7 |
Autor |
Wiadomość |
szarobury
Wiek: 29 Dołączył: 12 Sty 2016 Posty: 195
|
Wysłany: 2016-05-16, 11:41 7
|
|
|
Opowiem wam historię. Nie będzie to tym razem pamiętnik żadnego ze szlachetnych bohaterów okresu międzywojnia. Właściwie, nie będzie w niej nic pozytywnego. Jest to opowieść o najbardziej negatywnych i zwyrodniałych uczuciach, które kiedykolwiek narodziły się w ludzkiej głowie. Główny bohater nienawidzi ludzi, wszystkiego co żyje, lecz największym wstrętem darzy samego siebie. Nie wiadomo właściwie czym była motywowana jego nienawiść, ani jak się to wszystko zaczęło. Ba, nie wiadomo właściwie kiedy to się zaczęło. Jest na to aż siedem teorii, których tu nie wymienię, gdyż i tak żadna z nich prawdopodobnie nie przybliży was ani trochę do prawdy. Mogę powiedzieć jedynie że te emocje skrywają się prawdopodobnie w każdym z nas. Jednak bodzieć aktywacyjny u każdego człowieka jest inny. Beniamin Dobrowolski - takie nosił miano ten zwyrodnialec. Ironia, nieprawdaż? Przecież zarówno jego imię jak i nazwisko oznacza dobroć. Lecz porzućmy tę dygresję i powróćmy do sedna! Popełnił on siedem zwyrodniałych i okrutnych morderstw na wyjątkowo pięknych kobietach, każdą zabił na inny sposób. Z perspektywy psychologii kryminalistyczno-śledczej na uwage zasługuje fakt iż brak wspólnego mianownika dla urody bądź osobowości . Spisując te słowa staram się zebrać całą jego historię by odkryć schemat którym posługiwał się ten psychopata. W każdym przypadku nawet motyw wydaje się inny, więc sam nie wiem czy uda mi się go rozszyfrować. Pisząc to czytam jego akta, przeglądam zdjęcia ofiar, i samo zdjęcie szaleńca. Na widok wyrazu jego twarzy i spojrzenia ręce zaczęły mi drżeć. Ale - gdzie moje maniery, nazywam się Sławomir Flawiński, jestem reporterem pracującym dla jednej z polskich gazet. Tekst ten nie będzie jedynie wstępem do reportażu, ani nawet na takowy stylizować. Nie wiem nawet czy ktoś to przeczyta, gdyż sam nie wiem do czego dojdę podczas pisania. Prawda bowiem może być bardziej straszna i bolesna od najobrzydliwszych kłamstw. Ale dość już tego wstępu, przejdźmy do rzeczy.
Rozdział I
(Legion)
Żeby zebrać materiał postanowiłem najpierw pojechać na komendę w Warszawie i popytać policjantów o sprawę. Okazało się że nie powiedzieli mi nic nowego, gdyż reszta informacji była z jakiegoś powodu utajniona. Sfrustrowany wróciłem więc do mieszkania i przejrzałem wszystkie strzępy informacji na temat Beniamina. Jednak większość z nich opierała się na domysłach, do tego były tak sprzeczne ze sobą że nie układały się w logiczną całość. Skończyło się na tym że moje wątpliwości co do motywu i toku myślenia sprawcy tylko się powiększyły. Część ludzi gadała że jedynym motywem była rządza krwi, inni że był dewiantem seksualnym, jeszcze inni że był seksualnym frustratem z impotencją. Gdybym wówczas wiedział co było rzeczywistym motywem możliwe że nigdy nie zająłbym się tą sprawą z obawy o swoje człowieczeństwo. Teraz, gdy to piszę, nie ma już odwrotu. Wiem już że ta cała zwyrodniała zbrodnia nie została dokonana przez zwykłego psychopatę. On był jedynie marionetką za którą stał lub stało coś więcej.
Zacząłem ponownie odtajnione informacje. Zastanowił mnie pewien wzór w jego działaniach. Dlaczego zabił siedem różnych dziewczyn? Dlaczego na siedem sposobów? Dlaczego wydaje się że to jest aż siedem motywów? Tylko liczba 21 (wiek ofiar) wydawała mi się nie pasować do układanki. Nawet nie wiecie jakim byłem kretynem. Nie wiecie nawet do czego doszedłem podczas śledztwa. Przeraża mnie to. Przeraża tak bardzo że nie śpię od doby.
