężarem czy techniką, podczas słuchania nie wyłapuje się wad i ma się ochotę do niej często wracać.
10. Genialna, ma wszystko to co poprzednia ocena ale i coś więcej, album do którego, zawsze chętnie się wraca, ma się ochotę śledzić teksty podczas słuchania, taki który od razu przychodzi na myśl gdy słyszy się pytanie w stylu "wymień swoje ulubione płyty".
Ogólnie z całą pewnością mogę uznać zeszły rok za udany pod względem muzycznym gdyż trafiły się dwie płyty, które zasłużyły na dziesiątkę, kilka dziewiątek i jeszcze więcej ocenionych na osiem, oczywiście była też cała masa po prostu dobrych, które wprawdzie nie wywoływały zachwytów ale przyjemnie się ich słuchało, a co do rozczarowań to było kilka choć i tak nie rozczarowywały tak jak niektóre z poprzednich lat. Niektórych nowych czytelników moich podsumowań mogą zaskakiwać ogólnie dość wysokie oceny i praktycznie brak bardzo niskich ale spowodowane jest to wcześniejszą ostrą selekcją zespołów do zapoznania i jak coś od razu sprawia wrażenie średniaka to w ogóle nie tracę na to czasu, grupa musi mieć to coś co przyciągnie moją uwagę i ostatecznie wychodzi na to iż słucham głównie najlepszych o stałej formie gdzie rozczarowanie sprowadza się zwykle do dania szóstki czy piątki bo raczej niezbyt często zdarza im się wydać naprawdę nieudane krążki. Co do miejsca zamieszczenia podsumowania to pozostaje mi tylko wkleić zdanie z tego zeszłorocznego: ekipa portalu Last.fm gdzie zwykle zamieszczałem moje rankingi znowu zawiodła na całej linii pokazując cały swój nieprofesjonalizm i nadal pomimo usilnych starań i obietnic nie dali rady przywrócić opcji "dzienników", które to wyłączyli niby na chwilę podczas swoich nieudanych zabaw w prowadzanie nowego wyglądu jeszcze w kwietniu 2015 roku. Wiem, że aż trudno uwierzyć w tak wielki poziom nieprofesjonalizmu ale pomimo minięcia kolejnego roku oni nadal nie byli w stanie tego zrobić, chyba już w ogóle zrezygnowali ze starań bo po ich zmianie wyglądu nie tylko spadła funkcjonalność portalu i jest on brzydszy to jeszcze ludzie masowo zaczęli stamtąd odchodzić. Chyba trochę za bardzo się rozpisałem… w każdym razie już teraz zapraszam wszystkich do przeczytania mojego rankingu płyt sprawdzonych w 2017 roku.

1. Vuur "In This Moment We Are Free - Cities" (10/10)

Najnowszy projekt dobrze znanej i utalentowanej holenderskiej wokalistki Anneke Van Giersbergen, dla przypomnienia napiszę iż można natrafić na nią w takich kapelach jak The Gathering, Agua De Annique, The Gentle Storm, czy Devin Townsend Project choć wydała również dwie solowe płyty i udzielała się na featuringu w dyskografiach innych wykonawców. Jak widać po współpracy z Devinem Townsendem na całego zainteresowała się progresywnym metalem gdyż Vuur utrzymane jest dokładnie w tych klimatach a więc na ich debiutanckim albumie mamy charakterystyczne, piękne, spokojne wokale Anneke w połączeniu z progressive metalową warstwą instrumentalną czyli długimi kompozycjami z dosyć skomplikowanymi riffami gdzie raz jest ciężej a innym razem delikatniej i malowniczo, dochodzą do tego miejscami solówki gitarowe. Co jest typowe zarówno dla jej zespołów jak i dla tego gatunku długi jest również sam krążek gdyż ma ponad godzinę przy czym jest tak dobrze przemyślany, że nie tylko nie nudzi ani przez chwilę to jeszcze słuchacz może zachwycać się każdą przesłuchaną minutą. Z początku można odnieść wrażenie, że delikatny wokal niezbyt pasuje do cięższej pracy instrumentów ale szybko osoby o otwartym umyśle zauważą, że właśnie dzięki temu kontrastowi ta muzyka brzmi tak dobre i wyjątkowo. Ciekawostką jest fakt iż to album koncepcyjny gdzie motywem przewodnim zgodnie z drugą częścią tytułu są miasta, których nazwy występują również w tytułach wszystkich utworów a więc podczas odsłuchu odbywamy piękną, fascynującą, muzyczną podróż po całym świecie, dodatkowo w każdym utworze w warstwie tekstowej w którymś momencie i w zawsze w podobnej formie padają słowa pierwszej części tytułu. Skoro już doszedłem do tekstów to kolejnym charakterystycznym elementem jest ich pozytywny wydźwięk i tak dotyczą one m.in. nadziei, bycia wolnym, walką z obawami i cieszeniem się z życia. Muszę od razu stwierdzić, że płyta oczarowała mnie od pierwszego zagoszczenia w głośnikach gdyż bardzo lubię głos wokalistki ale trochę żałowałem iż zwykle zabiera się za lżejsze rzeczy jak np. alternative rockowe Agua De Annique czy twórczość solowa, cięższe jest Devin Townsend Project ale tam jednak zwykle odpowiada za tylne wokale i występuje w niektórych utworach a więc Vuur jest tym na co od dawna czekałem i pewnie wielu ma podobne zdanie. Z całą pewnością mogę napisać iż to zdecydowanie najlepsza płyta wydana w zeszłym roku o czym w zasadzie wiedziałem już po pierwszym przesłuchaniu i najlepsza w dyskografii Anneke Van Giersbergen a jako, że Vuur jest nowym zespołem to jednocześnie ogłaszam krążek debiutem roku, to po prostu pozycja obowiązkowa dla każdego kto chce zapoznać się z czymś wyjątkowym i genialnym.
https://www.youtube.com/watch?v=gAwDw5zXtLI

2. Soen "Lykaia" (10/10)

Zespół ze Szwecji wykonujący mieszankę progresywnego metalu i progresywnego rocka założony przez byłego perkusistę Opeth Martina Lopeza, pozostali członkowie również już wcześniej udzielali się w innych kapelach: basista Steve DiGiorgio jest z znany z Sadus, Testament, Death oraz Iced Earth, gitarzysta Marcus Jidel z Avatarium, Evergrey, The Ring, Royal Hunt a wokalista Joel Ekelöf z Willowtree a więc Soen można określić mianem supergrupa. Poprzednie dwa krążki prezentowały kolejno wysoki i bardzo wysoki poziom co ze względu na doświadczenie muzyków jest czymś naturalnym za to muzycznie kojarzyli się głównie z Toolem czy A Perfect Circle zarówno instrumentalnie jak i ze względu na to iż wokalista barwą głosu i sposobem śpiewania kojarzy się z Maynard James Keenanem. Tegoroczna Lykaia okazała się być jeszcze lepsza od poprzedniczek a więc mamy do czynienia z bardzo dobrym, klimatycznym graniem a każdy utwór jest dobrze dopracowany i wszystkie zachwycają swym pięknem. Muzycznie nie ma zbytnich zmian choć jednak teraz nieco bardziej poszli w stronę progresywnego rocka a styl śpiewania trochę się zmienił przez co jest już mniej Keenanowy niż wcześniej i ogólnie jest nieznacznie wolniej i lżej a i jeszcze warto zwrócić uwagę na to, że popracowali nad jedyną, drobną wadą wcześniejszej twórczości, którą były trochę zbyt podobne do siebie kawałki i dlatego tym razem w pełni zasłużyli na maksymalną ocenę oraz drugie miejsce na liście najlepszych tegorocznych albumów.
https://www.youtube.com/watch?v=FRH9ADDqLIM

3. Kobra And The Lotus "Prevail I" (9/10)

Zacznę od przedstawienia bandu gdyż prawdopodobnie niewielu o nich słyszało otóż zespół pochodzi z Kanady i z czasem wprowadza dość istotne zmiany w wykonywanej przez siebie muzyce, zaczynali od hard rocka z elementami heavy metalu jednak po wydaniu debiutu odeszli prawie wszyscy muzycy z wyjątkiem charyzmatycznej i utalentowanej wokalistki Brittany "Kobra" Paige. Dwa lata później skompletowała ona nowy skład i Kobra And The Lotus powrócili w pięknym stylu wydając krążek nazywający się jak kapela tym razem tworząc już rasowy heavy metal, dzięki nowej ekipie brzmienie wyraźnie się poprawiło ale największą zmianą był wokal: od razu widać, że Kobra dużo pracowała nad sobą i jak na debiucie brzmiała dobrze to teraz jej głos stał się wprost cudowny i idealnie wpasowała się w heavy metalowe klimaty. Następnie dwa lata później wyszło równie genialne High Priestess z podobnym brzmieniem a na ten rok zaplanowali wypuszczenie dwóch albumów: Prevail I i II, które stały się jednymi z bardziej wyczekiwanych przeze mnie nowości. Prevail I przynosi kolejną zmianę w brzmieniu, wprawdzie nadal słychać tu heavy metal jednak tym razem nieco bardziej poszli w łagodniejsze Power metalowe i alternative metalowe rejony: solówek gitarowych jaki kiedyś było sporo to teraz w zasadzie ich nie uświadczymy i ogólnie gitary grają teraz prościej, do tego muzyka stała się bardziej chwytliwa, szczególnie w refrenach, prawdę mówiąc chwilami nawet się o pop prawie ocierają. Czy to znaczy, że płyta jest rozczarowaniem? Odpowiedź brzmi: nie, znaczy gdybym był fanem heavy metalu to pewnie nie byłbym zadowolony z takich zmian, ja jednak sięgnąłem po nich głównie ze względu na wspaniałą wokalistkę a ona nadal brzmi cudownie i wprawdzie całość mogłaby być trochę cięższa ale i tak muszę stwierdzić, że dobrze odnajdują się również w takim graniu, do tego z czasem krążek podoba mi się coraz bardziej i śmiało mogę nazwać go bardzo dobrym. A co do Prevail II to ostatecznie nie udało go się wydać i prawdopodobnie nastąpi to w 2018 a jeśli będzie równie dobry to prawdopodobnie w przyszłym rankingu Kobra And The Lotus znowu będzie bardzo wysoko, oczywiście nadal mam nadzieję, że jednak tym razem wrócą do poprzednich klimatów w których Brittany w pełni mogła pokazać swoje możliwości.
https://www.youtube.com/watch?v=YHc-c9hJMrU

4. Xandria "Theater of Dimensions" (9/10)

Tutaj kolejny przykład genialnego krążka, tym razem autorstwa niemieckiej kapeli wykonującej metal symfoniczny i znowu się potwierdziło, że przyjęcie znanej wcześniej z Ex Libris Dianne Van Giersbergen w charakterze wokalistki było doskonałym pomysłem bo dzięki niej wznieśli się na muzyczne wyżyny czyniąc z nich najlepszy zespół w gatunku jaki poznałem choć oczywiście wcześniejsze albumy również prezentują bardzo wysoki poziom. Muzyka jest piękna, szybka i podniosła a w odróżnieniu od wielu zespołów z gatunku, które są przesadnie złagodzone słychać w niej metalowe granie, za to wokale Dianne zarówno te bardziej gotyckie jak i te wysokie, operowe, których tu naprawdę sporo brzmią doskonale. W utworze We Are Murderers (We All) wystąpił wokalista dobrze znany z takich bandów jak Soilwork, Disarmonia Mundi, Coldseed czy I Legion czyli Bjoern Speed Stread co jednocześnie sprawiło, że w dyskografii pojawił się już drugi w którym pojawiły się growle. Ich poprzedni longplay trafił na pierwsze miejsce w rankingu w 2014 roku nie mając sobie równych, tym razem są trochę niżej choć to oczywiście nadal ścisła czołówka zeszłego roku aczkolwiek da się wyczuć, że do poprzedniego trochę mu brakuje, po prostu odrobinkę za bardzo poszli w stronę gothic metalu a czysty symphonic metal to to w czym Dianne najlepiej sobie radzi, no i czwarte miejsce przede wszystkim spowodowane jest poziomem wcześniejszych pozycji. W tym momencie aż chciałbym tradycyjnie napisać iż zespół jest w tak wysokiej formie, że następny krążek pewnie będzie równe dobry (BTW ostatnio miałem rację z tym stwierdzeniem) jednak nagłe odejście Dianne stawia przyszłe dokonania pod znakiem zapytania bo jak wiadomo zmiana wokalu oznacza zwykle sporo zmian w brzmieniu więc zupełnie nie wiadomo jak będzie wyglądać ich przyszłość.
https://www.youtube.com/watch?v=zWx00HcP2WU

5. Fit For An Autopsy "The Great Collapse" (9/10)

Zaczynali jako po prostu kolejny zespół tworzący Brutal Deathcore, kolejny jednak wyróżniający się z tłumu wysokim poziomem utworów później jednak tych różnic zaczęło się robić więcej gdyż do swej muzyki przemycali elementy progresywnego metalu a dokładniej z łatwością można było wychwycić zapożyczenia z francuskiego zespołu Gojira, których z każdym kolejnym albumem było więcej choć i tak ograniczały się one do pojedynczych fragmentów różnych utworów, zmiana nastąpiła w tym roku wraz z wydaniem The Great Collapse. Tym razem to już nie są fragmenty ani np. jeden czy dwa utwory bardziej odbiegające od tego co wcześniej grali a pójście na całość i zmianę całej muzyki z brutal deathcore na progressive deathcore czy nawet progressive metal / deathcore a całość brzmi jak Gojira z elementami deathcore'owymi, jako ciekawostkę podam, że ludzie już im wymyślili tag gojiracore. Growle nadal pozostały jednak teraz są jakby lżejsze i nie stanowią już 90% wokalu jak wcześniej gdyż tutaj wokal jest dużo bardziej różnorodny i nawet czystego wokalu jak na nich sporo się trafiło, instrumentalnie również sporo się zmieniło i zamiast typowego dla ich gatunku grania przez większość czasu w zasadzie w jednym tempie mamy tu do czynienia z typowo progresywno metalowym wielkim zróżnicowaniem i większym niż wcześniej skomplikowaniem riffów. Pomimo zmian muzyka pozostała mocna, szybka i energetyczna a więc zmiana jak najbardziej korzystna i spokojnie mogę powiedzieć, że to teraz mój ulubiony ich album oraz najlepszy deathcoreowy tego roku.
https://www.youtube.com/watch?v=iWpY_9BvTt8

6. Betraying the Martyrs "The Resilient" (9/10)

Jest to zespół, który sporo eksperymentuje a ich muzyka jest mieszanką deathcore, metalcore z elementami metalu symfonicznego, do tego zawsze jest na bardzo wysokim poziomie a muzycy są bardzo utalentowani, są tak dobrzy, że nawet kiedy coverując na poprzednim krążku utwór z filmu Kraina Lodu Let It Go zrobili dobry core'owy kawałek przy czym oczywiście refren jest lekko za słodki w celu umożliwienia łatwego rozpoznania go, dodatkowo zabranie się za coś takiego pokazuje iż mają dystans do siebie. Nówka jedynie potwierdza wysoką formę a w zasadzie to jest najlepszą pozycją w dyskografii i jest tu wszystko to co czyni ten zespół takim wyjątkowym czyli duża różnorodność i spore różnice w ciężarze na zasadzie kontrastu czyli mocne, ciężkie, szybkie, deathcore'owe zwrotki z growlami i breakdownami oraz sporo lżejszych chwytliwych refrenów z rodem z melodic metalcoreowych kapel a do tego dochodzą te symfonicznometalowe ozdobniki jak klawisze czy chórki. Zeszły rok zaczął się od albumu będącego na najwyższym poziomie i od razu wiedziałem, że będą musieli trafić na jakieś bardzo wysokie miejsce w rankingu, długo byli pierwsi, później spadli u mnie na trzecie miejsce aby ostatecznie po wielu przysłuchiwaniach się i porównaniach z równie genialnymi płytami Kobra And The Lotus, Xandria i Fit For An Autopsy trafić na szóste miejsce.
https://www.youtube.com/watch?v=D3cXF2lHAsQ

