Poprzedni temat «» Następny temat
Moje wypociny i daremne próby literackie...
Autor Wiadomość
Pierdomenico 





Wiek: 35
Dołączyła: 15 Lip 2015
Posty: 6547
Skąd: Vinewood Hills
Wysłany: 2015-09-03, 12:18   Moje wypociny i daremne próby literackie...

Ostatnio nie pisałam nic, jednak odnalazłam stary już tekst, fan fiction do Death Note, jeden rozdział. Nie gwarantuję, że napiszę go dalej, to powstało już bardzo dawno i na pewno wiele bym w nim zmieniła, jednak mam już taką zasadę, że swoje bardzo stare teksty zostawiam takie jakie były, więc oto jest coś takiego:

P.S. Dla tych, którzy nie znają Death Note wspomnę, że L to młody detektyw, dość ekscentryczny, który wiecznie opycha się słodyczami.
PPS. Przed czytaniem skontaktuj się z lekarzem lub farmaceutą.


Rozdział 1

- Gratuluję Panu w imieniu rządu USA. Zapobiegł Pan panice i naruszeniu porządku w naszym kraju. Sprawiedliwości stało się za dość, a Fryzjer z New Jersey, zostanie już wkrótce stracony. Nadal jednak nie mogę wyjść z podziwu, jak udało się Panu rozwikłać tę sprawę, nie wyjeżdżając nawet z Japonii?
- Panie Wiliamson, moje środki i możliwości, są na tyle rozwinięte, że coś tak trywialnego jak odległość, nie ma najmniejszego znaczenia. Liczą się fakty i dowody, a najlepiej składa mi się je w całość w czterech ścianach. To nietypowe, żeby ofiary których ciała zostały całkowicie zmasakrowane, posiadały zadbane i pięknie ułożone włosy. Na ofiary morderca wybierał tylko te długowłose, młode dziewczyny. Po przeprowadzeniu śledztwa, które było dość mozolne, a polegało na dokładnym wywiadzie i sprawdzeniu wszystkich znaczących salonów fryzjerskich, wyłoniło się kilka mężczyzn którzy byli dość ekscentryczni i przejawiali intensywne zainteresowanie swoimi klientkami. Przy okazji okazało się, że wśród fryzjerów płci męskiej, to wcale nie jest tak popularne. Po nitce doszedłem do kłębka. Mówiąc to, młodzieniec wyglądający na mniej więcej dziewiętnaście lat, pochłonął ogromną łyżkę waniliowego tortu.
- Estm pawedliwoscom. wykrztusił do mikrofonu komputera, poprzez pełne usta słodkiego ciasta.
- Em, no tak. Niniejszym gratuluję Panu ponownie profesjonalizmu, zaangażowania i umysłu, którego nie powstydziłby się nie jeden nasz agent. Mamy dla Pana propozycję współpracy, stałej współpracy na bardzo korzystnych warunkach. tutaj rozmówca zrobił lekką pauzę, aby wzmocnić efekt swoich słów - Nie musiałby Pan o nic już się martwić, jedynie pomagałby Pan nam w ciężkich sprawach, takich jak ta ostatnia. Posiadałby Pan własną siedzibę o najwyższych standardach, bezpieczeństwa i komfortu. Po więcej szczegółów proszę zgłosić się do szefa FBI, dodatkowo nieodzowny jest hmm kontakt personalny, chociażby w celu weryfikacji Pańskiej tożsamości, czy to stanowi problem? Przy takich zasługach, nawet gdyby był Pan dajmy na to zbiegiem, góra dałaby pozwolenie na zatuszowanie sprawy... Pomożemy Panu, tylko proszę nam dać szansę. Taka okazja może się nie powtórzyć.
Chłopak przełknął kolejne dwa kęsy tortu, jego czarne, rozczochrane włosy opadły mu na oczy, a na twarzy pojawił się nieokreślonego rodzaju uśmiech.
- Tak więc uważacie, że L, jest tak łatwy do kupienia? Lub, że jestem zbiegłym kryminalistą i w ramach odkupienia win, poszukuję zbrodniarzy? Doprawdy ludzka fantazja nie zna granic... po tych słowach w żołądku chłopaka wylądowały puszyste różowe pianki.
- Ależ proszę Pana! Proszę się nie unosić, jeżeli nie ma Pan nic na sumieniu to nawet lepiej! Kierują Panem zatem iście szlachetne pobudki, teraz jeszcze bardziej urósł Pan w moich oczach. Proszę zrozumieć, że Pański hmm nietypowy sposób bycia i kontakt jedynie telefoniczny lub poprzez komputer, zaczyna być komentowany w szerszych kręgach. Każdy zastanawia się...
- Nie interesuje mnie co inni o mnie myślą i z jakich pobudek agenci FBI, zgłaszają się do służby. Lubię ćwiczyć szare komórki i nie znoszę przegrywać, zabijanie ludzi to coś niewybaczalnego i będę do końca walczyć z tym procederem na własny rachunek. Chłopak przerwał na moment swą wypowiedź i skierował się w stronę okna, niewidzącym wzrokiem spoglądał w przestrzeń. - Po za tym nie mógłbym mieszkać w Stanach, macie tam beznadziejne słodycze. wycedził znudzonym tonem.
- Słucham? Słodycze? Czy Pan sobie ze mnie kpi?
- Nie, dlaczego, to bardzo ważna sprawa, powiedziałbym nawet, że najważniejsza. L nabrał mocno powietrza w płuca i powrócił do biurka obstawionego wszelkiego rodzaju łakociami, wśród których stał laptop, a na jego ekranie widoczna była duża, czarna gotycka litera na białym tle, pomysłowy czytelnik domyśli się, jaka to była litera.