Żeby dowiedzieć się więcej poszedłem do szpitala psychiatrycznego w którym był przetrzymywany. Był to oddział zamknięty, miejsce gdzie przetrzymywano szczególnie zwyrodniałych pacjentów. Ta sprawa została i tak wyciszona przez policję by nie wzbudzać paniki wśród normalnych obywateli. Częściowo ich rozumiem, zwłaszcza po tym co sam wywnioskowałem. Ale do tego przejdę później.
Gdy doszedłem do pokoju Beniamina moim oczom ukazał się dziwny widok. Na ścianach jego pokoju znajdowały się porozklejane wszędzie kartki. Na każdej z kartek widniały cztery siódemki. Przed wejściem do pokoju ordynator spytał mnie czy mam jakiś krzyżyk na szyi. A jeśli nie mam to lepiej byłoby dla mnie i całego szpitala żebym jakiś na siebie założył. Byłem wówczas ateistą, można by rzec że wręcz wojującym. Ordynator jednak uparł się bym założył jego krzyż, i nosił go podczas rozmowy w widocznym miejscu. Przez swoje zaślepienie nie rozumiałem tego co chciał mi przekazać ten człowiek, już po chwili zrozumiałem że prawdopodobnie uratowało mnie to przed śmiercią, albo czymś o wiele gorszym. Przed wejściem do pokoju Beniamina zapytałem ordynatora dlaczego pokój chorego otacza taka ciemność. Pokręcił tylko głową. Gdy wszedłem, ordynator pośpiesznie zamknął za mną drzwi. Na miejsce przyszedł ksiądz który skropił je wodą święconą i zaczął recytować modlitwy po łacinie. Mrok ukryty jaby w głębi pokoju zaczął się poruszać. Jakby szedł w moją stronę. Słychać było wydobywające się z niego nieludzkie szepty. Gdy już mnie miał dosięgnąć usłyszałem jakby skowyt bólu. Cofnęło się aż do samego końca pokoju. Wtedy zobaczyłem wyraz twarzy Beniamina. Jego uśmiech był serdeczny jak na psychopatę. Nie wydawał się być wymuszony. Jedynie jego oczy wydawały się być dziwne, jakby targały nim różne emocje - nienawiść, strach, ból, rozpacz, żal, pogarda i obrzydzenie. Nie wiadomo do kogo lub czego odczuwał te wszystkie emocje. Postanowiłem więc rozpocząć rozmowę.
-Witaj Beniamin, wiesz czemu tu jestem? - zapytałem
-Jesteś tu gdyż jesteś chciwy - odparł
-Chciwy? czemu?
-Bo pragniesz wiedzy która nie jest przeznaczona dla ludzi.
-Dlaczego?
Odpowiedziało mi jakby siedmem głosów, a w każdym rozbrzmiewała jedna z emocji które zobaczyłem w jego oczach.
-Bo ludzie są głupi - odpowidziała pogarda
-Bo ludzie są zepsuci - odpowiedziało obrzydzenie
-Bo możecie wszystko zepsuć jeszcze bardziej - odpowiedział strach
-Bo nie ma już ani jednego świętego, ani mędrca który by zrozumiał - rzekł żal.
=Bo jest już za późno - głos rozpaczy
-Ten świat dość się nacierpiał - ból
-Ten świat zapłaci za każdy grzech - nienawiść.
Obróciłem się i zobaczyłem że nie tylko ksiądz odprawia egzorcyzmy przed celą. Z książki modlił się ordynator i dwójka lekarzy. Na ich twarzach widać było przerażenie, krople potu skapywały wręcz na podłogę. Ja też zaczynałem się bać. Ku mojemu zdziwieniu Beniamin, a raczej to co zostało z niego w nim samym zadał mi pytanie. Przyszło mu to z trudem, jakby walczył z czymś wewnątrz siebie. Na jego twarzy widać było olbrzymi wysiłek. Zapytał mnie:
-Czemu tu jesteś skoro tak naprawdę nie wierzysz?
Skąd on wiedział o tym że krzyż nie ma dla mnie znaczenia?
-Czemu tu jesteś skoro nawet nie wiesz co to oznacza? - Powiedział wskazując na siódemki na ścianach
-Chcę się dowiedzieć
Uśmiechnął się, do tego na tyle życzliwie że zrobiło mi się ciepło na sercu. Wydawało mi się że wygrał z tym czymś co siedziało w nim samym. Jednak kilka sekund później jego twarz przeszedł nieludzki grymas. Zawył z bólu chwytając się za skronie i opadając na kolana. Usłyszałem nieludzki, nienawistny głos, ale nie przypominał on wcale jednego z głosów które do mnie wcześniej przemawiały. Przypominał on głos samego księcia piekieł.
-Zapytaj tego pokurwionego klechy, ten gówniarz za dużo ci powiedział. Teraz spotka go kara za stawianie nam oporu.