7. Spoil Engine "Stormsleeper" (9/10)

Belgijski groove metal chociaż da się u nich wychwycić pewne elementy melodic death metalu i metalcore, generalnie na pierwszych trzech krążkach wyraźnie słychać wzorowanie się na nowszej twórczości giganta gatunku jakim jest Machine Head. Początki mieli raczej średnie ale z płyty na płytę szybko się poprawiali a The Art Of Imperfection z 2012 można nazwać już genialną po tym jednak zawiesili działalność i powrócili w tym roku po pięcioletniej przerwie z nowym krążkiem i w nieco zmodyfikowanym składzie gdyż teraz za wokal nie odpowiadała już Niek Vandenberghe lecz kobieta: Iris. Jak to zwykle bywa przy takich zmianach muzyka uległa pewnym zmianom a tu zaszło ich sporo i w zasadzie można tu mówić o restarcie, drugim początku i rozpoczęciu nowego etapu twórczości, wprawdzie nadal jest to groove metal ale już w niczym nie przypominają wyżej wspomnianego Machine Head lecz całkowicie stworzyli własny styl grania. To, że przyjęli kobietę nie złagodziło zbytnio brzmienia a w zasadzie to muzyka ogólnie jest nawet szybsza i agresywniejsza, pełna mocnych gitar i growli a skoro już przy tym jestem to warto zauważyć iż te jej jak najbardziej wychodzą bo jednak częstą wadą przy growlujących kobietach jest to iż zwyczajnie nie przekonują a ich głosy brzmią bardzo wymuszenie, tak jakby na siłę chciały brzmieć mocniej poprzez zdzieranie gardła, tutaj na szczęście mamy do czynienia z porządnym mocnym głosem. Za to czyste wokale w refrenach sprawiają iż utwory mimo wszystko są chwytliwe i szybko wpadają w ucho co jest przepisem na sukces o ile zachowane są odpowiednie dawki ciężaru i lekkości co tutaj akurat z całą pewnością ma miejsce. Z pewnością trzeba przyznać iż ten album faktycznie jest naprawdę bardzo dobry, zmiany wyszły im na dobre a geniuszowi dorównuje poprzedniemu krążkowi i zdecydowanie zasługuje na tak wysoką ocenę i miejsce pośród tegorocznej czołówki, jest to też najlepsza tegoroczna płyta spośród tych cięższych z wokalistkami.
https://www.youtube.com/watch?v=Y-m9sztaWo0

8. Unleash The Archers "Apex" (8/10)

Kanadyjczycy tworzący mieszankę melodeathu z heavy metalem przy czym na różnych płytach różne są proporcje obu gatunków choć aż do Time Stands Still wyraźnie elementy pierwszego coraz bardziej ustępowały na rzecz tych drugich. Tym razem jednak zespół je wyśrodkował, praktycznie rezygnując zarówno z wysokich heavy metalowych wokali jak i melodic death metalowych growli a śpiewane czyste wokale Brittney Slayes zdecydowanie dominują. Podobnie z warstwą instrumentalną: jak wiadomo sam melodic death metal powstał z połączenia heavy metalu i death metalu a tutaj można mówić o brzmieniu będącym czymś pomiędzy melodeathem a heavy metalem. Ogólnie więc otrzymaliśmy bardzo dobry album, którego zawartość najbardziej ze wszystkich stanowi jedną spójną całość bez popadania w skrajności charakterystyczne dla gatunków z których od samego początku składa się brzmienie zespołu. Stałym elementem pozostały charakterystyczne dla nich długie, zróżnicowane utwory z dość długimi i skomplikowanymi solówkami. Kawałków jest tylko dziesięć jednak całość i tak trwa godzinę, jest to oczywiście spowodowane tym, że tylko dwa z nich są krótsze niż 5 minut, warto wspomnieć iż pomimo długości krążka się bardzo dobrze słucha i zdecydowanie można go zaliczyć do najlepszych wydanych w tym roku choć trochę im zabrakło do maksymalnej oceny.
https://www.youtube.com/watch?v=PfSL-6YExzk

9. Demon Hunter "Outlive" (8/10)

To już ósmy album muzycznych gigantów metalcore’u łączących jego chrześcijańską odmianę z alternative metalem i tym razem po trochę wtórnym Extremist otrzymaliśmy naprawdę dobry i pełen powiewów świeżości krążek. Tym razem jest sporo lżej i zdecydowanie więcej tu alternatywnego metalu niż metalcore a scream został ograniczony na rzecz tego charakterystycznego, balladowego czystego wokalu co akurat jest dobrą zmianą gdyż jednak akurat tę kapelę przede wszystkim za to ceniłem a scream wokalisty nigdy do końca mnie nie przekonywał. Po prostu brakuje mu trochę mocy, znaczy nie jest zły ale jednak nie może się pod tym względem równać z wokalistami z innych zespołów w gatunku za to czysty ma na najwyższym poziomie co często można podziwiać na nówce. Kolejną zaletą Outlive jest równy poziom utworów z czym wcześniej różnie bywało bo czasem wręcz zdarzały się płyty na których były np. cztery killery w otoczeniu kawałków ledwo powyżej średniej, za to teraz wszystko prezentuje równą, wysoką jakość do tego różnorodność jest naprawdę duża, można stwierdzić więc, że warto było czekać te trzy lata na ich powrót.
https://www.youtube.com/watch?v=I8IsYditHIc

10. Mastodon "Emperor of Sand" (8/10)

Siódmy album prawdziwej legendy sludge metalu, wielu ich wręcz ubóstwia zachwycając się każdym dźwiękiem i dotyczy to zarówno fanów starszych jak i nowszych form metalu... a przynajmniej tak było przez cztery pierwsze pozycje w dyskografii, później gdy chłopaki zaczęli łagodzić brzmienie wielu się od nich odwróciło zarzucając im sprzedanie się. Oczywiście to nie prawda, po prostu jest to zespół, który ciągle idzie do przodu i zmienia się, fakt z płyty na płytę łagodnieją a ilość czystego wokalu wzrasta a nowy krążek jest kontynuacją tej drogi ale jednak muzyka pozostaje niezmiennie na wysokim poziomie. Tym co obecnie najbardziej zwraca na siebie uwagę jest niesamowity klimat jaki towarzyszy ich kompozycjom, jest to element, którego w zasadzie na początku działalności nie było, z tego też powodu nigdy nie przepadałem za pierwszymi trzema krążkami po czym wydali przełomowe i genialne Crack The Skye, które jako pierwsze było przepełnione tym charakterystycznym klimatem, późniejsze krążki wprawdzie nie dorównują temu, który już można zaliczyć do najlepszych metalowych płyt wszechczasów ale ten element zawsze już występuje. Emperor of Sand to kolejna bardzo dobra pozycja dodana do dyskografii, nie jest zaskoczeniem gdyż jak pisałem jest kontynuacją drogi obranej już lata temu, nowym elementem jest to, że chwilami robi się jak na nich naprawdę lekko zahaczając o alternative metal, akurat do tego jeszcze nie do końca się przyzwyczaiłem ale i tak całości słucha się z przyjemnością a Emperor of Sand po raz kolejny ląduje w pierwszej dziesiątce najlepszych płyt wydanych w zeszłym roku.
https://www.youtube.com/watch?v=0weBagBHlk0

11. Emmure "Look at Yourself" (8/10)

To już siódmy krążek tego deathcore’owego bandu z USA, który wyróżnia się łączeniem w swojej muzyce elementów z innych gatunków takich jak metalcore, hardcore czy nu metal. Przyznam, że jakoś wcześniej długo nie mogłem się do nich przekonać i przez lata ich unikałem, trochę zmieniłem zdanie po gościnnym występie wokalisty Frankiego Palmeri w utworze La Epidemia na płycie Ill Nino zatytułowanej Epidemia lecz i tak potrzeba było jeszcze kilku lat abym nabrał ochoty na zapoznanie się z nimi ale w końcu przy okazji wydania nowej płyty nadrobiłem całość a co do niej to zaszło wiele zmian, przede wszystkim warto zacząć od tego, że Frankie jeszcze przed jej nagraniem wymienił cały skład co oczywiście znalazło odzwierciedlenie w brzmieniu i słychać to już od pierwszej chwili. Zespół praktycznie zrezygnował z wpływów metalcore i nu metalu, za to wyraźnie czuć inspirację hardcorem i rapcorem, do nowości zaliczyć trzeba również sporą ilość elektroniki, która nieco łagodzi brzmienie co chłopaki jednak skutecznie nadrabiają szybkością. Można by pomyśleć iż elektronika niezbyt pasuje do gatunku jakim jest deathcore tu jednak została dodana w przemyślany sposób i w odpowiedniej ilości dzięki czemu tworzy idealną całość z szybkimi, mocnymi riffami i wokalami sprawiając również iż album jest niezwykle energetyczny, agresywny a przy tym świeży i nowatorski. W sumie to chyba spokojnie mogę stwierdzić, że to najlepsza pozycja w dyskografii Emmure, trzecia w kolejności, deathcore'owa płyta roku za Betraying The Martyrs oraz Fit For An Autopsy i ogólnie jedna z najlepszych wydanych w 2017 roku.
https://www.youtube.com/watch?v=twh70jDCVrk

12. Hatefulmurder "Red Eyes" (8/10)

Hatefulmurder to brazylijski zespół wykonujących death thrash metal, podobnie jak Spoil Engine zaliczyli restart gdyż na debiutanckim krążku był męski wokal, całość była całkiem w porządku ale nie było w ich muzyce nic oryginalnego, po prostu typowo thrashowa, raczej monotonna warstwa instrumentalna i death metalowy jednostajny growl. Teraz jednak zmienił się wokal i to dość drastycznie bo na stanowisko wokalisty przyjęli kobietę i osobiście uważam iż to był doskonały pomysł bo jej growl nie jest tak mocny ale za to bardziej wyrazisty i energetyczny a jako, że muzycy zwykle grają pod możliwości osoby, która śpiewa to całe brzmienie się poprawiło. Na Red Eyes jest duża różnorodność pod względem instrumentalnym i wokalnym, której wcześniej u nich brakowało do tego aby się jakoś wybić z tłumu, pojawiły się też pomocnicze męskie czyste wokale co również ich wyróżnia spośród innych gdyż zazwyczaj w przypadku gdy w zespole są męskie i żeńskie wokale to kobiety odpowiadają za clean a tutaj od niej uświadczymy tylko wściekłych growli. Całość pomimo ciężaru jest dość chwytliwa, przyznam się szczerze, że kiedy zabierałem się za album to liczyłem raczej na coś średniej jakości jednak pozytywnie mnie zaskoczyli i spokojnie mogę stwierdzić iż to jedna z lepszych tegorocznych pozycji i na pewno warta polecenia co tylko uświadamia konieczność śledzenia działalności mało znanych kapel gdyż nie raz mają wiele do zaoferowania .
https://www.youtube.com/watch?v=rsIYAXLDN3w

13. Septicflesh "Codex Omega" (8/10)

To już dziesiąty album tego pochodzącego z Grecji zespołu tworzącego Symphonic Death Metal więc jest co świętować co najlepiej zrobić wydając coś naprawdę dobrego i tak też się stało. Septicflesh zawsze się wyróżniali z tłumu death metalowych kapel gdyż dbali nie tylko o moc, szybkość i ciężar ale i o to aby to co wydają było zróżnicowane, poukładane, interesujące, oryginalne i jak na gatunek dobrze przyswajalne a robili to poprzez mieszanie ciężkich death metalowych riffów, blastów i growli z elementami symfonicznymi czy nawet rockowymi oraz stosowanie różnych, mocniejszych wokali za które odpowiada Sotiris Vayenas, cleanów w wykonaniu Christosa Antoniou oraz gościnnych żeńskich typowo symfonicznometalowych głosów. Ich muzyka na przestrzeni lat ulegała pewnym drobnym zmianom dotyczącym proporcji poszczególnych części składowych i tak tym razem czystych męskich i żeńskich wokali jest mniej i ogólnie postawili na death metalowe klimaty choć jednocześnie w tle praktycznie ciągle słychać klawisze złagadzające nieco brzmienie. Tradycyjnie dla nich wszystko jest dobrze dopracowane i nie ma tu nieudanych czy średnich utworów, wszystko prezentuje wysoki poziom i w sumie do geniuszu z poprzedniego krążka zabrakło tylko jednego czy dwóch konkretniejszych killerów. Na Septicflesh zawsze można było liczyć, że nagrają coś przynajmniej dobrego i cieszę się iż nadal trzymają stałą formę co potwierdzili wydając Codex Omega i zdecydowanie ich wszystkim polecam bo mogą spodobać się miłośnikom zarówno ciężkich jak i trochę lżejszych brzmień takich przynajmniej na poziomie metalcore czy melodic death metalu gdyż jednak pomimo złagodzenia jest to w końcu death metal.
https://www.youtube.com/watch?v=Kdg4DLAPC4A

14. In This Moment "Ritual" (8/10)

Raczej nie ma sensu ich przedstawiać bo są bardzo znani i cenieni a wokalistka Maria Brink może się pochwalić wielkim talentem wokalnym jak i zapadającym w pamięć, bardzo charakterystycznym głosem. To zdecydowanie jeden z najlepszych zespołów na jakie trafiłem w ciągu ostatnich lat a całą dyskografię przesłuchałem już wiele razy i ze zniecierpliwieniem czekałem na tegoroczne Ritual. Po singlach można było odnieść wrażenie, że szykują się jakieś zmiany i rzeczywiście już od pierwszych chwil łatwo zauważyć iż zaczęli grać sporo lżej i w zasadzie zrezygnowali z tego od czego zaczynali karierę czyli z wykonywania metalcore a całość można określić jako alternative metal z elementami hard rocka i praktycznie nie ma tu już szybszych, mocniejszych riffów czy screamu, ewentualnie czasem trochę w niektórych refrenach Maria trochę pokrzyczy ale to nie jest typowy scream jak dawniej no i wyjątkiem jest utwór Root, który jako jedyny spokojnie by pasował do wcześniejszego stylu. W zasadzie to głównie w refrenach brzmią jak dawniej gdyż te zazwyczaj były u nich lżejsze jak to często bywa w melodic metalcoreowych bandach do jakich początkowo można było ich zaliczyć. Można by zadać pytanie: Czy zmiana jest zaskakująca? Może trochę jednak w rzeczywistości już na Blood zaczęli eksperymentować odchodząc dość mocno od typowego metalcore co kontynuowali na Black Widow a tym razem po prostu poszli jeszcze o krok dalej. To nie jakiś nagle wymyślony chwyt mający na celu zwiększenie popularności na zasadzie "To co lżejsze to lepiej się sprzedaje" tylko po prostu ich rozwój muzyczny. Następnym nasuwającym pytaniem na pewno jest: Czy zmiana oznacza, że muzyka nie jest już dobra? Na szczęście nie gdyż jak pisałem na początku Maria z zespołem są bardzo utalentowani, kiczu nie tworzą i jak już planują poważne zmiany w brzmieniu to przed wejściem do studia najpierw wszystko sobie dobrze przemyśleli i ustalili tak aby produkt końcowy nadal prezentował bardzo wysoki poziom co zresztą można zauważyć już przy pierwszym odsłuchu nówki. Podsumowując to ciągle to samo genialne, pełne pomysłów In This Moment lecz tym razem w nieco innych klimatach choć przyznam, że jednak brakuje mi tu tej mocy z poprzednich trzech krążków za co nieco obniżam ocenę, która w przypadku niezaniedbania tej kwestii byłaby maksymalna.
https://www.youtube.com/watch?v=zfTz83yQ8hU