- Moment, nie tak szybko! Prezydent Bush pragnie złożyć Panu podziękowania osobiście, włącznie z nadaniem orderu i medalem za specjalne osiągnięcia dla narodu. Nie może Pan od tak odmówić! To nie pierwsza ważna sprawa, którą Pan rozwikłał!
- Odmawiam, jak już wspomniałem nie przywykłem do wykładania swoich kart na stół, podczas gdy gra nadal jest w toku. Arigatou za współpracę. Pomyślcie o mnie gdy na horyzoncie pojawi się nowa, trudna sprawa. To mówiąc młody detektyw zerwał połączenie z Waszyngtońskim urzędnikiem. - Ci amerykańscy marzyciele. wyszeptał do siebie L z widocznym uśmiechem na twarzy. Podniósł się z kucek i przybrał dla niego typową, przygarbioną sylwetkę. Przystawił palec wskazujący do ust i pogrążył się w rozmyślaniach, na sobie tylko wiadome tematy. Ubrany był w białą, luźną, prostą bluzę, wyjątkowo pogiętą i niedbale założoną, do tego jasne, sprane, wytarte jeansy i bose stopy, pozwalały odnieść wrażenie, że oto nie stoi przed nami światowej sławy detektyw, a jedynie zwykły, bardzo ubogi nastolatek. A jeżeli o pieniądzach mowa, to L nie mógł się o nie martwić. Rozwiązywanie trudnych zagadek, pozwoliło mu na znaczące wzbogacenie się, a i ostatnia rozwiązana sprawa, znacząco zasili jego i tak wielocyfrowe już konto bankowe. Sam fakt, że przebywał obecnie w hotelu Seiyo Ginza w Tokio, mówił za siebie. Piękne wiktoriańskie meble, drogie obicia kanap, ogromne łóżko, beżowe marmury i taras z widokiem na tętniące życiem miasto, robiły ogromne wrażenie. Teraz szczególnie widok ten był zapierający dech w piersiach, ponieważ noc była już w pełni, a pięknie oświetlone budynki, to coś co zachwyci najbardziej wymagającego klienta. Detektyw jednak myślał, myślał, nadal myślał, stał już tak dłuższą chwilę, gdy nagle przy drzwiach do jego apartamentu, rozległy kroki i po chwili dało się słyszeć złożone pukanie.
- Wejdź Watari! Nie zamykałem drzwi... na te słowa klamka ugięła się i do pokoju wkroczył wysoki starzec o poczciwej i spokojnej twarzy. Był japończykiem z krwi i kości, co pozwalało starzeć mu się z większym urokiem, niż to zazwyczaj ma miejsce u Europejczyków lub Amerykanów. Pomimo sędziwego, choć nieokreślonego wieku, nadal zachował wigor i pogodę ducha. Małe okrągłe lenonki (okulary) podkreślały, dobrotliwość ale i suchą rzeczowość jego osoby.
- Paniczu, czyżbyś zapomniał o swoim bezpieczeństwie? Nadeszły raporty agentów w sprawie porwania tego Kenijskiego biznesmena, chcesz się tym teraz zająć?
- Nie nazywaj mnie tak. Nie... Chcę odpocząć, czuję, że ostatnio zbyt wiele poświęcam czasu na pracę. Nie mam już na to siły, w dodatku te sprawy, zawsze są takie proste... To jak gra w szachy z małym dzieckiem, nie sprawia żadnej radości. odparł chłopak po czym rzucił się na kanapę i zanurzył głowę w kosztownych poduszkach.
- Nic się nie zmieniłeś. odparł Watari z uśmiechem. Zawsze wszystko traktujesz jak rywalizację, podczas gdy można czerpać radość z samej pomocy innym. mężczyzna położył dokumenty na biurku obok komputera i sterty produktów żywnościowych, po czym usiadł na końcu kanapy i zmierzwił i tak już poplątaną czuprynę chłopaka. - Uczenie dziecka również może być czymś interesującym, oczywiście tylko wtedy, gdy masz wystarczająco cierpliwości i odpoczynku od niego. L wyciągnął twarz z objęcia poduszek i spojrzał na starca rozbawionym spojrzeniem, po czym obydwoje roześmiali się beztrosko. - Dosyć tych bzdur, wracam do pracy. Watari wstał i jak zwykle szybko powrócił do swej zasadniczej formy. - Potrzebujesz jeszcze czegoś?
- Nie, mam wszystko czego mi potrzeba, dobranoc Watari.
- Dobranoc, Paniczu. odparł starzec, a mówiąc to ukłonił się i szybko zniknął za drzwiami. Lawliet pozostał sam ze swoimi wcześniejszymi myślami. Skierował się na już wspomniany taras. Spoglądał na ciemną noc, skąpaną w światłach budynków, latarni i samochodów, zdawało się, że wszystko żyło swoim życiem, jakby te światła nie były używane przez ludzi, a jedynie były spektaklem na który kupił bilet i teraz może go oglądać w loży honorowej.
- Taki ciepły wiatr, może jednak powinienem to zrobić. Może jeszcze nie jest za późno. Tak rzadko wychodzę z domu, tak mało jest życia w moim życiu... takie oto chaotyczne myśli przewijały się przez głowę L’a, i które szeptał do siebie skrycie. Wtem dało się słyszeć dźwięk nadchodzącego faksu. Drukowanie już się rozpoczęło i pierwsze dwie kartki wysunęły się z maszyny. - I ja tu myślę o spokoju... zamruczał do siebie chłopak i skoczył do aparatu, aby przejrzeć korespondencję. Oblizując lizaka, którego zgarnął ze stołu, wykrzywił głowę i bez wzięcia do ręki kartki rozpoczął czytanie. Treść listu była następująca:

Drogi Lawliet
Stała się rzecz straszna. Dowiedzieliśmy się od Johnn’a White’a, gdzie obecnie przebywasz. Nie wiem czy pamiętasz Loreen? z ust L wypadł lizak i przykleił się do z pewnością drogiego dywanu. - Była taka mała ruda dziewczynka, która mieszkała nieopodal naszej centrali w Londynie, oczywiście teraz już nie jest taką małą dziewczynką, a raczej powiedziałbym, że nie była nią... Nie jestem dobry w pisaniu, dobrze wiesz o tym, a chodzi o to, że ta dziewczyna została brutalnie zamordowana. Policja jak zwykle jest nieudolna w takich sprawach, przesyłam zdjęcie jej zwłok oraz spis rzeczy, które posiadała przy sobie w chwili napadu. Wiem, że to niezbyt sympatyczny widok ale rozwiązałeś już tyle spraw, że na pewno nie sprawi to problemu, liczymy, że pomożesz nam w ujęciu sprawcy, kilkoma podpowiedziami. Bardzo mi przykro, wiem, że gdy ginie ktoś, kogo znaliśmy choćby z widzenia to sprawia to ból. Skontaktuj się ze mną jak najszybciej.
Ben Johnson

L stał jak sparaliżowany, powoli ujął brzeg kartki pomiędzy kciuk i palec wskazujący, a gdy z pod spodu, ukazało mu się wspomniane w liście zdjęcie, upadł na podłogę z głuchym krzykiem. Ogromny ból wyrywał mu się z piersi, a myśli zawsze tak czyste i poukładane, nagle rozbiegały się we wszystkich kierunkach. Zaczął krzyczeć i uderzać pięściami w podłogę, szybko zjawił się Watari, który sąsiadując z pokojem chłopaka, usłyszał niepokojące hałasy. Widok jaki zastał wstrząsnął nim, nigdy nie widział Lawlieta w takim stanie, jego ciało było podkulone, drżące, oczy nieruchome, klatka piersiowa unosiła się szybko i opadała ciężko, leżał tak bez ruchu. Starzec podszedł do maszyny i obejrzał nadesłane zdjęcie, szybko potrzebował podsunąć sobie krzesło, na które opadł bezwładnie, nawet jego zazwyczaj oschły i rzeczowy sposób bycia, przegrał z najzwyklejszym ludzkim odruchem. Watari płakał. Oczy Lawlieta były suche, nieruchome niczym martwej lalki, jedynie z jego ust dało się słyszeć regularnie powtarzane słowo. Tylko jedno słowo.
- Loreen.
_________________

Wśród gości na kolacji jest fotograf. Gospodyni mówi:
- Robi Pan świetne zdjęcia! Musi mieć Pan drogi aparat!
Gość odchrząknął tylko. Wychodząc rzekł całując Gospodynie w rękę:
- Wybornie Pani gotuje! Musi mieć Pani drogie garnki!
 
 
Ascara 





Wiek: 29
Dołączyła: 27 Lip 2015
Posty: 1526
Wysłany: 2015-09-05, 02:37   

Bardzo przyjemnie mi się to czytało! :) Doskonale oddałaś charakter L, jestem w stanie go wręcz zobaczyć, jak wcina te pianki i jak narzeka na zmęczenie... Podobnie w przypadku Watariego.
Treść bardzo interesująca. Rozmowa L z agentem może nieco... Nie wiem, naiwna? Szef FBI pewnie nie wypowiadałby się w ten sposób. To jednak szczególiki, z którymi sama miewam problem. Jedyne, co mnie nieco irytowało to drobne wpadki typu niewłaściwe przecinki, brak myślników po wypowiedzi, "po za", "od tak"... Ale to się zdarza.
Podsumowując - bardzo na plus. :)
Czekam na ciąg dalszy, liczę, że przekonasz się do jego napisania. :)
_________________
Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
(...)
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...

~ L. Staff
 
 
Pierdomenico 





Wiek: 35
Dołączyła: 15 Lip 2015
Posty: 6547
Skąd: Vinewood Hills
Wysłany: 2015-09-05, 10:20   

Wiem, właśnie jak przeczytałam to po czasie, to rzeczywiście tak nieco dziwnie to brzmi ze strony agenta, ale na usprawiedliwienie powiem, że pisałam to już daaawno :D Za dużo tego "panowania" ale szkoda mi było zmieniać to i owo, wolałam już zostawić jak było. Akurat to nie był szef, tylko jakiś tam szeregowy ich "sekretarz" więc i trochę miał się płaszczyć przed L'em z tego tytułu, no ale trochę za bardzo to wyszło chyba :)

Z dialogami miałam kiedyś spory problem, właśnie brakuje myślników itp. Kolejna część mam nadzieję, będzie lepsza pod tym względem, nie wiem natomiast jak będzie z fabułą :D Napiszę kolejną część niebawem z tym że rozdziały będą naprzemiennie myślami mordercy, a potem działaniami L'a w kolejnym. Nie wiem co z tego wyjdzie, bo tak naprawdę sama nie wiem jeszcze jak to rozegrać, więc nie ręczę, że to będzie logiczne na koniec :głupek: Dziękuję! :kwiatek: :)

Edit>

Jednak będę opisywać wydarzenia jednym ciągiem, bez wtrącania osobnych rozdziałów dla mordercy :głupek: Dzięki Wam dziewczyny Ascara i Impala1967! Fajnie jest pisać, gdy ktoś chce to przeczytać, bo w końcu nie pisze się dla siebie, a uwagi są jak najbardziej pożądane, więc krytyka jest na miejscu :)

Uwaga do tekstu: L często chce być nazywany Ryuzakim, stąd czasami będę tego imienia używać. Napisałam to na spontanie teraz.

Rozdział 2

L oddychał ciężko. Obraz rozmazywał mu się przed oczami i miał wrażenie, że za chwilę straci przytomność. Przez chwilę był zupełnie ogłuszony, nie wiedział gdzie się znajduje i o co właściwie chodzi. Czy to o czym dowiedział się przed chwilą jest prawdą, czy tylko snem? Jego oczy rozszerzyły się nienaturalnie, kciuk zbliżył do ust i tak trwał w niemym zawieszeniu, wpatrzony w jeden bliżej nie określony punkt. Watari zebrał się w sobie. Powoli wstał z krzesła, dyskretnie otarł oczy materiałową chusteczką, którą zawsze nosił w kieszeni, odchrząknął i zbliżył się do chłopaka.
- Ryuzaki! Ryuzaki słyszysz mnie? - to mówiąc, zaniepokojony starzec zbliżył się jeszcze bardziej, a gdy zobaczył, że młody detektyw w ogóle nie reaguje, złapał jego ramiona i lekko potrząsnął - Ryuzaki powiedz coś! Co to wszystko ma znaczyć? Ten list, ten... w tym momencie głos mu się załamał, a łzy ponownie stanęły w oczach. Cofając się o kilka kroków dotarł do brzegu łóżka, odruchowo usiadł na nim i pogrążył się w rozmyślaniach. Trwali tak obydwaj przez dłuższy czas, a ciszę w pomieszczeniu, zakłócało jedynie tykanie zegara. W pewnym momencie L zmienił swoją pozycję, niezgrabnie podniósł się z podłogi, włożył ręce do kieszeni, jego usta zacisnęły się, a oczy wyrażały silne postanowienie - Watari, kup bilety na lot do Londynu pierwszym możliwym samolotem na nazwisko Erar... - w tym momencie chłopak przerwał, odwrócił się wolno w stronę przyjaciela i kontynuował stanowczym, lecz cichym głosem - Nie! Tym razem nie będzie żadnych innych tożsamości. Żadnych gierek i ukrywania się za pieprzonym monitorem - to mówiąc doskoczył do komputera i jednym kopniakiem przeniósł ekran na drugi koniec pokoju - Zrobię to sam. Od początku do końca ja! Jestem jej to winny, kurwa mać! Kto byłby zdolny do czegoś takiego? Watari, który ciągle siedział na łóżku, przeżył niemałe zdziwienie, ciągle myślał o treści faksu, a dodatkowo zachowanie chłopaka, wykraczało stanowczo, po za jego normalne zwyczaje. A jeżeli mowa o normalności, to Ryuzakiego z pewnością nie można zaliczyć do normalnych w potocznym znaczeniu tego słowa. Był samotnikiem, wiecznie zajmującym się rozwiązywaniem najróżniejszych spraw, których inni detektywi nie byli w stanie rozwikłać. Wszelkie sprawy prowadził zazwyczaj w swojej samotni, potrafił rozwiązać zagadki z miejsc oddalonych o tysiące kilometrów, przy użyciu jedynie informacji i instruowaniu swoich ludzi. Jego ulubionym zajęciem było jedzenie, a konkretnie pochłanianie całych kilogramów słodyczy, przy czym patrząc na jego nieskazitelną figurę oraz formę, było wręcz nieprawdopodobne. Jak sam twierdził intensywne myślenie, pozwalało mu w utrzymaniu odpowiedniej wagi. Był też niezłym tenisistą. Chłopak, który nie spotyka się ze znajomymi, nie umawia z dziewczynami, żyje w świecie dostępnym tylko dla siebie oraz swojego najwierniejszego pracownika, Watariego. Ot typowy geniusz, któremu nie zawróciły w głowie pieniądze, a na ilość których nie mógłby narzekać.

Watari spojrzał na detektywa, nie widział już małego chłopca, którego kiedyś dane mu było poznać i którego często widział, nawet w ostatnim czasie, nawet jeszcze pół godziny temu. Ujrzał dorosłego bezkompromisowego mężczyznę w dodatku przekonanego o słuszności swoich racji. Choć wcześniej dręczyła go niepewność i chęć sprawdzenia, czy aby ta wiadomość ma potwierdzenie w faktach, rzekł jedynie - Tak jest, Ryuzaki San. Idę zająć się wszystkim. Czy coś jeszcze mam zrobić?
- Zgłoś obsłudze hotelu, żeby wstrzymali dzisiejszą dostawę, nie mam ochoty na jedzenie. Watari skłonił się i wyszedł. L omiótł wzrokiem pokój, który obecnie wyglądał jak po przejściu tornada. Spojrzał na list, po czym podszedł do okna - Tak, wkrótce taki sam chaos zapanuje w twoim życiu, ty niewyobrażalny skurwielu - to mówiąc patrzył w przestrzeń, jakby już teraz mógł dostrzec przez nie Londyn wraz ze swoją zimną architekturą.
_________________

Wśród gości na kolacji jest fotograf. Gospodyni mówi:
- Robi Pan świetne zdjęcia! Musi mieć Pan drogi aparat!
Gość odchrząknął tylko. Wychodząc rzekł całując Gospodynie w rękę:
- Wybornie Pani gotuje! Musi mieć Pani drogie garnki!
Ostatnio zmieniony przez Pierdomenico 2015-09-05, 18:14, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Ascara 





Wiek: 29
Dołączyła: 27 Lip 2015
Posty: 1526
Wysłany: 2015-09-05, 18:06   

Interpunkcja i dialogi wciąż odrobinę kuleją. Brak akapitów po zakończonych wypowiedziach, przez co można się zgubić w tym, co jest wypowiedzią, co narracją.
Brak kropek i przecinków tam, gdzie by się aż o nie prosiło.
Pierdomenico napisał/a:
obydwoje

Obydwaj, skoro to faceci.