15. Winds of Plague "Blood of My Enemy" (8/10)

Jest to amerykański symphonic deathcore'owy band z Upland w Kalifornii choć w ich muzyce słychać również wyraźne wpływy hardcore (szczególnie na trzecim longplayu). Po wydaniu pięciu albumów zrobili sobie czteroletnią przerwę po której teraz wrócili z nowym krążkiem i nowymi pomysłami na siebie gdyż również oni ulegli tegorocznemu trendowi polegającym na pewnym złagodzeniu brzmienia wcześniej zastosowanemu chociażby przez Suicide Silence i Make Them Suffer (więcej o tym w dalszej części rankingu) czy Fit For An Autopsy. W tym przypadku klawisze występują w większej ilości niż wcześniej i często wybijają się przed gitary a do tego po raz pierwszy pojawiły się czyste wokale w kilku utworach, zwykle męskie ale w jednym utworze również kobiece. Kolejną zmianą podobnie jak u wspomnianych wyżej Make Them Suffer jest zastosowanie lżejszych growli, takich jakie dominują w hardcore oraz praktycznie rezygnacja z typowych wcześniej dla nich niskich growli. To wszystko sprawia, że zaczęli grać coś co można określić jako mieszanka symphonic deathcore / metalcore / hardcore. Można by się teraz zastanawiać czy to znaczy, że album nie jest dobry? Pewnie fani wyłącznie czystego deathcore tak by powiedzieli uznając go za rozczarowanie jednak ludzie z bardziej rozwiniętymi horyzontami muzycznymi i otwartym umysłem powinni docenić jego zalety podobnie jak z tegorocznymi eksperymentami innych zespołów z gatunku. Płyta zdecydowanie jest najlżejsza w dyskografii i faktycznie brakuje mi tu ciężaru chociażby z Decimate the Weak czy Resistance jednak zaletami jest tu różnorodność utworów oraz ciekawe połączenie elementów z różnych gatunków dzięki czemu nadal można określić ją jako naprawdę dobrą i wartą sprawdzenia.
https://www.youtube.com/watch?v=Nt4SU2Uwrgg

16. She Must Burn "Grimoire" (8/10)

To jeden z tych eksperymentalnych deathcore'ów gdzie muzycy chcieli stworzyć coś nowego i oryginalnego w gatunku, który raczej słynie z wtórności i monotonii a zrobili to poprzez dodanie do swej muzyki zróżnicowanych kobiecych czystych wokali i klawiszy, do tego pewnym urozmaiceniem jest również dość spora ilość innych wokalistów, którzy zostali zaproszeni do utworów, na nówce są to Scott Ian Lewis z Carnifex oraz Sean Harmanis z Make Them Suffer, poza tym żeński głos z utworu Ritual bardzo przypomina mi Vicky Psarakis z The Agonist jednak nigdzie nie znalazłem żadnej informacji na ten temat więc dorzucam to tylko jako przypuszczenie. Ogólnie tagowani są jako symphonic deathcore ze względu na wspomniane przed chwilę kobiece wokale i klawisze oraz jako blackened deathcore z powodu skrzeczanego głosu wokalisty, w każdym razie faktycznie wyróżniają się spośród innych. Warto zauważyć, że fani typowego deathcore'u raczej nie będą zachwyceni gdyż jednak ciężarem znacznie odstają od większości: breakdownów raczej nie ma za dużo, podobnie jak niskich growli, w zasadzie to co tworzą jest trochę mocniejsze i mniej melodyjniejsze od typowego metalcore, jednak jak pisałem braki w mocy nadrabiają pomysłowością i różnorodnością dzięki czemu mogę spokojnie stwierdzić, że ten ich debiutancki album (dotychczas wydali tylko jedną EPkę) jest naprawdę dobry i wart uwagi.
https://www.youtube.com/watch?v=gt4PppL2cjk

17. Motionless In White "Graveyard Shift" (8/10)

Piąty album amerykanów, którzy słyną z wysokiego poziomu, zróżnicowanej muzyki i eksperymentów: na EPce tworzyli mieszankę hardcore z metalcorem i post-hardcore, dalej na debiucie tworzyli metalcore / post-hardcore, później już nieco cięższy metalcore po czym dorzucili do swojej muzyki nu metal, alternative metal i industrial metal i w takich klimatach jak na razie nadal siedzą. Nowy krążek jest kontynuacją tej drogi a więc nadal mamy tu wielką różnorodność utworów, po prostu nie ma tu dwóch zbytnio podobnych do siebie co jest oczywiście zaletą, znowu dominuje czysty wokal lecz screamów nadal jest nawet sporo choć wiadomo iż nie w takich ilościach jak w początkowym okresie twórczości. A skoro już jestem przy wokalu to warto wspomnieć iż tym razem Chris Cerulli (tytułowy Motionless) postanowił pokazać swoje możliwość poprzez stosowanie różnego rodzaju wokali a więc są wyższe i niższe zarówno screamy jak i czyste, trafiają się też growle a nawet skandowanie co również niewątpliwie jest zaletą choć przyznam iż dwa kawałki niezbyt mi podchodzą właśnie z powodu zastosowanych specyficznych sposobów śpiewania. Ogólnie płytę mogę określić jako bardzo dobrą i wartą sprawdzenia dla tych, którzy lubią łączenie różnych rejonów muzyki metalowej lecz jednak niebędących nastawionych wyłącznie na ciężkie brzmienia gdyż akurat album nie jest specjalnie ciężki.
https://www.youtube.com/watch?v=TwO0zLLybQ0

18. Exit Eden "Rhapsodies In Black" (8/10)

Exit Eden to nowy cover band, który zajmuje się coverowaniem popowych piosenek z jednoczesnym przerobieniem ich na symphonic gothic metal, wcześniej (pomiędzy 2007 a 2010 rokiem) czymś podobnym zajmował się fiński Northern Kings jednak w odróżnieniu od niego tutaj śpiewaniem zajmują się kobiety a nie mężczyźni. Dokładniej to w skład wchodzą cztery wokalistki działające na scenie rockowej i metalowej: Amanda Somerville (Trillium, HDK, Kiske/Somerville, Aina, a także współpraca z takimi bandami jak Avantasia, Epica, Kamelot), Clémentine Delauney (Visions of Atlantis, Serenity, Melted Space, Kai Hansen & Friends), Marina La Torraca oraz Anna Brunner a dodatkowo na płycie w dwóch utworach wystąpiła jeszcze znana z holenderskiego zespołu Epica Simone Simons. Jeśli chodzi o pozostały skład, który zajmuje się muzyką to nie jest on nigdzie podany więc albo trzymają to w sekrecie albo za instrumenty odpowiadają muzycy sesyjni. Na Rhapsodies in Black znalazło się 11 utworów: 1. Question Of Time (Depeche Mode), 2. Unfaithful (Rihanna), 3. Incomplete (Backstreet Boys), 4. Impossible (Shontelle), 5. Frozen (Madonna), 6. Heaven (Bryan Adams), 7. Firework (Katy Perry), 8. Skyfall (Adele), 9. Total Eclipse of the Heart (Bonnie Tyler), 10. Paparazzi (Lady Gaga), 11. Fade To Grey (Visage). Przyznam, że po zapoznaniu się z tracklistą miałem poważne obawy co do zawartości krążka a szczególnie do coveru Rihanny, którą uważam za kompletne beztalencie tworzącą same muzyczne odpady od których gniją uszy jednak postanowiłem sprawdzić krążek. Okazało się, że obawy były zupełnie niepotrzebne gdyż większość utworów prezentuje wysoki poziom i zdecydowanie są lepsze od oryginałów więc to nie tyle, że covery co po prostu znacznie ulepszone wersje. Do najlepiej wykonanych zaliczam tutaj kawałki pierwotnie wykonywane przez Lady Gagę, Bryana Adamsa, Shontelle i co ciekawe i zaskakujące Rihannę a więc wszystko wskazuje na to iż w piosenkach Rihanny największą wadą jest sama Rihanna a to co tworzy potrafi brzmieć genialnie jeżeli za przerabianie zabierze się utalentowany zespół. Za to najmniej przypadły mi do gustu Firework, które brzmi zbyt podobnie do wykonania Katy Perry, Fade To Gray ze względu na gadany francuski wokal a tego języka nie mogę słuchać oraz Question of Time za często powtarzający się lekko irytujący instrumentalny motyw z intro. W sumie to tylko te trzy nieco odstają poziomem od reszty bo pozostałym niewymienionym przeze mnie znacznie bliżej do tych najlepszych na albumie. Podsumowując: zwykle nie przepadam za płytami z coverami ale to co stworzyły kobiety z Exit Eden jest naprawdę dobre, interesujące i warte uwagi więc zdecydowanie polecam zapoznać się z tym wszystkim, którzy lubią metal symfoniczny i gotycki, oczywiście ludzie siedzący tylko z cięższych brzmieniach pewnie by się nie przekonali gdyż jednak muzyka na albumie jest lekka i wpadająca w ucho bo trzeba pamiętać iż to covery popowych kawałków i zbyt zmienione by już nie przypominały oryginałów a tu oto chodzi aby słuchacz mógł łatwo rozpoznać o co chodzi i sobie porównać.
https://www.youtube.com/watch?v=Enu3Oy6_L-I

19. Battle Beast "Bringer Of Pain" (8/10)

Czwarty krążek fińskiego zespołu tworzącego heavy metal z dużymi wpływami power metalu i już sporo mniejszymi hard rocka. Ogólnie muszę stwierdzić, że to dobry rok dla zespołów z tych rejonów muzycznych posiadających kobietę na wokalu gdyż oprócz nich przesłuchałem już nówki od Kobra And The Lotus, Unleash The Archers, Beast in Black oraz Liv Sin i wszystkie zajęły wysokie pozycje w moim rankingu. Jeśli chodzi o porównanie Bringer of Pain z tym, co prezentowali ostatnio to generalnie nie ma tu zbyt wielu zmian, nadal tworzą dobrą muzykę w swoim stylu z tym, że jest trochę lżej a w kilku utworach pojawiły się elektroniczne elementy, całość jest bardzo dobra, choć nie aż tak jak poprzednia, jest również równa i w zasadzie jedynym utworem, który odstaje jest trochę niepokojący Dancing With The Beast, który niebezpiecznie blisko zbliżył się do popu, po prostu poziom melodyjności, chwytliwość i ilość elektroniki jest tu zdecydowanie za duża co sprawia iż gitary są tu jedynie ledwo słyszalnym tłem, mam nadzieję, że w przyszłości nie będą podążać tą drogą. Oczywiście wszystko poza tym jednym trackiem jest już na bardzo dobrym poziomie i ten jeden mały, nieudany eksperyment można im wybaczyć a sam zespół warto sprawdzić bo są dobrzy choć z jakiegoś powodu mało znani.
https://www.youtube.com/watch?v=8lKYdrL-AAw

20. Karkaos "Children of the Void" (8/10)

Kanadyjski zespół tworzący Melodic Death Metal, dotychczas wydali jedną EPkę i album po czym nastąpiła zmiana wokalistki, została nią Viky Boyer po wyborze, której zabrali się za pracę nad nową płytą. W końcu w tym roku ujrzała ona światło dzienne i mogę śmiało stwierdzić, że jest naprawdę dobra choć jednocześnie do takich wniosków doszedłem dopiero po kilkukrotnym, dokładnym osłuchaniu się z nowym materiałem. Pierwsza sprawa to to, że Vicy sporo pracowała nad sobą: przy pierwszych prezentacjach jej wokalu (kilka utworów z poprzedniego krążka nagranych jeszcze raz i gościnny występ na płycie bandu I Legion) jej growle jakoś nie przekonywały do końca za to teraz są już jak należy. A co do innych zmian to trochę ich jest co jest akurat częste przy zmianie wokalu gdyż jak wiadomo zwykle muzycy grają pod możliwości osoby za niego odpowiadającej, tutaj nastąpiło większe przesunięcie ku czystemu melodethowi (jednak takiego lżejszemu gdyż czyste wokale jednak dominują więc ogólnie band nie przypadnie do gustu fanom wyłącznie ciężkich brzmień), znaczy zawsze go tworzyli tyle, że wcześniej było jeszcze np. sporo elementów symfonicznych czy progresywnych, poza tym do kobiecych czystych i growli dołączyły jeszcze męskie niższe growle, w warstwie instrumentalnej tym razem dodane zostały solówki gitarowe. W zasadzie ciężko się do czegoś tu przyczepić, może jedynie do tego iż chwilami jest nierówna pod względem ciężaru i w utworach miejscami po dłuższym lekkim, fragmencie pełnym chwytliwego kobiecego czystego głosu pojawia się równie dłuższy tym razem cięższy i z samymi growlami choć szybko idzie się do tego przyzwyczaić i zaczyna się uważać to za pewien urok krążka.
https://www.youtube.com/watch?v=pScb6OmjcQU

21. Decapitated "Anticult" (8/10)

Ich raczej nikomu nie trzeba przedstawiać bo to jeden z najbardziej znanych (zarówno u nas jak i za granicą) polski zespół (jednak z tekstami w języku angielskim) tworzący technical death metal mający tysiące fanów i siedem studyjnych albumów na koncie (wliczając w to oczywiście tą najnowszą). Mieli lepsze i gorsze chwile, najbardziej pamiętną jest słynny wypadek z 2007 roku kiedy to bezn poniósł współzałożyciel i perkusista Witold Kiełtyka a wokalistka Adrian Kowanek odniósł ciężkie obrażenia i nadal nie wrócił do pełni zdrowia. Po tym wydarzeniu zespół zawiesił działalność jednak w 2009 roku gitarzysta i drugi współzałożyciel Wacław "Vogg" Kiełtyka reaktywował go w zupełnie nowym składzie z Rafałem "Rasta" Piotrowskim na wokalu, od tamtego czasu wydane zostały trzy albumy przy czym basiści i perkusiści jeszcze się zmieniali ale teraz już najwyższy czas zabrać się za, krótki opis najnowszego z nich czyli Anticult. Tak jak i wcześniej jest ona w klimatach technical death metalu a więc mamy tu zarówno growle jak i skomplikowaną, technicznie graną pracę instrumentów wraz z solówkami gitarowymi. Co najważniejsze pomimo całego ogólnego ciężaru całość jest zróżnicowana, dynamiczna, ze zmianami tempa jak i z wpływami innych gatunków chociażby niektóre riffy i growle np. w refrenie Kill The Cult czy z intra i środkowej części Earth Scar jednoznacznie kojarzą się z groove metalem, do tego tradycyjnie dochodzą również progressive metalowe elementy głównie w pozbawionych wokalu częściach poszczególnych utworów, do tego w całości instrumentalny, kończący krążek Amen to już w zasadzie czysty progresywny metal. Podsumowując są tu wszystkie te elementy za które ludzie ich uwielbiają czyli ciężar, moc, porządne growle, technika grania jak i wyraźne efekty eksperymentów muzycznych sprawiających iż muzyka jest jeszcze bardziej zróżnicowana a Decapitated wychodzą poza ramy typowego technical death metalu, zresztą Vogg już wcześniej zapowiadał owe zmiany a teraz fani mogą się przekonać iż mówił prawdę w odróżnieniu od tego co obiecują różni muzycy aby tylko zwrócić uwagę ludzi po czym ostatecznie muzyka niczym się nie różni od tego co wcześniej grali. Zdecydowanie polecam wszystkim zapoznać się z nówką od chłopaków z Krosna bo nie tylko fani naprawdę ciężkich brzmień mogą znaleźć tu coś dla siebie, no i zawsze warto posłuchać naprawdę dobrej polskiej muzyki bo to miła odmiana po tym kiczu, który starają się nam wciskać stacje radiowe i muzyczne stacje telewizyjne. Przy okazji: znając tendencję mediów do oczerniania metalu, które to nagłaśniały sprawę rzekomego zbiorowego gwałtu dokonanego na biednej amerykańskiej fance ale zapomniały wspomnieć o zakończeniu sprawy chciałem poinformować, że sprawa została zakończona tak jak fani podejrzewali czyli zespół został oczyszczony z zarzutów i wydało się iż ta kobieta wszystko zmyśliła chcąc zyskać sławę i pieniądze poprzez robienie z siebie biednej ofiary złyh polskih metalofcuf. Takie działania są wyjątkowo obrzydliwe tym bardziej, że wykorzystała dobroć zespołu, który to ma zwyczaj zapraszania kilku fanów do swojego autokaru po koncertach, ona poszła, pogadała z chłopakami, wyszła… i zgłosiła gwałt, na szczęście prawda wyszła na jaw choć Decapitated spędzili w areszcie trzy miesiące i mają teraz nadszarpniętą reputacje gdyż takie sprawy szybko są nagłaśniane ale później nikomu nie chce się już informować o fałszywości oskarżeń zresztą właśnie dlatego wspominam o tym tutaj choć generalnie powinienem opisywać samą muzykę.
https://www.youtube.com/watch?v=yR7AnukIl8U