Po tej krytyce... Fala zachwytu. :D Treściowo poziom najwyższy, w oddaniu tak Lawlieta, jak i Watariego dokładnie to samo. Czekam, czekam. Zmotywowałaś mnie aż, żeby wrzucić Wam coś od siebie. :D
_________________
Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
(...)
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...

~ L. Staff
 
 
Pierdomenico 





Wiek: 35
Dołączyła: 15 Lip 2015
Posty: 6547
Skąd: Vinewood Hills
Wysłany: 2015-09-05, 18:12   

Ascara napisał/a:
Interpunkcja i dialogi wciąż odrobinę kuleją. Brak akapitów po zakończonych wypowiedziach, przez co można się zgubić w tym, co jest wypowiedzią, co narracją.
Brak kropek i przecinków tam, gdzie by się aż o nie prosiło.
Pierdomenico napisał/a:
obydwoje

Obydwaj, skoro to faceci.



Czasem widzę taki zabieg w książkach, że kwestie wypowiadane nie kończą się akapitem, a przechodzą dalej w tekst i próbuję tak z tym. Ogólnie to jeszcze mam trochę do ogarnięcia ale chcę teraz pisać póki mam "fazę" i chęci :) Nadal będę pracować nad dialogami :D Dzięki za wyłapanie błędu.

Ascara napisał/a:
Po tej krytyce... Fala zachwytu. :D Treściowo poziom najwyższy, w oddaniu tak Lawlieta, jak i Watariego dokładnie to samo. Czekam, czekam. Zmotywowałaś mnie aż, żeby wrzucić Wam coś od siebie. :D

Dziękuję :zauroczony: to najwspanialsze co każdy piszący może usłyszeć :) Wstawiaj jak najbardziej, chętnie przeczytam!
_________________

Wśród gości na kolacji jest fotograf. Gospodyni mówi:
- Robi Pan świetne zdjęcia! Musi mieć Pan drogi aparat!
Gość odchrząknął tylko. Wychodząc rzekł całując Gospodynie w rękę:
- Wybornie Pani gotuje! Musi mieć Pani drogie garnki!
 
 
Ascara 





Wiek: 29
Dołączyła: 27 Lip 2015
Posty: 1526
Wysłany: 2015-09-05, 18:21   

Pierdomenico napisał/a:
Czasem widzę taki zabieg w książkach, że kwestie wypowiadane nie kończą się akapitem, a przechodzą dalej w tekst i próbuję tak z tym.


Owszem, ale nie kończą się na wypowiedzi. To raczej coś w tym stylu:

- Rozumiem - powiedział cicho. Wstał od stolika, odwracając się do dziewczyny plecami. Zawiesił wzrok na obrazie przedstawiającym <sraty pierdaty>

Nie:

- Rozumiem. Wstał od stolika (...).

Przepraszam, że się tak wymądrzam, po prostu sporo piszę i pod tym względem jestem raczej perfekcjonistką, choć i tak brakuje mi sporo do ideału. :D

Pierdomenico napisał/a:

Dziękuję :zauroczony: to najwspanialsze co każdy piszący może usłyszeć :)

:kwiatek:

Pierdomenico napisał/a:

Wstawiaj jak najbardziej, chętnie przeczytam!

Żebyś tego nie żałowała! :głupek:
_________________
Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
(...)
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...

~ L. Staff
 
 
impala1967
[Usunięty]



Wysłany: 2015-09-06, 11:53   

Pierdomenico, "Tak, wkrótce taki sam chaos zapanuje w twoim życiu, ty niewyobrażalny skurwielu" to brzmi jak mój wewnętrzny monolog :D
W ogóle nie przejmuj się interpunkcją. Napięcie jest. Jest "cliff hanger" - a to jest ważne w kryminałach. Co do zdań wielokrotnie złożonych, to już się wypowiadałam. Jak na spontan pisany na kolanie to 4+. Osobiście chcę wiedzieć, jak to się rozwinie!! :love:
 
 
Pierdomenico 





Wiek: 35
Dołączyła: 15 Lip 2015
Posty: 6547
Skąd: Vinewood Hills
Wysłany: 2015-09-06, 12:01   

Jeeeeej! :love: Dziękuję :) Dałaś mi wtedy kopa na rozpęd i bardzo zachciało mi się pisać, więc liczę, że w końcu od początku do końca uda mi się to napisać :)
_________________

Wśród gości na kolacji jest fotograf. Gospodyni mówi:
- Robi Pan świetne zdjęcia! Musi mieć Pan drogi aparat!
Gość odchrząknął tylko. Wychodząc rzekł całując Gospodynie w rękę:
- Wybornie Pani gotuje! Musi mieć Pani drogie garnki!
 
 
impala1967
[Usunięty]



Wysłany: 2015-09-06, 12:05   

Pierdomenico, Ja mam nadzieję, bo się wciągnęłam. Podoba mi się, że chcesz piórem namalować obraz, pokazać czytelnikowi dokładnie to, co sama widzisz. Tylko nie wpadnij w pułapki zdań wielokrotnie złożonych :P No i liczy się treść. Masz historię? To ją spisz. Pierdołami możesz się zająć po tym, jak ją przelejesz na papier/komputer. Na pewno wiesz, jak pisał Żeromski. Jak rzemieślnik. Przy Popiołach miał mega rozbudowany wstęp i dopiero po wielu poprawkach zaczął od znanego chyba wszystkim "Ogary poszły w las" :D
 