22. Hallatar "No Stars Upon The Bridge" (8/10)

Kolejny po Trees of Eternity nowy atmospheric doom metalowy band fińskiego gitarzysty Juha Raivio znanego głównie ze Swallow The Sun, który w ten sposób próbuje wyrazić smutek, żal i tęsknotę za zmarłą w zeszłym roku swoją partnerką Aleah Stanbridge. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że prace nad muzyką zaczęły już wcześniej, prawdopodobnie gdy już chorowała i wiedziała, że nie ma dla niej nadziei gdyż na płycie znajduje się utwór Dream Burn Down w którym jeszcze udzieliła się wokalnie. Warto również wspomnieć iż Trees of Eternity jest wspólnym projektem Juha i Aleah jednak krążek po pewnych trudnościach został wydany już po jej śmierci w celu upamiętnienia jej oraz tego co chciała przekazać w formie muzyki. Wracając do Hallatar: wokalistą został znany chociażby z takich zespołów jak Amorphis, Corpse Molester Cult czy Sinisthra Tomi Joutsen a muzyka jak już wspominałem jest wolna, klimatyczna i smutna a co do ciężaru to tak właściwie balansuje pomiędzy funeral doom metalem a atmospheric doom metalem a więc mamy tu zarówno mocne powolne riffy w połączeniu z niskim growlem a nawet blackowym skrzekiem jak i lżejsze, bardziej malownicze fragmenty podchodzące nawet pod ethereal. Znalazły się tu dwa featuringi i oprócz już wspomnianej Aleah Stanbridge w utworze My Mistake zaśpiewała również pochodząca z Kapsztadu (RPA) Heike Langhans znana z Draconian, :LOR3L3I: oraz ISON. Słuchając No Stars Upon The Bridge od razu da się wyłapać prawdziwe emocje, utwory są długie i dobrze dopracowane a cały krążek jest zdecydowanie najlepszym z tegorocznych w doom metalu jaki przesłuchałem.
https://www.youtube.com/watch?v=YuVed39-p_A

23. Mutiny Within "Origins" (8/10)

Tworzą dość lekki melodic death metal z elementami metalcore i heavy metalu a ich wokalistą jest doświadczony i ceniony Chris Clancy. Debiut był bardzo dobry, nowatorski i zróżnicowany, niestety później przy drugim krążku zaliczyli spadek formy i zaczęli powtarzać schematy przez co obawiałem się o ich przyszłość po czym przez prawie 4 lata nie było nic o nich słychać a w tym powrócili w naprawdę dobrym stylu. Brzmienie niby podobne jak dawniej ale jednak czuć, że coś się zmieniło i jakby spróbować poprzemycać utwory stąd pomiędzy ich wcześniejsze dokonania to dałoby się od razu je wyłapać, dodatkową nowością są wyraźne elementy z metalu symfonicznego w postaci tych charakterystycznych kobiecych wokali. W każdym razie album na pewno jest warty uwagi i cieszę się, że wrócili do dobrej formy.
https://www.youtube.com/watch?v=2iZcc-IG35k

24. The Unguided "And the Battle Royale" (8/10)

Zespół został założony w 2010 roku przez byłych wokalistów Sonic Syndicate Richarda Sjunnessona i Rolanda Johanssona (w the Unguided odpowiadającego również za drugą gitarę) oraz ówczesnego gitarzystę Rogera Sjunnessona. Tworzona przez nich muzyka przypomina to co tworzył ich poprzedni band za czasów środkowych płyt czyli melodic death metal przy czym pozostali przy wprawdzie dość lekkim ale metalowym brzmieniu podczas gdy Sonic Syndicate w pewnym momencie zaczął przesadzać z ilością słodkich wokali i nadużywali klawiszy stając się zbyt przebojowymi. Tym co jeszcze ich odróżnia od tamtych jest pewien posmak heavy metalu, niby delikatny ale jednak wyraźnie wyczuwalny w wielu utworach. Na koncie mają trzy albumy, ostatni z nich wyszedł rok temu więc byłem zaskoczony tym, że w tym roku wychodzi kolejny jednak raczej bez obaw o stawianie na ilość a nie jakość gdyż oni akurat cechują się stałą wysoką formą i kiczu nigdy nie wydawali. Okazało się iż faktycznie And The Battle Royale jest bardzo dobry więc z całą pewnością nie jest to żaden zbiór bonus tracków z poprzedniej sesji nagraniowej itp. tylko porcja zupełnie nowych, dobrze dopracowanych kawałków wśród których znalazły się jak zwykle killery: The Heartbleed Bug, Force of Nature oraz King's Fall. Muzycznie niby po prostu kontynuują to co zaczęli wcześniej choć są też pewne różnice: mniej tu wpływu heavy metalu za to zdecydowanie więcej cięższych, szybszych riffów oraz growli i wyraźnie czuć inspirację nieco mocniejszymi kapelami melodeathowymi i metalcoreowymi co akurat trochę mnie zaskoczyło gdyż ich poprzedni krążek sugerowałby, że raczej powoli zmierzają w tym samym kierunku w którym poszli wspomniani wyżej Sonic Syndicate i oczywiście mam na myśli te lżejsze, bardziej przebojowe utwory a nie te ostatnie elektronic rockowe eksperymenty za które trafili na ostatnie miejsce w moim poprzednim rankingu. Cześć różnic prawdopodobnie może wynikać z odejścia Rolanda i zastąpienie go nowym wokalistą / gitarzystą Jonathanem Thorpenbergiem. Lubię takie zespoły, które trzymają stałą wysoką formę dzięki czemu nie trzeba się obawiać wydania jakiego koszmarku powodującego krwawienie uszu, tu sprawa jest prosta: oczekiwałem bardzo dobrego krążka i taki też został wydany.
https://www.youtube.com/watch?v=VzHkEGrsnRU

25. Suicide Silence "Suicide Silence" (8/10)

To zdecydowanie największe zaskoczenie zeszłego ze względu na najbardziej drastyczną zmianę brzmienia, najpierw jednak trochę informacji i historii: Suicide Silence to jeden z najbardziej znanych deathcoreowych bandów, którzy zawsze słynęli z tworzenia ciężkiej, szybkiej i agresywnej muzyki pełnej growli, skrzeczanych screamów, breakdownów itp., ot po prostu rasowy reprezentant gatunku. Pod koniec 2012 roku wokalista Mitch Lucker zginął w wypadku drogowym jakiemu uległ podczas jazdy na swoim motocyklu i nikt nie wiedział co z nimi dalej będzie, jednak w 2014 powrócili z nowym albumem i nowym wokalistą, którym został znany z All Shall Perish Hernan "Eddie" Hermida a muzyka nie odbiegała od tego co grali wcześniej przy czym da się zauważyć, że Mitch jednak był lepszy. W tym roku wyszedł piąty longplay w dyskografii i jednocześnie drugi z Hermidą, który zszokował wszystkich, którzy ich choć trochę znali gdyż zespół zupełnie zmienił styl na mieszankę nu metal / alternative metal jedynie z elementami deathcore'u, do tego tak jak kiedyś czystego wokalu w zasadzie u nich nie było (oprócz gościnnego udziału Jonathana Davisa w jednym utworze na The Black Crown) to teraz stanowi on aż 70% wszystkich wokali. Jeśli chodzi o sama muzykę to zarówno pod względem wokalnym jak i instrumentalnym kojarzy się z mieszanką Deftones, Korn i odrobiną dawnego Suicide Silence. Oczywiście jako, że zespół zawsze był popularny również pośród słuchaczy wyłącznie odmian metalu polegających na szybkości, ciężarze i szybkości dla których wszelkie lżejsze fragmenty i czyste wokale są czymś nie do zniesienia to album spotkał się z ogromną falą krytyki, ja jednak mam bardziej otwarty umysł gdyż lubię zarówno cięższe jak i lżejsze jego odmiany więc po pierwszym zaskoczeniu i kilku odsłuchaniach doceniłem ten eksperyment i mogę stwierdzić, że całość jest interesująca, zróżnicowana i klimatyczna. Warto też zwrócić uwagę na to iż mamy tu do czynienia z nadal metalową muzyką na wysokim poziomie a zmiana miała na celu sprawdzić umiejętności zespołu w innych klimatach, nie ma tu mowy o skomercjalizowaniu się i zaczęciu tworzenia słodkiej muzyczki, która spodoba się fanom radiowych hitów jak to miało miejsce w przypadku chociażby Sonic Syndicate czy Bring Me The Horizon. Mimo wszystko uważam, że dla chłopaków było by lepiej zmienić nazwę przed zmianą stylu podobnie jak to było w przypadku Dirge Within, które w podobnym etapie twórczości przemianowali się na The Bloodline gdyż dzięki temu uniknęliby tak wielkiej fali krytyki od ludzi oczekujących od nich ciężkiego materiału, bo łatwiej byłoby im zaakceptować nowy band niż, że jeden z najbardziej znanych i najlepszych deathcoreowych grup zaczęło tworzyć coś dalekiego od tego do czego wszystkich już przyzwyczaili w ciągu ostatnich dwunastu lat.
https://www.youtube.com/watch?v=v_qNVDOeCag

26. Obey The Brave "Mad Season" (8/10)

To już kolejny kanadyjski band w zestawieniu choć wcześniej zespoły z tego kraju jakoś niezbyt często gościły u mnie na odtwarzaczu, tym razem mowa o takim, który tworzy metalcore gdzie bardziej niż w innych słychać hardcore'owe pochodzenie gatunku a jako ciekawostkę mogę podać iż założycielem jest Alex Erian czyli wokalista ikony deathcore'u Despised Icon. Prawdę mówiąc to debiut mnie nie przekonywał gdyż jakoś był taki... zwyczajny i dość wtórny, ot po prostu kolejny metalcore'owy zespół z tych cięższych bo praktycznie bez czystych wokali za jakimi nie przepadam gdyż kapel z tego nurtu słucham gdy mam ochotę na mieszankę ciężaru z czystymi wokalami bo jak mam ochotę na naprawdę ciężkie granie to wybieram deathcore czy death metal, prawda jest taka, że nawet najcięższy metalcore nie dorówna temu co można znaleźć w tych gatunkach. Drugi krążek był już sporo lepszy z większą ilością cleanów a cięższe elementy były lepsze choć i tak nadal trochę odstawali od gigantów gatunku, za to w tym roku wyszedł kolejny i jak się okazuje jest on jeszcze lepszy. Porozwijali to co zaczęli rozwijać poprzednio udoskonalając wszystkie elementy tak więc otrzymaliśmy tu naprawdę zapadające w pamięć refreny z czystym wokalem jak i sporo mięsistych riffów połączonych z dobrymi, niskimi agresywnymi screamami, do tego dochodzą jeszcze urozmaicenia w postaci rapowania w dwóch utworach więc z całą pewnością można stwierdzić iż to najlepszy ich krążek i dobra pozycja do sprawdzenia dla każdego fana gatunku.
https://www.youtube.com/watch?v=olBp21Lt6gw

27. Dust in Mind "Oblivion" (8/10)

Dość niedawno powstała francuska grupa łącząca w swojej muzyce industrial metal i alternative metal choć chwilami da się tu również wyczuć posmak gothic metalu w stylu Lacuna Coil. Występują tu zarówno charakterystyczne dla pierwszego gatunku składowego riffy, elektroniczne ozdobniki i męskie growle jak i sporo (a w zasadzie to one przeważają) lżejszych elementów charakterystycznych dla tego drugiego czyli zwykle melodyjne refreny z kobiecymi wokalami całość jest więc raczej niezbyt ciężka za to chwytliwa i zachęca do dalszego katowania w odtwarzaczu. Tutaj muszę wspomnieć, że początkowo podchodziłem do nich dość sceptycznie myśląc iż to jakieś średniaki, które mieszają trochę tego i trochę tamtego ale z mizernym skutkiem, z tym mieszaniem to prawda i w zasadzie trudno jednoznacznie określić gatunek ale skutek nie jest mizerny tylko całkiem ciekawy i szybko ich polubiłem. Debiut i drugi krążek już same w sobie są dobre ale przy tegorocznym Oblivion przyłożyli się jeszcze bardziej gdyż jest zdecydowanie najlepszy w dyskografii oraz jednym z lepszych w tym roku a pierwsze cztery utwory, podobnie jak ósmy i ostatni to prawdziwe killery. Płyta zdecydowanie warta polecenia i kolejny dowód na to iż warto dawać szanse mało znanym bandom, czasem są mało znane bo nie prezentują nic ciekawego ale czasem tak jak w tym przypadku po prostu gdzieś umykają ludziom, którzy koncentrują się na tych najbardziej znanych i sprawdzonych co jest błędem gdyż przez to można nigdy nie poznać naprawdę dobrej muzyki jaką mają one do zaoferowania.
https://www.youtube.com/watch?v=6fREtrxQIX8

28. Ex Deo "The Immortal Wars" (7/10)

Boczny projekt Maurizio Iacono czyli wokalisty jednej z legend death metalu Kataklysm, wokalista założył go 2009 roku i w odróżnieniu do głównego bandu ten wykonuje symphonic death metal a ciekawostką jest fakt iż tu wszystko utrzymane jest w tematyce starożytnego Rzymu a muzycy poprzebierani są w zbroje legionistów itp. To co tworzą jest bardzo zróżnicowane, świeże, piękne i energetyczne, wokal to głównie średnio mocny growl, który miejscami bardziej kojarzy się z melodeathem niż death metalem, dochodzą do tego miejscami kobiece chóralne głosy charakterystyczne dla metalu symfonicznego a od strony instrumentalnej jest podobnie czyli dominuje death metalowa praca instrumentów, czasem grają bardziej melodyjnie kojarząc się z melodic death metalem ale dochodzą do tego jeszcze charakterystyczne dla metalu symfonicznego klawisze jak i orkiestra symfoniczna. Zespół po wydaniu dwóch pierwszych, genialnych krążków zrobił sobie przerwę i teraz po pięciu latach powrócili z nowym LP zatytułowanym The Immortal Wars. Generalnie trzymają się swojego stylu choć niestety wprowadzili parę zmian, które nie do końca są korzystne: przede wszystkim ograniczyli wspomniane wyżej symfoniczne elementy, które występują w zadowalającej ilości głównie w pierwszym i ostatnim utworze, za to dodali więcej tych melodic death metalowych przez co tym razem już nie brzmią tak oryginalnie, wcześniej znaleźli dla siebie niszę w której dobrze się odnajdywali grając coś unikatowego a tym razem trochę za bardzo zbliżyli się do zatłoczonych rejonów melodeathu gdzie dla odmiany można znaleźć dziesiątki jak nie setki w sumie podobnie grających kapel. Ten krążek nadal zdecydowanie można nazwać dobrym ale dość wyraźnie odstaje od poprzednich, za to jeśli w przyszłości dalej będą podążać w tym kierunku to istnieje obawa iż zupełnie zatracą oryginalność i zwyczajnie utoną w melodeathowym gąszczu.
https://www.youtube.com/watch?v=dJUNMa7SxIs