 
Pierdomenico 





Wiek: 35
Dołączyła: 15 Lip 2015
Posty: 6547
Skąd: Vinewood Hills
Wysłany: 2015-09-06, 12:13   

Akurat Żeromskiego kiedyś mi się ciężko czytało ale podkreślam, że kiedyś nie wiem jakby było teraz, bo wiele mi się zmieniło :) Trochę ozdobników chcę wpleść, żeby nie było zbyt sucho ale też nie chcę wpaść w swoje odbieganie od tematu :D
_________________

Wśród gości na kolacji jest fotograf. Gospodyni mówi:
- Robi Pan świetne zdjęcia! Musi mieć Pan drogi aparat!
Gość odchrząknął tylko. Wychodząc rzekł całując Gospodynie w rękę:
- Wybornie Pani gotuje! Musi mieć Pani drogie garnki!
 
 
impala1967
[Usunięty]



Wysłany: 2015-09-06, 12:19   

Pierdomenico, Pisz, pisz, pisz. Nikt Cię nie goni. Masz wenę to szkoda byłoby to zmarnować. Reszta to szczegóły. Ja mam obsesję na punkcie interpunkcji i przyjaciele boją się słać mi sms-y, żeby mnie nie urazić :D Uważam, że jak się przełamiesz i przelejesz swoje pomysły na papier/komputer, to reszta pójdzie z górki. Najważniejsze to zacząć, a to już zrobiłaś. :love:
 
 
Pierdomenico 





Wiek: 35
Dołączyła: 15 Lip 2015
Posty: 6547
Skąd: Vinewood Hills
Wysłany: 2015-09-06, 12:27   

Będę pisać, nie obawiaj się albo właśnie obawiaj :D Cieszę się niezmiernie, że nie ranię mą interpunkcją, tak wymagającą czytelniczkę ! :kwiatek:
_________________

Wśród gości na kolacji jest fotograf. Gospodyni mówi:
- Robi Pan świetne zdjęcia! Musi mieć Pan drogi aparat!
Gość odchrząknął tylko. Wychodząc rzekł całując Gospodynie w rękę:
- Wybornie Pani gotuje! Musi mieć Pani drogie garnki!
 
 
impala1967
[Usunięty]



Wysłany: 2015-09-06, 12:30   

Pierdomenico, Treść nad formę :D
 
 
Adrian1234 





Wiek: 39
Dołączył: 02 Sie 2015
Posty: 5028
Skąd: Szczecin
Wysłany: 2015-09-06, 14:46   

Sam nic nie pisuję i nie jestem specem od interpunkcji aby komentować, nie znam też Death Note aby móc ocenić czy dobrze odwzorowałaś bohaterów, mogę tylko napisać, że podoba mi się Twój styl pisania a sama historia mnie zainteresowała więc pisz dalej bo chcę wiedzieć jak to się dalej potoczy :) .

BTW.
Cytat:
wyłoniło się kilka mężczyzn którzy byli dość ekscentryczni i przejawiali intensywne zainteresowanie swoimi klientkami. Przy okazji okazało się, że wśród fryzjerów płci męskiej, to wcale nie jest tak popularne.

Czyżbyś nawiązywała do panującego przekonania, że podobno większość fryzjerów jest homoseksualna? Osobiście nie znam żadnych fryzjerów ale znajomi mówią, że wszyscy, których poznali byli gejami więc może jest w tym trochę racji :) .
 
 
Pierdomenico 





Wiek: 35
Dołączyła: 15 Lip 2015
Posty: 6547
Skąd: Vinewood Hills
Wysłany: 2015-09-06, 18:28   

Tak, dokładnie o to chodziło :) hihi Cieszę się, dziękuję Adrian1234 :calus: Nie ręczę, że uda mi się to poskładać w logiczną kupę, szczególnie przy pisaniu na bieżąco ale postaram się :)
_________________

Wśród gości na kolacji jest fotograf. Gospodyni mówi:
- Robi Pan świetne zdjęcia! Musi mieć Pan drogi aparat!
Gość odchrząknął tylko. Wychodząc rzekł całując Gospodynie w rękę:
- Wybornie Pani gotuje! Musi mieć Pani drogie garnki!
 
 
asandi 





Wiek: 33
Dołączył: 04 Sie 2015
Posty: 3583
Wysłany: 2015-09-08, 19:46   

Pierdomenico, Przeczytałem wstęp i muszę przyznać, że forma jak i treść oraz jej lekkość przykuwa moją uwagę od samego początku, z niecierpliwością będę wyczekiwał jutra, by dokończyć. ;p
 
 
Pierdomenico 





Wiek: 35
Dołączyła: 15 Lip 2015
Posty: 6547
Skąd: Vinewood Hills
Wysłany: 2015-09-09, 10:08   

asandi Dziękuję i cieszę się niezmiernie, mam nadzieję, że dostąpię tego zaszczytu, abyś doczytał resztę :D