29. Lorna Shore "Coffin Flesh" (7/10)

Zespół zaczynał od wydania EPki na której tworzyli progressive deathcore, kolejnej gdzie przerzucili się na bardziej czysto gatunkowe brzmienie i jeszcze jednej gdzie muzyka jest cięższa i przy określaniu precyzyjnej nazwy gatunku trzeba by dodać przedrostek brutal. Następnie przyszedł czas na pierwszy długogrający album gdzie wyraźnie zaczęli tworzyć blackened deathcore choć tutaj nie do końca mnie to przekonało gdyż skrzeczane wokale złagodziły muzykę i jednocześnie chwilami były dość denerwujące i trudno było zrozumieć słowa choć sam w sobie jest całkiem dobry. Za to w tym roku przyszedł czas na drugi krążek i tu muszę napisać, że chłopaki bardzo się postarali udoskonalając swoją muzykę poprzez połączenie najlepszych elementów z poprzednich pozycji w dyskografii a więc mamy tu zarówno growle, lekko skrzeczane screamy jak i bardziej czysty skrzek za to nowym elementem są klawisze i to w ilości pozwalającej określić ich jako bandu z elementami symfonicznymi, które nadają całości ciekawego klimatu i jednocześnie zwiększają różnorodność pomiędzy poszczególnymi utworami. Do tego dzięki temu wszystkiemu Lorna Shore bardziej zaczęło się wyróżniać spośród innych kapel w gatunku i śmiało mogę stwierdzić, że to najlepsze co do tej pory zespół wydał oraz jedna z ciekawszych tegorocznych płyt.
https://www.youtube.com/watch?v=pOGlm646WAY

30. Beast In Black "Berserker" (7/10)

Po tym jak w 2015 roku fińska heavy metalowa grupa Battle Beast wydała swój trzeci album ich ówczesny gitarzysta odpowiadający również za tylne wokale Anton Kabanen opuścił zespół, skompletował brakujących muzyków i stworzył własny po czym następnie zajęli się pracą nad własną muzyką. Zanim zabiorę się za opis zawartości krążka, będącego efektem ten pracy warto zwrócić uwagę na ciekawe zjawisko polegające na wielu podobieństwach do macierzystego bandu: po pierwsze nazwa gdzie również zostało użyte słowo beast, po drugie okładka na której podobnie jak w Battle Beast pojawia się postać humanoidalnego lwa (choć na nówce Battle beast już go nie ma zupełnie jakby to od zawsze był pomysł Antona). Przechodząc do samej muzyki podobieństwa się nie kończą i tak Kabanen również tutaj odpowiada za gitarę i tylne wokale a na głównego wokalistę znalazł kogoś innego no i w końcu tak samo jak tamci Beast in Black tworzą swoistą mieszankę heavy i power metalu a będący wokalistą Yannis Papadopoulos stosuje podobne typy wokalu jak Noora Louhimo z BB czyli zwykłe i wysokie cleany oraz pewien rodzaj skrzeczanego lekkiego screamu, co ciekawe chwilami jego głos nawet kojarzy się z kobiecym. Album jest przyjemny i dość zróżnicowany, jest też trochę nierówny bo są tu zarówno trzy mało interesujące kawałki cztery killery, a do tego taka sama ilość utworów będącymi po prostu dobrymi a wśród nich pewien eksperyment muzyczny pod nazwą Crazy, Mad, Insane w którym heavy i power metal zostały wymieszane z ogromną ilością elektroniki i szybkością typową dla radiowych dance'owych hitów choć co ciekawe w takim wydaniu brzmi to dobrze i łatwo wpada w ucho zamiast powodować jego krwawienie jak to zwykle bywa przy radiowej muzyce. Ogólnie więc krążek Berserker można określić jako dobry choć jakbym miał go porównać z dyskografią poprzedniego bandu gitarzysty to jednak wylądowałby jakoś po środku choć oczywiście nie jest to spowodowane jakimiś wadami Beast in Black tylko naprawdę wysokim poziomem płyt Battle Beast.
https://www.youtube.com/watch?v=2N4tXf3Ensw
_________________

Ostatnio zmieniony przez Adrian1234 2018-03-09, 15:17, w całości zmieniany 4 razy  
 
 
Adrian1234 





Wiek: 39
Dołączył: 02 Sie 2015
Posty: 5028
Skąd: Szczecin
Wysłany: 2018-01-11, 12:53   

31. Liv Sin "Follow Me" (7/10)

Debiutancka płyta nowego bandu szwedzkiej wokalistki Liv Jagrell znanej wcześniej z Sister Sin, który w tym przypadku podobnie jak poprzedni wykonuje heavy metal. Album prezentuje wysoki poziom i jest różnorodny zarówno pod względem instrumentalnym z bardziej typowymi melodyjnymi riffami jak i takimi cięższymi a nawet chwilami podchodzącymi pod progresywny metal jak i wokalnym gdzie są czyste oraz te specyficzne, lekkie, nieco skrzeczane screamy. Prawdę mówiąc to te wokale początkowo nie do końca mnie przekonywały ale jak już to zrobiły to mogłem w pełni docenić zalety krążka i przy każdym kolejnym odsłuchaniu zacząłem odkrywać coś nowego.
https://www.youtube.com/watch?v=9qNeERh1sUw

32. Leprous "Malina" (7/10)

Norweska grupa wykonująca mieszankę progressive metal, progressive rock, avant-garde metal w tym roku wydała swój piąty krążek o dość zabawnym dla Polaków tytule Malina. Muzycznie w zasadzie się nie zmienili z wyjątkiem tego, że jest trochę lżej i tym razem nie ma już żadnych elementów black metalu jakie można było usłyszeć na poprzednich dwóch płytach, nie ma również żadnych nawet śladowych screamów czy growli, po prostu czysty wokal stanowi 100% wokali. Za to czymś nowym jest kończący utwór będący lżejszy, smutniejszy i bardziej podniosły od wszystkiego co dotychczas tworzyli a zamiast wybijających się gitar dominują tu skrzypce i wiolonczele, wokalu jest niewiele ale kiedy występuje śpiewany jest kontratenorem. Ogólnie to trochę trudno ocenić nówkę gdyż jest mocno nierówna: początkowe trzy utwory są naprawdę dobre, końcowe cztery kawałki są nawet bardzo dobre za co zasłużyliby spokojnie na 9/10 jednak środkowe cztery są ledwie trochę powyżej średniej, dość wtórne i mało przekonywujące za co dałbym 6/10, wychodzi więc na to, że z tego powodu całość można określić jako dobrą a w dyskografii umieściłbym ją dopiero na czwartym miejscu. Nie wiem czemu tak to zrobili, spodziewałem się czegoś jeszcze lepszego, jak nie mieli dopracowanego pomysłu na płytę to mogli odrzucić z dwa najmniej ciekawe tracki, zejść poniżej godziny trwania a dzięki temu ogólnie Malina robiłaby lepsze wrażenie, w każdym razie i tak warto po nią sięgnąć jeżeli lubi się klimatyczniejsze, lżejsze granie.
https://www.youtube.com/watch?v=FZSlX1zXnfM

33. Voyager "Ghost Mile" (7/10)

Australijski zespół założony przez wokalistę niemieckiego pochodzenia Daniela Estrina, charakteryzuje ich zróżnicowane brzmienie jak i to, że w ich muzyce zdecydowanie przeważa czysty wokal, znaczy screamy, growle czy skrzeki zdarzają się ale sporadycznie a co do głosu to wyróżniają się też wstawkami w językach niemieckim, rosyjskim i hiszpańskim w tekstach. Ogólnie to jak to często bywa w gatunku nie lubią stać w miejscu i ciągle modyfikują swoje brzmienie a dokładniej to zwiększa się stopień złożoności i skomplikowania warstwy instrumentalnej, zaczynali raczej od prostszego (jak na progresywny metal) grania z wyraźnymi wpływami melodic death metalu z elektronicznymi i folkowymi wstawkami po czym coraz bardziej zmierzali w stronę technicznego grania. Jeśli chodzi o najnowsze Ghost Mile to jest ono kontynuacją tego trendu, od strony instrumentalnej jest nieco bardziej techniczniej niż na poprzednim i najlepszym w dyskografii V tak, że chwilami już ocierają się wręcz o math metal więc spokojnie można mówić o sukcesie. Natomiast w sprawie wokalnej... no właśnie i tu z kolei można mówić o pewnym rozczarowaniu gdyż nastąpiło niestety jego uproszczenie i spłaszczenie zupełnie jakby zespół tak skoncentrował się na pracy instrumentów iż zaniedbał tę kwestię przez co spora część wokali jest jakaś taka sucha, monotonna, mało przekonywująca i bez emocji choć zawsze wcześniej emocje odgrywały istotną rolę w ich muzyce. Efekt tego jest taki, że całość pozostawia pewien niedosyt po odsłuchaniu i jak warstwa instrumentalna zasługuje na najwyższą ocenę to zaniedbanie kwestii wokalnej powoduje jej spadek.
https://www.youtube.com/watch?v=oIlMNkW_YrQ

34. Make Them Suffer "Worlds Apart" (7/10)

Czwarta pozycja w dyskografii i trzeci longplay symphonic deathcore'owego bandu z Australii okazał się być sporym zaskoczeniem głównie z powodu odejścia od tego co dotychczas grali i w zasadzie opisanie ich muzyki tak jak to zrobiłem przed chwilą już nie jest zbytnio aktualne. Już od pierwszego odsłuchania łatwo zauważyć iż kapela wzorowała się na zeszłorocznym albumie Lacuna Coil, która to dokonała pewnego eksperymentu muzycznego łącząc gothic metal z elementami metalcore a ta inspiracja spowodowała spore zmiany w muzyce Make Them Suffer. Przede wszystkim jest dużo lżej: wokal jest tak na granicy screamu i growlu co występuje często w po prostu mocniejszych metalcoreowych bandach, ilość breakdownów również się znacznie zmniejszyła i ogólnie jest sporo melodyjniej. Kolejną zmianą jest kobiecy wokal: dawniej było go mniej a kiedy się pojawiał to wyraźnie kojarzył się z metalem symfonicznym podobnie jak warstwa instrumentalna za to teraz kobiece partie zostały rozbudowane brzmiąc przy tym jak w metalu gotyckim a konkretniej jak te w Lacuna Coil, w zasadzie to nawet barwa głosu i sposób śpiewania Louisy Burton bardzo kojarzy się z Cristiną Scabbią. Tym co przede wszystkim różni Delirium od Worlds Apart są odwrócone proporcje bo jednak LC to gothic metal z elementami metalcore a tutaj jednak podstawę stanowi deathcore / metalcore a gothic metalowe elementy są jako te dodatkowe, dodające nowego smaku muzyce zespołu. Ogólnie płytę mogę określić jako dobrą ale też nie obyło się bez pewnych wad, przede wszystkim czasem w cięższych momentach ten złagodzony growl nie do końca mnie przekonuje, do tego tym razem jest on mało zróżnicowany przez co utwory, szczególnie środkowe mają pewne trochę dłużące się fragmenty, z tego powodu początkowo całość trudniej wchodzi i potrzeba się najpierw dobrze osłuchać aby docenić krążek. Za to do posmaku gotyku nie mam zastrzeżeń w przeciwieństwie do fanów wyłącznie ciężkich brzmień dla których jest to wada powodująca asłuchalność nówki, dla mnie to akurat jest ciekawe urozmaicenie brzmienia.
https://www.youtube.com/watch?v=k7q857ZXYGw

35. Mastodon "Cold Dark Place" (7/10)

Podczas ostatniej sesji nagraniowej powstało kilka utworów wymyślonych przez gitarzystę Brenta Hindsa i początkowo miały trafić na jego solowy album jednak zrezygnowano z tego pomysłu, zamiast tego zaplanowano wydanie dwupłytowego krążka Mastodon gdzie ten materiał miał trafić na drugi dysk jednak ostatecznie Cold Dark Place zostało wydane jako EPka Mastodona, która swoją premierę miała pół roku po najnowszym LP zatytułowanym Emperor of Sand. Muzycznie można rozpoznać charakterystyczny styl zespołu jednak najważniejszą różnicą jest lekkość gdyż wszystko co tu trafiło jest utrzymane w klimatach progressive rock z elementami sludge metalu i kojarzy się z najlżejszymi dokonaniami zespołu. Dokładniej to znalazły się tu cztery dobre, spokojne, wolne i dość klimatyczne utwory wyłącznie z czystym wokalem przy czym sporo jest instrumentalnych fragmentów w tym solówek gitarowych. Fani wyłącznie tych cięższych, pierwszych trzech albumów pewnie będą znowu rozczarowani ale pozostali powinni docenić tę EPkę, w sumie to jedyną wadą jest jej długość wynosząca jedynie ledwo 21 minut co po odsłuchaniu pozostawia pewien niedosyt.
https://www.youtube.com/watch?v=iSgIfO4hF08

36. Arch Enemy "Will To Power" (7/10)

Jedenasty album gigantów szwedzkiego melodeathu oraz drugi album z Alissą White-Gluz, która w 2014 roku zastąpiła wcześniejszą wokalistkę Angelę Gossow co było dużym wyzwaniem gdyż Angela słynie ze swego głosu i to głównie za jej sprawą Arch Enemy stali się tak znani i popularni. Na poprzednim War Eternal aby uniknąć ciągłego porównywania zespół zmienił nieco brzmienie, zrobili to oczywiście również po to aby dostosować się do umiejętności wokalnych Alissy, tym razem jednak postanowili przybliżyć się do tego co tworzyli chociażby album wcześniej... i przyznam, że początkowo nie trafiało to do mnie i uważałem to za nietrafiony pomysł przez co zrobiłem sobie kilkumiesięczną przerwę od albumu po której jednak mój odbiór był już inny. Przede wszystkim z powodu próby wrócenia do wcześniejszego brzmienia bardzo zauważalne jest iż jednak Alissa nie ma tak mocnego głosu jak Angela więc można tu przy pierwszych podejściach odnieść wrażenie iż brakuje mocy co też zapewne było powodem mojego nie za ciekawego pierwszego wrażenia lecz jednak przy częstszych odtworzeniach szybko słuchacz się przyzwyczaja a wtedy już przyswajalność krążka szybko wzrasta. Tu muszę wspomnieć, że growle Alissy są w porządku ale jednak jej specjalnością zawsze był czysty wokal, który można było podziwiać w The Agonist i nadal żałuję iż obecnie nie ma możliwości ich podziwiania w czymś nowym i ucieszyłbym się gdyby założyła ona jakiś nowy zespół gdzie mogłaby znowu w pełni pokazać cały wachlarz swych możliwości. Oczywiście zmienianie pod nią stylu AE nie wchodzi w grę bo ci po prostu muszą grać ciężej i agresywniej choć co ciekawe na nówce w jednym utworze znalazł się clean co w przypadku Arch Enemy jest wyjątkowym wydarzeniem gdyż zwykle jednak na płytach 100% wokali stanowiły growle. Płyta jest dobra, oczywiście mieli lepsze El zapewne można ją uznać za taką przejściową pomiędzy poprzednim małym eksperymentowaniem a pełnym powrotem do tego co grali wcześniej więc podejrzewam iż następna może być jeszcze lepsza.
https://www.youtube.com/watch?v=lk2-bgwA0Ro

37. SikTh "The Future in Whose Eyes?" (7/10)

Brytyjski zespół tworzący mathcore / progressive metal który w tym roku wydał pierwszy od 11 lat długogrający album (powrót został jednak poprzedzony wydają w 2015 roku EPką). Ogólnie brzmienie się zbytnio nie zmieniło i to nadal ten sam mathcore'owy band z techniczną pracą gitar, charakterystycznymi wysokimi, miejscami zwariowanymi screamami ale również sporą ilością melodyjniejszych elementów i najróżniejszych czystych wokali za to nowością są takie nieco zachrypnięte wokale w stylu Jonathana Davisa. Całość można określić jako dobrą choć ogólnie mam trochę zastrzeżeń do nieco zbyt dużej ilości lżejszych elementów, pewnej powtarzalności schematów w utworach oraz tradycyjnie u nich do gadanych kawałków choć te na szczęście, w przeciwieństwie np. do tych występujących w Otep zawsze są krótkie.
https://www.youtube.com/watch?v=5gSYDI2XRDI

38. Infected Rain "86" (7/10)

Kapela z Mołdawii wykonująca Nu metal / Alternative metal w której najbardziej charakterystycznym elementem jest wytatuowana, utalentowana wokalistka o dźwięcznie brzmiącym pseudonimie Lena Scissorhands. Pierwsze dwa albumy wyróżniały się bardzo wysokim poziomem utworów, różnorodnością oraz pewną przebojowością, ponad to na pierwszym słychać inspirowanie się Otep a dokładnie tym co u nich dobre z pominięciem głównej wady wspomnianej kapeli polegającej na wciskaniu na krążki nudnych, przymulających, gadanych kawałków, za to na drugim można wyłapać wzorowanie się na Marii Brink z In This moment podczas screamów. Krótko opisałem wcześniejszą twórczość a teraz czas zabrać się za nówkę... i tutaj niestety mogę tylko stwierdzić, że jest dobry, niby jak dobry to dobrze ale jednak oni przyzwyczaili już fanów do muzyki najwyższych lotów więc to bycie dobrym oznacza małe rozczarowanie. Przede wszystkim nie ma tu nowych elementów i można spokojnie mówić o pewnym powielaniu schematów a utwory są trochę zbyt podobne do siebie (oprócz jednego rapowanego utworu ale to raczej nie najlepsza droga jaką mieliby podążać) tak jakby zespołowi trochę się pomysły zaczęły kończyć, ogólnie też całość jest lżejsza niż wcześniej a akurat ciężar zawsze był tu zaletą. Podsumowując warto sprawdzić album ale jednak wyraźnie nie dorównuje on poprzednim dwóm, przed premierą zakładałem, że rankingu zajmą wyższą pozycję ale niestety muszę ich umieścić dalej, bardziej w środkowej części.
https://www.youtube.com/watch?v=0qF4DFiy_Jw

39. Butcher Babies "Lilith" (7/10)

W pewnym momencie dwie kobiety pracująca jako króliczki playboya postanowiły zrezygnować z pracy i założyć zespół tworzący groove metal, skompletowały jeszcze ludzi od instrumentów i tak narodził się Butcher Babies. Można by pomyśleć, że to ot taka sobie zachcianka jak to np. często jest z aktorkami, modelkami i innymi celebrytkami, które to pomimo braku talentu zaczynają śpiewać a dzięki swoim znajomościom trafiają na listy przebojów kalecząc uszy słuchaczy ale jak się okazało Heidi Shepherd i Carla Harvey naprawdę mają do tego talent i dobre głosy dzięki czemu dobrze sobie radzą zarówno z cleanami jak i growlami. W tym roku wydana została ich trzecia już płyta Lilith, ogólnie trzymają się swojego stylu choć od razu można zauważyć większą ilość elementów alternative metalowych, które urozmaiciły ich muzykę. Album jest dobry choć nieco mniej od poprzednich, jedyną wyraźną wadą są tu trzy utwory: Burn The Straw Man, #iwokeuplikethis oraz Controller czyli te wyłącznie z growlami, które po prostu są dość nudne i wtórne i brzmią raczej jak bonus tracki z poprzednich krążków, mają być ciężkie ale tu growle jakoś też nie przekonują przez co są po prostu nijakie. Z drugiej strony po raz pierwszy pojawiły się u nich wyraźne killery bo wcześniej płyty prezentowały wysoki poziom ale nic się szczególnie nie wybijało i po pierwszym odsłuchaniu nie zostawało w pamięci a tutaj są aż trzy: The Huntsman, Look What We've Done oraz POMONA (Shit Happens). Podsumowując Butcher Babies wydali kolejny dobry krążek pełen pozytywnej energii, muzyka może i nie jakaś genialna ale przyjemna i warta uwagi.
https://www.youtube.com/watch?v=8-fBYO9pOUg

40. Trivium "The Sin and the Sentence" (7/10)

Zespół budzący wiele kontrowersji, jedni się zachwycają ich brzmieniem, inni najpierw zarzucali im próbowanie być drugą Mettalicą, później odcinanie kuponów i sprzedanie się. Początkowo tworzyli thrash metal z pewnymi elementami metalcore (głównie na Ascendancy) jednak jakoś po wydaniu In Wave wokalista Matt Heafy uszkodził sobie gardło przez co musiał się oszczędzać i nie mógł już tyle growlować co z kolei wymuszało pewne zmiany w brzmieniu zespołu. W ten sposób narodziły się dwa kolejne albumy pełne eksperymentów i nowych pomysłów: Vengeance Falls gdzie słychać duże wpływy alternative metalu a Matt pobierający lekcje śpiewu u Davida Draimana (Disturbed) zaczął głosem i sposobem śpiewu go przypominać co miało odzwierciedlenie w muzyce zespołu. Po nim wyszło Silence In The Snow gdzie z kolei słychać wyraźną inspirację heavy metalem a Matt pokazał się znowu z innej strony. Osobiście oba albumy uważam za dobre ale wielu już było odmiennego zdania i posypała się wielka fala krytyki. W tym roku wyszło The Sin And The Sentence, które można uznać za pewien powrót do dawnego grania a wokalista ćwiczył różne alternatywne techniki głosowe dzięki, którym mógł znowu używać growlingu a growle i czyste wokale występują teraz mniej więcej po równo. W zasadzie to można powiedzieć iż jest to teraz thrash metal z wpływami alternative metalu oraz gdzieniegdzie posmakiem gatunków, które już wcześniej u nich gościły jak heavy metal czy metalcore a i odrobinę melodic death metalu da się tu znaleźć jak chociażby w utworze The Sin And The Sentence gdzie wystąpiły riffy żywcem wyjęte z Arch Enemy. Prawdę mówiąc to po niezbyt udanym doborze kawałków na single podejrzewałem, że się wypalili i wydają jakiegoś średniaka ale na szczęście krążek zaskoczył mnie pozytywnie, znaczy nie jest jakiś wybitny czy odkrywczy ale jednak z całym spokojem można stwierdzić iż jest dobry, warto go sprawdzić i powinien przypaść do gustu zarówno fanom dawniejszych i nowszych płyt.
https://www.youtube.com/watch?v=ugga-tQvW5Y

41. Seether "Poison The Parish" (7/10)

Siódmy krążek (szósty jako Seether bo debiut wydali jeszcze pod nazwą Saron Gas) jednego z najbardziej znanych bandów z RPA jak i tworzących Alternative metal a dokładniej specyficzną mieszankę Alternatywnego metalu, Hard Rocka i Post-Grunge. Dużo nie napiszę o ich wcześniejszej twórczości gdyż Poison The Parish jest pierwszym jaki przesłuchałem więc od razu zabiorę się do opisu. Muzyka nie jest szczególnie ciężka co zresztą można wywnioskować już z nazw gatunków wokół, których się obracają ale jednocześnie zdecydowanie nie można zarzucić im grania jakiejś lekkiej, komercyjnej papki w sam raz do radia co niestety jest częste w tym rejonach muzycznych. Wręcz przeciwnie gdyż słychać u nich tego porządnego rockowego pazura, riffy są soczyste i wyraźnie wybijają się na pierwszy plan a wokale pomimo iż zdecydowanie dominują czyste (choć lekkie screamy też tu występują) są mocne i wyraziste i zapadające w pamięć. Na płycie są dwa rodzaje utworów: szybsze i bardziej energetyczne oraz takie bardziej balladowe a oba rodzaje są tak porozmieszczane, że idealnie zachowania jest równowaga a całość tworzy jakby to powiedzieć jedną spójną... całość. Przyznam, że zabrałem się za krążek gdyż poleciła mi go pewna wyjątkowa, wspaniała osoba ale początkowo miałem obawy ze względu na wykonywany gatunek jednak pozytywnie mnie zaskoczyli i za pewne jeszcze w niedługim czasie sprawdzę od nich coś więcej.
https://www.youtube.com/watch?v=pnlwqqy4XB4

42. Angel Nation "Aeon" (7/10)

Drugi krążek brytyjskiego bandu znanego wcześniej jako EnkElination tworzącego symphonic gothic metal za który tak naprawdę zabrałem się głównie po to aby sprawdzić jak radzi sobie Elina Siirala czyli nowa wokalistka Leaves’ Eyes gdzie dotychczas wystąpiła tylko na EPce. Obie płyty są w praktycznie tym samym stylu więc zmiana nazwy w tym przypadku nie miała oznaczać zmiany w brzmieniu jak to czasami bywa a co do niego to wprawdzie napisałem symphonic gothic metal lecz jednak gotyku jest tu więcej a symfoniczne elementy ograniczają się do występujących tu co jakiś czas dość charakterystycznych wysokich wokali i klawiszy. Całość ogólnie dobrze się słucha i płyta jest dobra choć też nie wybija się zbytnio z tłumu, brakuje tu czegoś jeszcze, czegoś oryginalnego co sprawiłoby iż dołączyliby do takich gigantów gatunku jak Xandria, Sirenia, Tristania, Epica, After Forever czy Leaves Eyes. W każdym razie zaletą jest metalowe brzmienie bo pomimo lekkości od razu wiadomo z czym mamy do czynienia w odróżnieniu od dziesiątków niby gothic czy symphonic metalowych kapel zalatujących okrutnie popem. Na pewno jest nią również głos wokalistki: ładny wysoki i emocjonalny co mnie cieszy bo po EPce Leaves’ Eyes odnosiłem wrażenie, że nie może się do końca wczuć i brzmi jakoś sztucznie. Myślałem, że ona tak po prostu ma ale jej występy z Angel Nation pozwalają podejrzewać iż do wina stresu wywołanego nagłym trafieniem do znanego zespołu ale najprawdopodobniej z czasem się to poprawi.
https://www.youtube.com/watch?v=XaVYbtofbr0

43. Threat Signal "Disconnect" (7/10)

Szwedzki zespół których muzykę można określić jako Technical melodic death metal znany głównie dzięki ich utalentowanemu wokaliście jakim jest Jon Howard będący również członkiem takich bandów jak I Legion, Arkaea czy SlavEATgoD dysponującym interesującym głosem i śpiewający zarówno cleanem, lekkim emocjonalnym screamem brzmiącym zupełnie jak Chester Bennington na pierwszych dwóch płytach Linkin Park jak i growlem. Po wydaniu trzech krążków (przy czym na ostatnim z nim można było zauważyć iż powoli kończą im się pomysły) zrobili sobie kilkuletnią przerwę a informacje o powrocie i wydaniu czegoś nowego krążyły jakoś od dwóch lat, płyta już prawie na pewno miała pojawić się w zeszłym roku co później zostało przełożone na ten choć i tu długo nie było żadnych wieści i już myślałem iż będą w nieskończoność odkładać datę premiery lecz jednak ku mojemu zaskoczeniu w końcu została ona ostatecznie ustalona a płyta wydana zgodnie z planem i bez dodatkowych komplikacji. Jednak pamiętając wady ich ostatniego przed przerwą krążka Threat Signal miałem obawy co do jego zawartości jednak jak się okazało chłopaki nie marnowali czasu na pierdoły tylko najpierw rozmyślali nad pomysłami na siebie po czym zabrali się ostro do pracy w związku z czym można śmiało stwierdzić iż ich powrót okazał się sukcesem a Disconect jest świeży, pełny nowych pomysłów i najbardziej zróżnicowany w dyskografii. Wpływy progresywnego metalu zawsze były u nich słyszalne ale teraz odważyli się pójść o krok dalej bardziej i generalnie można by ich określić jako Progressive technical melodic death metal (tak wiem, pięcioczłonowa nazwa gatunku) a więc jak to w gatunku bywa są tu głównie dłuższe utwory o nieschematycznej budowie, bardziej skomplikowane riffy, sporo zmian tempa jak i dodatkowe instrumenty jak gitara klasyczna. W sumie jedyną wadą jaką tu znalazłem jest to, że chwilami się lekko dłuży choć prawdopodobnie wymaga to po prostu jeszcze lepszego osłuchania gdyż nie jest to łatwa płyta i jak to często bywa w tym gatunku wymaga większej liczby odsłuchań przy czym z każdym kolejnym odkrywa się jakiś nowy smaczek, coś na co poprzednim razem nie zwróciło się uwagi bo akurat wtedy uwaga była skoncentrowana na czym innym więc ocena być może jeszcze kiedyś wzrosnąć, oczywiście może też się obniżyć jeśli zacznie mnie bardziej nudzić niż zaskakiwać czymś nowym, w każdym razie na tę chwilę jest jaka jest.
https://www.youtube.com/watch?v=Kviui27X7RU

44. Thy Art Is Murder "Dear Desolation" (7/10)

Czwarty album i piąta pozycja w dyskografii (gdyż tradycyjnie zaczynali od EPki) deathcore’owego zespołu z Australii. Mają to do siebie, że każda następna była lepsza od poprzedniej a na Holy War osiągnęli niezwykle wysoki poziom bardzo wysoko stawiając sobie poprzeczkę a po nowych singlach Slaves Beyond Death oraz The Son Of Misery liczyłem, że uda im się to przebić lub chociaż utrzymać formę, niestety trochę się zawiodłem gdyż wspominane utwory okazały się najlepszymi na krążku, do tego są umieszczone na samym początku przez co ma się pewne odczucie iż po doskonałym starcie nagle jakość się lekko obniża. Znaczy to ciągle dobry deathcoreowy album jednak spodziewałem się więcej a do wad mogę zaliczyć pewną monotonię gdyż tym razem kawałki są trochę za bardzo podobne do siebie oraz spadek ciężaru bo wprawdzie zbliżyli się bardziej do technical deathcore ale kosztem lżejszych wokali i jak wcześniej dominował niski growl to teraz przeważa scream, do tego breakdownów jest wyraźniej mniej i muzyka nie daje już takiego kopa jak wcześniej choć oczywiście ludzie lubiący lżejsze klimaty na pewno nie znajdą tu nic dla siebie, mam na myśli złagodzenie w porównaniu z samymi sobą.
https://www.youtube.com/watch?v=_XY9NobTtFg

45. Novembers Doom "Hamartia" (7/10)

Dziesiąty krążek amerykanów łączących death metal z doom metalem przy czym nie jest to po prostu death/doom gdyż oba elementy często występują osobno w zależności od utworu a nie nierozerwalnie połączone razem jak to często bywa a do tego czasem dochodzą również elementy gotyckie. Zespół ogólnie ma wyraźnie wzrosty i spadki formy w swojej twórczości bo np. pierwsze trzy albumy są raczej nudne i mało konkretne, do tego pełno na nich tych specyficznych "gadanych" wokali, które raczej denerwują niż sprawiają przyjemność, kolejny krążek był już dużo lepszy choć nadal po prostu dobry, z kolei po tym zaczął się okres szczytowej formy trwający przez cztery następne pozycje w dyskografii aż do wydania mocno średniego, nudnego i okropnie wtórnego Bled White w 2014 roku. Z tego też powodu miałem spore obawy co do tegorocznego Hamartia, na szczęście okazało się, że jest dobrze i już pierwszy utwór jest lepszy od każdego z poprzedniczki a kolejne dwa kawałki potwierdzają poprawę i wzrost formy oraz pojawienie się w głowach muzyków nowych pomysłów. Po nich jednak, w samym środku znalazły trzy dość średnie tracki i zaczynałem obawiać się iż po dobrym początku reszta będzie już mało ciekawa ale na szczęście dalsze pozycje na płycie znowu są dobre (czyli powtórka z Leprous) więc podsumowując można stwierdzić, że to całkiem udany powrót grupy a po małym spadku formy znowu zaczynają brzmieć dobrze i mam nadzieję, że w przyszłości będzie jeszcze lepiej, fajnie by też było aby znowu wznieśli się na wyżyny i wydali coś tak porządnego i zapadającego w pamięć jak chociażby na dotychczas najlepszym od nich The Pale Haunt Departure.
https://www.youtube.com/watch?v=xqfOJK2Zzs0