Rozdział 3

L kręcił się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Jego myśli zaprzątała treść listu, który wcześniej przeczytał. „Ta dziewczyna została brutalnie zamordowana”, „dziewczyna”, „zamordowana”... Te słowa kotłowały się w umyśle chłopaka i nie dawały mu spokoju.
- Kurde, Ben - powiedział do siebie - kiedy to stałeś się takim dupkiem? - na chwilę przerwał, aby poprawić jedwabną poduszkę, którą solidnie potraktował pięścią - Od kiedy to przyjaciół informuje się o takich rzeczach przez faks? Ale... No tak, ja nie mam przyjaciół, to wszystko wyjaśnia... - to mówiąc chłopak opuścił nogi przy brzegu łóżka i podniósł się.
- Równie dobrze mógłbym się tutaj biczować, jak i próbować zasnąć - omiótł wzrokiem pokój, tak samo zaśmiecony, jak wtedy, gdy postanowił się położyć. Pościel była niedbale rozrzucona po podłodze, na pięknie rzeźbionym stoliku do kawy, roiło się od wszelkich opakowań po cukierkach, bombonierkach i innych łakociach. Stały też brudne talerze po tortach i ciastach. Jedyna, malutka, różowa filiżanka ze śladami po kawie stała pomiędzy całym tym bałaganem i przyciągnęła uwagę Ryuzakiego. Podskoczył w kierunku stolika, równocześnie lądując po turecku na kanapie i wyciągnął rękę w stronę filiżanki. Obracając ją w palcach zadumał się i przeniósł myślami w dawne czasy. Zobaczył Londyn, Zoo w Regent Park, tam gdzie wszystko się zaczęło. Dyrekcja sierocińca uznała, że ich podopieczni mają stanowczo zbyt mało momentów, w których mogliby obcować z „normalnym życiem”, zatem wyprawa do ogrodu zoologicznego wydawała się idealnym pomysłem. Tym bardziej, gdy na co dzień przebywali w oddalonym o ponad godzinę jazdy Winchesterze. Sierociniec Wammy’s House był miejscem dla wyjątkowo uzdolnionych dzieciaków. Nierzadko jego pensjonariusze nie byli wcale sierotami. Często bogaci, ambitni i zapracowani ludzie oddawali tam na wychowanie swoje pociechy, jednak jedno zawsze było niezmienne - aby tam przynależeć trzeba było odznaczać się niebywałym wręcz intelektem. Ta genialność mogła objawiać się na różne sposoby i nie była definiowana przez dobre oceny, sierociniec miał własne testy, które sprawdzały głównie możliwości logicznego myślenia, zapamiętywania i wyciągania wniosków. Byli tacy, którzy potrafili zapamiętać całe ciągi wyrazów, wystarczyło, że popatrzyli chwilę na rozkład jazdy pociągów i znali go, wraz z każdą minutą odjazdu z poszczególnych przystanków. Byli też tacy, którzy do perfekcji opanowali czytanie z ludzkich twarzy, tonu głosu i gestykulacji to, aby bezbłędnie odczytywać, co naprawdę dana osoba ma na myśli, można było przyjąć, że byli istnymi chodzącymi wykrywaczami kłamstw. L był pod tym względem niezwykły, gdyż jego talent nie był tak łatwy do zdefiniowania. Potrafił wiele rzeczy i skrzętnie z tego korzystał, niektórzy ośmielali się rzec, że nawet za bardzo. Przy całej swojej inteligencji był też niesamowicie dziecinny i infantylny, co często objawiało się tym, że wszelkie swoje sprawy traktował jako wyzwania i nie uznawał porażki. Ta chorobliwa ambicja zaprowadziła go na sam szczyt, jeżeli chodzi o karierę prywatnego detektywa, lecz tym samym całkowicie pochłonęła jego życie i właściwie nie dawała mu już szansy na to, aby kiedykolwiek mógł się z tego uwolnić, jednak tego najprawdopodobniej sam Ryuzaki by nie chciał. Odpowiadało mu takie życie. Lubił rozwiązywać zagadki, pakować za kratki przestępców i dopisywać sobie do listy kolejne zasługi. Tym razem jednak jest inaczej. Teraz sprawa dotknęła go osobiście, nigdy nie przypuszczał, że to może się wydarzyć, przecież o tych sprawach jedynie zawsze czytał na sucho w dokumentach. Przeglądał relacje ze zbrodni, fotograficzne lub filmowe, rozmawiał ze świadkami, sprawdzał statystki. Robił to beznamiętnie w oparciu o fakty i nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek mógłby poczuć się tak, jak czuł się w tym momencie. Przecież takie rzeczy działy się zawsze jakimś anonimowym ludziom, gdzieś daleko od niego, często nawet nie widział rodzin ofiar o kontakcie personalnym nie wspominając. Ból i niedowierzanie. Smutek i wściekłość. Widział jakby to było wczoraj zagrody i wybiegi dla lwów, jednak jego wzrok uciekał w innym kierunku. Na ławce wśród zieleni siedziała dziewczynka, na oko 12-letnia i płakała. Niewiele się zastanawiając, Ryuzaki odłączył się od reszty i jak w transie podszedł do nieszczęsnej. Przysiadł na brzegu ławki i zerknął nieśmiało na dziewczynę, która nawet nie zdawała sobie sprawy z jego nadejścia.
- Ehkem - głośno odchrząknął, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. Zagadywanie ludzi nigdy nie należało do jego mocnych stron i nie robił tego w typowy sposób. Jego oczom ukazała się śliczna, choć zarumieniona od płaczu, piegowata buźka. Włosy dziewczyny, lekko falujące wokół twarzy, miotały złote odblaski od mocnego porannego słońca.
- Ki... Kim jesteś? - Spytała pociągając nosem.
- Ja? Jestem detektywem! - To mówiąc obrócił się w jej stronę i sprezentował jej najbardziej naturalny i poczciwy uśmiech, jaki można sobie wyobrazić. Źrenice dziewczyny rozszerzyły się, podkreślając głębię jej zielonych oczu, przez chwilę wstrzymała oddech, po czym wybuchnęła spontanicznym śmiechem. Chłopak zdziwił się, gdyż przywykł do poważnej atmosfery, jaka panuje w ośrodku, jednak ta reakcja przypadła mu do gustu i starał się ją podtrzymać, zasypując dziewczynę pytaniami, „dlaczego” i strojeniem dziwnych min. W końcu tajemnicza, zielonooka dziewczyna się opanowała i nabierając powietrza wykrztusiła.
- Wiesz, nie wyglądasz na detektywa. Oglądałam w telewizji detektywów. Są starzy i brzydcy i mają takie śmieszne kapelusze, a ty go nie masz. - Mówiąc to, wskazała palcem na włosy L’a, które żyły swoim własnym życiem i wiecznie były potargane we wszystkich kierunkach. Nagle jednak zmarszczyła brwi, zamyśliła się i sprawiała wrażenie osoby, której przyszła do głowy nagła myśl.
- Musisz mi pomóc! Jeżeli jesteś detektywem, to musisz pomóc mi odnaleźć mamę! - Stanęła na równe nogi i pociągnęła zaskoczonego chłopaka za rękę, niewiele myśląc dał się porwać.
- To wyjaśnia, dlaczego płakałaś. Spokojnie, odnajdziemy Twoją mamę albo nie nazywam się L! - Detektyw przybrał groteskową pozę, imitującą supermana.
- L? - Odparła zdziwiona dziewczyna. - Nigdy nie słyszałam równie dziwnego imienia, lecz moje też zaczyna się na tę samą literę, nazywam się Loreen.