46. Papa Roach "Crooked Teeth" (6/10)

Dziewiąta płyta Amerykanów tworzących początkowo nu metal po czym niestety zaczęli łagodnieć i tworzyć w klimatach alternative rock/metal przy czym ilość melodii i słodkich refreników zrobiła się u nich zdecydowanie zbyt duża przez co niektóre albumy są dość ciężkostrawne. Po pierwszym tegorocznym tytułowym singlu brzmiącym jak połączenie zwrotek z Infest i refrenów z Lovehatetragedy miałem cicho liczyłem na powrót do korzeni jednak kolejny o nazwie Hope sprawił, że zacząłem tracić nadzieję i znowu się martwić. W końcu jednak miałem możliwość ich sprawdzić i mam mieszane uczucia choć ogólnie płytę można nazwać dobrą: pierwszym co zwraca uwagę jest spora ilość rapowanych wokali, największa od czasów Infest przy czym niestety brakuje występującej tam szybkości, energii i ciężaru, całość jest wprawdzie ciekawsza niż poprzednie Fear ale i tak nadal jest trochę za lekko i słodko a i udało im się wepchnąć ze dwie smętne balladki. Podsumowując całość jest ogólnie dobra, czuć posmak dawnego stylu jednak to nadal nie jest ten zespół, który poznałem na początku mojej przygody z ciężkimi brzmieniami i który długo był moim ulubionym, wtedy tworzyli muzykę na najwyższym poziomie po czym stali się po prostu dobrzy, wprawdzie na wiele całkiem dobrych zespołów nie narzekam ale po nich jednak zawsze spodziewam się czegoś lepszego a tym czasem zawsze jest jakiś niedosyt i trzymam się ich bardziej z sentymentu niż z powodu jakości samej muzyki.
https://www.youtube.com/watch?v=4HS2DQrG7wE

47. Once Human "Evolution" (6/10)

Jest to druga płyta melodic death metalowego zespołu z USA z kobiecym wokalem założonego przez Logana Madera czyli byłego gitarzystę Machine Head i Soulfly. Nówka muzycznie nie różni się zbyt dużo od debiutu jednak jest trochę cięższa i od razu uwagę zwraca fakt, że wokalistka Lauren Hart pracowała nad ulepszeniem wokalu, poprzednio chwilami jej growle nie przekonywały a teraz brzmią one lepiej i są nieco niższe i głębsze. Ogólnie dobra płyta, lepsza od poprzedniej ale też nie wywołuje jakichś specjalnych zachwytów no i nadal brakuje tu czegoś naprawdę oryginalnego, czegoś własnego co bardziej wyróżniło by ich z tłumu i wzniosło na muzyczne wyżyny.
https://www.youtube.com/watch?v=KOvAP_Hd7xg

48. Northlane "Mesmer" (6/10)

Kapela wywodząca się z trzeciej fali metalcore w której to zamiast typowych dla drugiej fali melodyjnych riffów występują polirytmiczne riffy rodem z djentu. Nortlane przez dwa pierwsze krążki grali dość agresywnie, później jednak po zmianie wokalu w 2015 roku wydali Node na którym wyraźnie zelżeli odchodząc nieco od typowego core i dodając elementy klimatyczniejszej odmiany progresywnego metalu co występuje również na Mesmer choć jednak w nieco mniejszej ilości i ogólnie jest on lekko cięższy od poprzedniego. Ogólnie ich muzyka nie jest jakaś wyjątkowa ani nowatorska, można powiedzieć, że są po prostu dobrzy ale najważniejsze, że dobrze się tego słucha.
https://www.youtube.com/watch?v=B1q5bv1loKY

49. Paradise Lost "Medusa" (6/10)

Piętnasty studyjny krążek jednego z prekursorów i gigantów doom metalu oraz gothic metalu choć akurat w tym przypadku konkretnie uważani są za jego twórcę a ich album Gothic uznany został za pierwszy w gatunku. Są na rynku od wielu lat i często eksperymentowali tracąc jednych fanów i zyskując nowych i tak mieli okresy gdy tworzyli doom metal, gothic metal, jak i połączenia tego drugiego z elektroniką, takie gdzie gitary tworzyły raczej tło i nie było bardziej skomplikowanego grania po czym zaczęli wracać na metalową stronę mocy gdzie zaczęli się nawet bawić thrash metalem z typowymi dla niego wokalami (specyficzna mieszanka growlu z cleanem) i riffami za to od 2015 zaczęli powracać do korzeni tworząc znowu doom metal z typowymi dla niego growlami a najnowsza Medusa jest kontynuacją tej drogi. Muszę napisać, że mam dość mieszane uczucia bo z jednej strony fajnie u nich znowu usłyszeć te niskie, wolne, ciężkie riffy i wokale ale z drugiej strony bardzo ucierpiała na tym różnorodność, która od lat była ich stałą cechą bez względu na to co akurat wykonywali przez co płyta pomimo iż dobra jednak jest miejscami monotonna, momentami nudzi i trochę się dłuży. Chyba trochę za daleko zawędrowali z tym powrotem do korzeni bo np. poprzedni The Plague Within choć była w zasadzie w tych samych klimatach to jednak dzięki obecnemu tam jeszcze temu zróżnicowaniu jest dużo lepsza i przyjemniejsza w odbiorze. Mam nadzieję, że dopracują to w przyszłości i następny album będzie można znowu określić jako naprawdę dobry lub genialny za to jak na razie z nówki utworem, który można tak określić bezapelacyjnie jest rozpoczynający Fearless Sky i prawdę mówiąc po takim początku przeżyłem pewne rozczarowanie tym, że kolejne już nie są na takim poziomie. W każdym razie udowadnia on ich umiejętności i jakby się bardziej przyłożyli i stawiali dalej nie tylko na ciężar i moc to powstałby wyjątkowy cały krążek.
https://www.youtube.com/watch?v=7h9-4c3-lUs

50. August Burns Red "Phantom Anthem" (6/10)

To jeden z nielicznych metalcoreowych bandów praktycznie bez czystych wokali, który lubię, po prostu większość z nich jest zbyt monotonna i szybko nudzi ale August Burns Red zawsze wyróżniali się z tłumu dzięki różnorodnym screamom, skandowanym wokalom, oraz melodyjnej i dość progresywnej warstwie instrumentalnej. Wiadomo, że jak u każdego zaliczają wzloty i spadki formy (pierwsze cztery albumy były najlepsze) ale wszystko co robią trzyma poziom i to samo można powiedzieć o najnowszym, już siódmy krążku (generalnie to ósmy ale akurat instrumentalną płytę ze świątecznymi kawałkami trudno liczyć jako pełnoprawny album) który posiada wszystkie te wspomniane wcześniej cechy. Pisząc praktycznie bez czystych wokali miałem na myśli fakt, że począwszy od Constellations na każdym krążku znajdował się jeden czy dwa utwory w których trochę się go znalazło i zwykle odpowiadał do niego jakiś wokalista z innego bandu zaproszony na featuring i tym razem również trzymali się tej tradycji, ponownie w dwóch trackach. Tym co różni Phantom Anthem od poprzednich jest maksymalnie zwiększona ilość progresywnych jak i nawet math metalowych elementów i w zasadzie można by tu użyć określenia progressive technical metalcore: długie skomplikowane, miejscami technicznie zagrane kompozycje w których można podziwiać pracę poszczególnych instrumentów jak i dobrego zestawienia wszystkich razem. Ta zmiana sprawia iż całość jest dość trudna w odbiorze i początkowo nie mogłem się przekonać jednak przy piątym odsłuchaniu zacząłem doceniać nówkę i śmiało mogę napisać, że jest dobra.
https://www.youtube.com/watch?v=WO_-D606lKs

51. Epica "The Solace System" (6/10)

Holendrzy specjalizujący się w tworzeniu symphonic power metalu w rok po wydaniu The Holographic Principle zaskoczyli fanów jeszcze EPką utrzymaną w typowym dla nich brzmieniu i stylu. Ogólnie wszystko jest jak należy jednak od razu łatwo odnieść wrażenie, że znalazły się tu po prostu utwory z poprzedniej sesji nagraniowej, które nie były dość dobre aby znaleźć się na zeszłorocznym albumie i widocznie członkowie zespołu stwierdzili iż można je sprzedać w postaci minialbumu. Podsumowując sama muzyka jest dobra bo Epica zawsze prezentowała wysoki poziom ale w porównaniu z ich wcześniejszymi dokonaniami wypada średnio, nie ma killerów, nic specjalnie nie zaskakuje i jako iż to prawdopodobnie zestaw utworów bonusowych nie ma też powiewu świeżości przez co w dyskografii umieściłbym ją na końcu. Żeby nie było niedomówień: Jako, że Epica zawsze wyróżniała się spośród symfonicznego metalu to i tak ich najgorsza płyta jest lepsza niż najlepsze wielu przedstawicieli gatunku w którym jest dużo wtórności i kopiowania innych
https://www.youtube.com/watch?v=GhfHXhcuCJ0

52. A Breach of Silence "Secrets" (6/10)

Trzeci album australijskiego zespołu wykonującego początkowo raczej średnio ciężki metalcore z elementami heavy metalu w wokalu. Debiut był bardzo dobry, na drugim albumie niestety trochę forma spadła a muzyka stała się lekko monotonna i wtórna, w tym roku wyszedł trzeci, który przyniósł pewne zmiany ale niestety niezbyt korzystne, tych heavy metalowych elementów jest jeszcze mniej a cała muzyka stała się jeszcze lżejsza, wręcz można mówić o częściowym odejściu o sceny core na rzecz alternatywnego metalu a czystego wokalu i lekkiego, melodyjnego gitarowego grania jest nieco więcej niż screamów i charakterystycznych metalcoreowych riffów. Początkowo okropnie nudził mnie ten krążek, później lekko się przekonałem i nawet cztery killery wyłapać (Secrets, Fair Weather Friends, Buzz Killington oraz A Better Place) ale i tak niestety raczej można ich zaliczyć do wprawdzie nie jakichś wielkich ale jednak tegorocznych rozczarowań w stylu nie jest źle ale po nich spodziewałem się więcej.
https://www.youtube.com/watch?v=nAZ3nghePwc

53. [In Mute] "Gea" (6/10)

Hiszpańska grupa tworząca melodeath i kolejna w rankingu po Spoil Engine i Hatefulmurder, która zaliczyła swoisty restart gdyż ich muzyka przeszła dość drastyczną zmianę. Na debiucie z 2009 roku grali ciężej ale mało ciekawie, mieli też mężczyznę na wokalu ale jego głos był raczej nijaki, do tego teksty były po hiszpańsku, w związku z czym nie udało im się raczej zyskać zbytniej popularności i przez kilka kolejnych lat nie było o nich żadnych informacji. Powrócili w 2013 roku z EPką "One in a Million" z ulepszonym brzmieniem i nową wokalistką Steffi, której growl był znacznie mocniejszy i bardziej wyrazisty niż Alberto, do tego przerzucili się na angielski. EPka była dobra czym wzbudzili zainteresowanie jednak na długogrający krążek trzeba było poczekać jeszcze 5 lat i tak w końcu w tym roku został wydany "Gea". Trzymają się tego co zaprezentowali na minialbumie czyli jest to dość ciężki melodic death metal bez łagodniejszych elementów czy czystego wokalu i ogólnie przeważają tu growle w połączeniu z szybką pracą instrumentów choć w utworach zdarzają się również dość długie fragmenty instrumentalne oraz parę solówek gitarowych też się trafiło. Ogólnie mogę powiedzieć, że to całkiem dobry album choć na pewno nie wybitny, nie odkrywczy, chwilami się lekko dłuży i mogłoby się tu trochę więcej dziać wokalnie bo growl jest w porządku lecz Steffi mogła by coś więcej zaprezentować bo w końcu growle są różne a tu w zasadzie jest jeden rodzaj. W każdym razie nowy początek dobry a gdyby popracować jeszcze nad błędami to w przyszłości mogłoby być jeszcze lepiej bo zespół zdecydowanie ma potencjał.
https://www.youtube.com/watch?v=S9SL5j5wj7g

54. The Murder of My Sweet "Echoes of the Aftermath" (5/10)

Tutaj z kolei pewne rozczarowanie czyli bardzo średnia płyta zespołu tworzącego symphonic gothic metal z wyraźnym naciskiem na gothic. Już poprzedni ich krążek odbiegał poziomem od pierwszych dwóch a powodem tego były jak to często bywa nieudane eksperymenty, widocznie zespół Angelici Rylin zdawał sobie z tego sprawę więc tym razem zachowawczo postanowili zrobić krok w tył do dawnego grania tyle, że najwidoczniej nie bardzo mieli pomysły. Efektem tego jest powstanie płyty gdzie większość utworów jest dość wtórna oraz podobna do siebie, jak i do wielu innych w gatunku, brzmią tak jakby były robione trochę na siłę przez co bardziej kojarzą się z bonusowymi utworami do pierwszego i drugiego albumu niż z nowymi i świeżymi kawałkami, do tego całość miejscami zwyczajnie się dłuży tym bardziej, że ma godzinę długości.
https://www.youtube.com/watch?v=PCLiCifcuI8

55. 36 Crazyfists – "Lanterns" (5/10)

Ten metalcore'owy zespół z Alaski jest już kolejnym, który w tym roku zmienił wykonywaną przez siebie muzykę i w tym momencie można powiedzieć, że instrumentalnie kojarzą się z nu metalem z dość charakterystycznym cięższym brzmieniem za to wokalnie to głównie alternative metal gdzie zdecydowana większość wokalu to tak charakterystyczny u nich clean a do tego chwilami dochodzą metalcore'owe screamy choć tym razem jest ich tak mało jak nigdy przedtem. Ogólnie zespół wcześniej, za czasów pierwszych czterech albumów dobrze brzmiał choć też nie wywoływał większych zachwytów a zawsze najbardziej ceniłem tu ten emocjonalny wokal Brocka zarówno podczas pełnego smutku i złości screamu jak i przy płaczliwym czystym wokalu. Niestety od Collisions and Castaways przeżywają chyba jakiś kryzys bo poziom muzyczny się obniżył, emocje już nie są zbytnio wyczuwalne przez co całość brzmi jakoś tak sztucznie, nieszczerze i wtórnie jak większość metalcoreowych bandów. Kolejny po niej Time And Trauma był nieco lepszy ale to nadal nie to, za to jak pisałem najnowsze Lanterns przyniosło zmianę w muzyce, widocznie stwierdzili iż czas na większą zmianę... niestety to ciągle nie to a płyta jest nieco gorsza od poprzedniej. Największą wadą jest tu monotonia: te nowe kawałki w zasadzie tworzą jedną dość bezpłciową masę i nie wiele różnią się od siebie, no i nadal nie brzmi to jakoś szczerze, oryginalnie czy specjalnie interesująco a najlepsze utwory nie dorównują tym średnim z okresu najwyższej formy, prawdopodobnie więc niestety zespół po prostu już się wypalił.
https://www.youtube.com/watch?v=wVzOhJhFecc

56. All That Remains "Madness" (5/10)

Zespół to klasyka metalcore i każdy szanujący się fan gatunku powinien zapoznać się z pierwszymi czterema albumami (choć akurat na debiucie tworzyli melodic death metal), warto też sprawdzić kolejne w dyskografii For We Are Many choć momentami zalatuje tu wtórnością. Niestety później przyszedł jakiś kryzys a chłopaki się pogubili i sami już nie wiedzieli co chcą grać, może ostatecznie skończyły im się pomysły na metalcore więc zaczęli nieudane eksperymenty z alternative metalem lub też po prostu postanowili przesadnie złagodzić swoją muzykę aby trafić do szerszego grona odbiorców czyli ludzi lubiących mieszankę metalu z popem, w każdym razie muzyka bardzo złagodniała, zamiast szybkich riffów jakieś melodyjne granie, screamy lekkie a i tak dominuje cukierkowy czysty wokal i po prostu to nie przekonuje. Spadek jakości jest wyraźnie zauważalny na A War You Cannot Win a kolejne The Order Of Things jest kontynuacją tej drogi do upadku, dlatego też kiedy ogłoszone zostało wydanie nowego krążka miałem poważne obawy co do jego zawartości... i okazało się, że w sumie słusznie. W prawdzie są pewne pozytywne zmiany i nie ma już cukierkowych refreników ani nadmiaru melodii jednak cięższe elementy nadal nie przekonują a do tego tym razem naładowali tu pełno rockowych ballad, które jednak w większości jakoś nie robią wrażenia tak jakby były robione na siłę i jedynym wyjątkiem jest tu genialne tytułowe Madness. Album nie jest jakiś najgorszy ale dobrym też trudno go nazwać, jest po prostu średni co w ich przypadku można jedynie zaliczyć do tegorocznych rozczarowań.
https://www.youtube.com/watch?v=qFnE2_pEFJo

57. Motograter "Desolation" (5/10)

Motograter to pierwszy band Ivana Moody’iego jednak po wydaniu debiutanckiego krążka ten odszedł i założył Five Finger Death Punch a o Motograter nic nie było słychać. W sumie to długo myślałem iż został rozwiązany ale okazało się, że jednak istnieją, próbują zebrać skład i coś nowego wydać jednak zajmowało im to bardzo dużo czasu. Pierwsze info o nowym krążku pojawiły się w 2014 roku jednak zostały kolejno odłożone na 2015, 2016 a następnie 2017 i już przez chwilę podejrzewałem iż będzie tak jak np. w przypadku Scar Symmetry, Tool czy Divine Heresy a data wydania odkładana będzie przez kolejne lata ale tym czasem faktycznie w tym roku czyli po 14 latach od debiutu doczekaliśmy się Desolation. Jako, że z oryginalnego składu został tylko gitarzysta Matt "Nuke" Nunes to od razu można było spodziewać się sporych zmian w muzyce i faktycznie: jest bardziej melodyjnie, więcej czystego wokalu a ten w ogóle różni się od tego, którzy ludzie zapamiętali bo jednak Ivan jest dość charakterystyczny, całość utrzymana jest w klimatach nu metal / alternative metal. Po tylu latach przerwy a następnie przygotowań można by się spodziewać iż wydane zostanie coś wyjątkowego i dopracowanego w najmniejszych szczegółach... lecz niestety tak się nie stało, znaczy można posłuchać ale na każdym kroku czuć wtórność i brak konkretów, brzmią jak dziesiątki innych bandów z podobnych klimatów a ani lżejsze ani mocniejsze elementy zwyczajnie nie przekonują, nie jest ani szybko ani wolno, ani agresywnie ani spokojnie, do tego wykorzystany tu został pomysł z popowych utworów i krótkie, chwytliwe refreny powtarzają się ponad pięć razy chociaż zdecydowana większość z nich ma tylko trochę ponad 3 minuty, ot po prostu raczej średni album, który raczej nie zachwyci dawnych fanów ani nie przyciągnie nowych.
https://www.youtube.com/watch?v=2hccUQOWQyA

58. Queens Of The Stone Age "Villains" (5/10)

Jeden z najbardziej znanych bandów tworzących Stoner rock w Joshem Homme na czele po czterech latach przerwy powraca z nowym krążkiem, który okazuje się wielkim... rozczarowaniem. W sumie to tego nie rozumiem, na początku twórczości wydawali albumy dużo częściej a jednak były one dobrze dopracowane jednak od Era Vulgaris poziom się nagle obniżył po czy zrobili sobie sześć lat przerwy jednak Like Clockwork było tylko odrobinę lepsze a teraz przyszedł czas na Villains, które zdecydowanie jest najgorsze w dyskografii. Generalnie większość tego co tu jest prezentuje poziom najgorszych utworów z poprzednich krążków, brak tu świeżych pomysłów a całość ogólnie dość nudna, nigdy nie grali zbyt ciężko ale mimo tego ich muzyka miała w sobie sporo energii i była dość szybka, czego też teraz zabrakło tak jakby muzycy nagrywali krążek na szybkiego po kilku dniach bez możliwości dobrego wysypiania się. Sam Joshua Homme jest utalentowanym muzykiem, kiedyś założył legendarne już Kyuss oraz Eagles of Death Metal ale jednak tak jak kiedyś jego głos przyciągał słuchaczy to tutaj często brzmi po prostu trochę powyżej średniej. Ogólnie na uwagę zasługują tu głównie dwa utwory: Domesticated Animals oraz Villains Of Circumstance, które to z całym spokojem można określić jako naprawdę dobre choć pewnie jakby umieścić je na zdecydowanie najlepszym w dyskografii Songs For The Deaf to pewnie aż tak by się nie wyróżniały spośród innych.
https://www.youtube.com/watch?v=fsqhJcGbaEI

59. Cavalera Conspiracy "Psychosis" (5/10)

Cavalera Conspiracy to już kolejny band Maxa Cavalery i tradycyjnie w klimatach groove metal / thrash metal z naciskiem na to drugie. Zespół wypuszcza coś nowego regularnie co trzy lata przy czym jedynie dwa pierwsze można określić jako dobre bo potem nastąpił nagły spadek formy czego efektem był poprzedni tragiczny, nudny i źle wykonany Pandemonium gdzie instrumenty zlewają się w jedną papkę a wokale są niewyraźne jakby Max śpiewając miał usta pełne rozgotowanego makaronu, zresztą kto czytał mój ranking z 2014 roku gdzie się rozpisałem na ten temat ten wie o co chodzi. Pamiętając to rozczarowanie obawiałem się iż ich już czwarty longplay Psychosis będzie jego powtórką i kolejnym powodem do niesmaku w uszach jednak postanowiłem ją sprawdzić choćby po to aby mieć co opisywać w kolejnym podsumowaniu roku. W końcu miałem okazję ją przesłuchać i tutaj pierwsza korzystna zmiana: zrezygnowali z największych wad, które ostatnio z niewiadomych powodów wprowadzili i już bardziej słychać zarówno pracę poszczególnych instrumentów jak i teksty wyśpiewywane przez Cavalerę przy czym i tak nie jest tak dobrze jak na pierwszych dwóch płytach. Kolejną dobrą rzeczą jest poziom utworów, który jest już wyższy i może nie są w żaden sposób nowatorskie ale całkiem ciekawe... ale niestety tylko do połowy albumu gdyż później robi się znowu nudno oraz wtórnie a oprócz Hellfire, kilku riffów z Judas Pariah i ewentualnie kończący kawałek nie ma tu już nic ciekawego a dodatkową wadą w ostatnich trackach są takie przedłużające się instrumentalne fragmenty, które są zbyt monotonne aby zainteresować. Wychodzi więc na to, że Max Cavalera miał pomysł tylko na pięć kawałków więc moim zdaniem lepiej było wydać je po prostu jako EPkę aby ludzie odnieśli wrażenie wyraźniejszej poprawy zespołu a tak to pomimo pewnej poprawy nadal wyraźnie prezentują średni poziom. W sumie to z Soulfly nie jest dużo lepiej więc chyba po prostu wokalista przechodzi jakiś efekt wypalenia zawodowego, wprawdzie Killer Be Killed jest bardzo dobre ale tam na wokalu pomagają mu inni muzycy więc wspólnie z nimi mógł stworzyć coś lepszego i może to jest rozwiązanie dla niego bo obecnie niezbyt się sprawdza jako lider i jedyny wokalista choć prawdopodobnie najlepiej aby zrobił sobie po prostu przerwę w muzykowaniu a po kilku latach mógłby wrócić z nowymi siłami. Na koniec opisu daję link do pierwszego i najlepszego utworu na płycie, nie jestem zaskoczony, że właśnie go wybrali na singiel promujący płytę.
https://www.youtube.com/watch?v=lfM6DRqGsuk

60. Desolation "Decapitated" (4/10)

Debiutancki album szwedzkiego death metalowego zespołu na który trafiłem przypadkowo podczas poszukiwań informacji o naszym rodzimym Decapitated... niestety Desolation nie dorasta im do pięt a krążek jest wtórny, nudny i schematyczny, po prostu niczym nie różni się od dziesiątków czy nawet setek podobnych. Od razu zwróciłem uwagę na to, że pomimo iż to debiutancki tegoroczny krążek to brzmią jak te wszystkie death metalowe kapele z lat 90', postanowiłem coś o nich poszukać w necie i szybko trafiłem na rok powstania: 1990 prawdopodobnie więc od 27 lat pracę szyły opornie, nagrywali wstępne wersje utworów, wypuszczając po drodze trzy demówki (w 1993, 2014 i 2016) aż w końcu przygotowali ostateczne wersje i w tym roku wydali pierwszy longplay trzymając się jednak pomysłów sprzed lat. W każdym razie archaiczne brzmienie uznaję za kolejną wadę gdyż nigdy nie podobały mi się te oldschoolowe death metalowe zespoły. Po sprawdzeniu tego krążka zacząłem się zastanawiać jaki jest sens tworzyć dziesiątki zespołów grających to samo, niby można przesłuchać ale nie ma tu nic oryginalnego czy zachwycającego, do tego jeszcze ta oklepana antyreligijna tematyka, oryginalna nie jest nawet nazwa ponieważ istnieje lub istniało przynajmniej 16 innych Desolation. Odnoszę wrażenie, że powstali tylko po to aby popaść w zapomnienie i nie będę zaskoczony jeżeli niedługo zawieszą działalność, jedyne co może ich uratować to szybkie zdanie sobie sprawy z popełnionych błędów i wypracowanie własnego unikalnego brzmienia bo na razie są ledwie średni.
https://www.youtube.com/watch?v=LJE7JGdtP_M


To już oficjalnie koniec rocznego podsumowania, dziękuję za uwagę i dotrwanie do końca, choć zapewne jak to bywa gdzieś w bliższej czy dalszej przyszłości zapoznam jakieś albumy z 2017 roku, których nie miałem możliwości poznać ze względu na ich ogromną ilość, płyty które mogły być tak dobre iż zmieniły by wygląd tej listy, w każdym razie tradycyjnie nie będę go modyfikował gdyż nie ma sensu zbytnio oglądać się za siebie a obecny ranking najlepiej opisuje mój gust, zainteresowania i stopień wiedzy muzycznej z końca zeszłego już roku. Teraz czas otworzyć się na nowy 2018 rok i całe bogactwo nowych płyt i zespołów jakie on zaoferuje. Przewidywania co do następnego zestawienia? Spodziewam się dobrych rzeczy od Kobra And The Lotus, Slipknot, Caliban, Killswitch Engage, Swallow The Sun, For Today, Skyharbor, Monuments i wielu innych choć oczywiście czas pokaże co z tego wyjdzie. Może jakiś zespół z przeszłości nagle powróci w wielkim stylu? Może poznam coś nowego genialnego? Co do tego to aż sześć kapel z mojej dziesiątki były mi nieznane lub mało znane w zeszłym roku a tym czasem po sprawdzeniu od razu trafiły na wysokie miejsca w tym do pierwszej trójki tak więc zapewne nie ma co się zastanawiać nad tym i cokolwiek zakładać tylko otworzyć się na nowe doznania muzyczne.
_________________

Ostatnio zmieniony przez Adrian1234 2018-03-09, 15:18, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Husarz712 
husarz





Dołączył: 29 Lip 2015
Posty: 5323
Wysłany: 2018-01-11, 14:24   

Wow. Ile zajęło Ci pisanie tego wszystkiego?
_________________
The Light shineth in the Darkness,
and the Darkness comprehended it not.
 
 
bezn
Duch, który przeczy





Dołączył: 19 Gru 2016
Posty: 9711
Wysłany: 2018-01-11, 14:25   

Wyjątkowo wysokie noty Adrianie :D Widzę, że ten rok stał na wysokim poziomie, muzyka zróżnicowana i sporo kapel metalcorowych. Cieszę się ze w zestawieniu znalazł się Seether :D Moim skromnym zdaniem ostatnia płyta jest lepsza od ,,Isolate and Medicate" dlatego że jest ostrzejsza i bardziej zróżnicowana a vocal Shauna ma okazję do pokazania swoich możliwości...warto też wspomnieć, że wokalista występuje tu jako producent czyli jest Deus Creator całego przedsięwzięcia :D Brawo Shaun i spółka! Oby tak dalej ! :D


Adrian1234, dzięki za ranking i ogrom pracy jaką włożyłeś w jego sporządzenie i merytoryczną oprawę :brawo: Dla mnie jest na pewno cenną mapą do muzycznej wędrówki ^^
 
 
Adrian1234 





Wiek: 39
Dołączył: 02 Sie 2015
Posty: 5028
Skąd: Szczecin
Wysłany: 2018-01-11, 15:00   

Husarz712, Generalnie cały rok na bieżąco opisywałem przesłuchane nowości właśnie po to aby pod koniec roku mieć mniej pracy bo tak to wcześniej faktycznie sporo czasu mi to zajmowało choć w rankingach miałem zwykle po 25 płyt. Ostatnie dziewięć dni spędziłem na sprawdzeniu wszystkich płyt jeszcze raz, poprawianiu wpisów, dodawaniu okładem, zmienianie ocen itp :) .

bezn, Tak ja wspomniałem we wstępie, udany rok :D . Znaczy przez chwilę rozważałem pozmienianie niektórych 9 na 8 ale później stwierdziłem, że to by było zafałszowywanie wyników a oceny mają oddawać moje wrażenia :) . W sumie to i tak najważniejsze są miejsca bo płyta może mieć 9/10 ale i tak być dopiero na 20. Co do Seethera to pewnie jeszcze coś od nich sprawdzę niedługo :) .
_________________

 
 
bezn
Duch, który przeczy





Dołączył: 19 Gru 2016
Posty: 9711
Wysłany: 2018-01-11, 15:09   

Adrian1234, nie mogę się doczekać płyty Slipknota ^^ Mam nadzieję, że będzie dynamiczna, rytmiczna, wszak zespół ma cudnie rozbudowaną sekcję perkusyjną :haha: , i da piękny popis możliwości wokalnych Coreya ^^
 
 
Adrian1234 





Wiek: 39
Dołączył: 02 Sie 2015
Posty: 5028
Skąd: Szczecin
Wysłany: 2018-01-11, 21:09   

bezn, Też liczę na dobrą płytę, mam nadzieję, że faktycznie wyjdzie w tym roku bo w sumie to początkowo była mowa iż już w poprzednim ją wydadzą.
_________________

 
 
Koziu 
koziu





Dołączył: 03 Lip 2017
Posty: 2909
Wysłany: 2018-01-11, 21:12   

A tera z łapką na sercu kto przeczytał całośc? :D
_________________
Coś się kończy coś zaczyna
 
 
Adrian1234 





Wiek: 39
Dołączył: 02 Sie 2015
Posty: 5028
Skąd: Szczecin
Wysłany: 2018-01-11, 21:24   

Koziu, W sumie to podejrzewam, że tylko bezn jest zainteresowania moim rankingiem a reszta nie będzie nawet próbować czytać... no chyba, że mnie ktoś pozytywnie zaskoczy :D .
_________________

 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

 

Czy wiesz, że...