- Ryuzaki, Ryuzaki! - Z zamyślenia wyrwał go głos Watariego, który wszedł do pokoju i przebywał tutaj od dłuższej chwili. - Martwiłem się, nie odzywałeś się, ani nie odpowiadałeś na pukanie. Nie rób takich rzeczy, bo przyprawisz starca o zawał! - Rzekł z wyrzutem, po czym pojawił się na jego obliczu dobrotliwy, acz zakłopotany uśmiech. - Musimy zaraz wyruszać na lotnisko.
- Która godzina? - Spytał zdezorientowany chłopak, dopiero zorientował się, że ciągle trzyma w ręku różową filiżankę i ściska palce do tego stopnia, że aż zbielały, nawet, pomimo, że on sam zawsze jest blady jak ściana.
- Dochodzi siódma. Lot zaplanowany jest na 8.50, British Airways, czas podróży 12 i pół godziny. Miejsca w klasie biznesowej, jednak niemal wszystkie miejsca były już zajęte. Trzeba dopełnić wszystkich formalności i spakować najważniejsze rzeczy. Dostałem też informacje prosto ze Scotland Yardu, wyrażają wdzięczność na wieść o przybyciu sławnego detektywa, jednak wyrażają głębokie przekonanie, że sami są w stanie poradzić sobie z tą sprawą, gdyż jak twierdzą wydarzyło się to na ich terenie, który znają najlepiej. - To typowe dla Anglików, uważają, że wszystko potrafią lepiej, lecz gdy tylko przyjdzie, co, do czego lecą po pomoc, a na koniec zasługi i tak przypiszą sobie. - wtrącił Ryuzaki, ciągle wpatrując się w naczynie. - Jest coś jeszcze, o czym powinienem wiedzieć?
- Tak... Loreene zostawiła dla ciebie list, który otrzymamy, gdy tylko tam przybędziemy.
- List? - L zmarszczył brwi i aż cały zadrżał, słyszą to słowo. Jego serce zaczęło mocniej bić, a w głowie myśli plątały się i były nieskładne. Zupełnie nowe uczucie dla tak usystematyzowanego umysłu, wiedział, że ta sprawa nie będzie w niczym przypominać poprzednich.
- Idę się przebrać i jedziemy na lotnisko. - Powiedział pochmurno, po czym mechanicznie wkroczył do sypialni, aby dobrać sobie ubrania, które w gruncie rzeczy wyglądały tak samo jak te, które miał na sobie, lecz wyróżniały się tym, że były czyste.
_________________

Wśród gości na kolacji jest fotograf. Gospodyni mówi:
- Robi Pan świetne zdjęcia! Musi mieć Pan drogi aparat!
Gość odchrząknął tylko. Wychodząc rzekł całując Gospodynie w rękę:
- Wybornie Pani gotuje! Musi mieć Pani drogie garnki!
 
 
impala1967
[Usunięty]



Wysłany: 2015-09-09, 10:37   

BWA HA HA HA ... "...które w gruncie rzeczy wyglądały tak samo jak te, które miał na sobie, lecz wyróżniały się tym, że były czyste."
 
 
Pierdomenico 





Wiek: 35
Dołączyła: 15 Lip 2015
Posty: 6547
Skąd: Vinewood Hills
Wysłany: 2015-09-09, 11:05   

impala1967, Jak na faceta skupionego na myśleniu przystało :D
_________________

Wśród gości na kolacji jest fotograf. Gospodyni mówi:
- Robi Pan świetne zdjęcia! Musi mieć Pan drogi aparat!
Gość odchrząknął tylko. Wychodząc rzekł całując Gospodynie w rękę:
- Wybornie Pani gotuje! Musi mieć Pani drogie garnki!
 
 
impala1967
[Usunięty]



Wysłany: 2015-09-09, 11:18   

" Kurde, Ben - powiedział do siebie - kiedy to stałeś się takim dupkiem? - na chwilę przerwał, aby poprawić jedwabną poduszkę, którą solidnie potraktował pięścią - Od kiedy to przyjaciół informuje się o takich rzeczach przez faks? Ale... No tak, ja nie mam przyjaciół, to wszystko wyjaśnia..."
Świetne zdania, rewelacyjnie się czytało, jak na razie to mój ulubiony rozdział :czyta: :love: :kwiatek:
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

 

Czy wiesz, że...