Ksiądz zaczął odmawiać modlitwę do św. Michała Archanioła, a powietrze w celi zgęstniało.
-Kim jesteś? - spytałem
-Legion - bo jest nas wielu - odpowiedział szydząc ze mnie.
Po tych słowach powietrze zgęstniało, a mrok stał się jeszcze bardziej intensywny. Poczułem też że krzyż na mojej szyi pali mnie żywym ogniem. Poczułem się jednocześnie jakby ktoś wypompował powietrze z moich płuc, a ja zacząłem się dusić. Wtem drzwi się otworzyły i ktoś wyciągnął mnie z celi, jednocześnie kropiąc opętańca wodą święconą. Stwór zawył z bólu. Gdy drzwi się zatrzasnęły usłyszałem jedynie szyderczy śmiech. Jakby faktycznie cały legion śmiał się z całej sytuacji. Ksiądz zapytał mnie czy chcę z nim o tym porozmawiać. Powiedziałem mu że jestem zbyt zmęczony i zestresowany, ale dam mu swój numer telefonu.
Po tym wróciłem do domu. Nie mogąc zasnąć zacząłem pisać. Kończę na dziś, ale jeśli ktoś to przeczyta niech wie o moich odczuciach. Boję się tego co czeka mnie we śnie.
Rozdział II
(Kuszenie)
Tak jak się spodziewałem, sen zmęczył mnie nawet bardziej od doznań które odczułem podczas wizyty w szpitalu. Wszystko przez koszmary. Znalazłem się w świecie w którym każdy przejaw dobra był tępiony, a za okazanie ludzkich uczuć czekała okrutna kara. W tym świecie słońce było koloru czarnego, a drzewa były osmalone, bez jakichkolwiek liści. Powietrze cuchnęło toksycznymi oparami, każdy oddech sprawiał mi ból. Ludzie wokół byli zdeformowani i nosili na sobie cuchnące łachy. Przerośnięte szczury, niemal tak wielkie jak przeciętny dobermann rzucały się na tych ludzi by ich pożreć. Reszta albo przechodziła obojętnie nie bacząc na krzyki, albo szydziła z konających.
Z tego paskudnego koszmaru wyrwał mnie dźwięk telefonu komórkowego. To ksiądz do mnie zadzwonił. Stwierdził że jeśli chcę dalej kontynuować pisanie nie tracąc przy tym życia, albo nawet gorzej musi ze mną porozmawiać. Zalecił mi wzięcie ze sobą Biblii, modlitewnika i krzyżyka. Zrobiłem co kazał, tym razem wolałem nie ryzykować.
Po dotarciu na miejsce spytał czy jestem ochrzczony i bierzmowany. Odpowiedziałem twierdząco. Spytał kiedy byłem u spowiedzi. Poprosił bym nie kłamał, gdyż w tym wypadku zależy od tego moje życie. Powiedziałem prawdę. Spytał czy chcę się wyspowiadać. Zgodziłem się. Dał mi czas na rachunek sumienia i modlitwę, po czym przystąpiłem do spowiedzi.
Z jakiegoś powodu gdy wyznałem swoje liczne grzechy, zarówno te przeciw Bogu jak i ludziom, oraz te przeciwko Kościołowi, z oczu pociekły mi liczne łzy. Powiedział mi wówczas
-To twoja pokuta
Rozpłakałem się jeszcze bardziej.
Położył mi jedynie rękę na ramieniu. Gdy skończyłem wyć w konfesjonale, powiedział mi:
-Teraz jesteś bezpieczny. Przynajmiej dopóki nie zgrzeszysz, nie zobaczysz obrazu z wizji zesłanej ci przez diabelskie moce
-Skąd on o tym wiedział? - pomyślałem
-Wiem, bo sam miałem tę wizję - powiedział domyślając się gdzie błądzi mój umysł.
-Jak to? Myślałem że egzorcyści są odporni na wpływy diabła
-Oj, nie wiesz nawet jak bardzo się mylisz. Wszyscy jesteśmy jedynie ludźmi. Zazwyczaj mam te wizje po tym jak ciężko zgrzeszę.
-Czym one są?
-Podejrzewam, że są albo obrazem piekła, albo wizją tego co może stać się z naszym gatunkiem jeśli zawiedziemy
-Zawiedziemy? W czym?
-W walce z antychrystem...
Słowa księdza Pawła bardzo mnie przeraziły. Nie chciałem bowiem żeby ktokolwiek mi bliski musiał przechodzić przez to co zostało mi pokazane przez złe moce. Powiem więcej - tego nie życzyłbym nawet najgorszym wrogom. Nachodziła mnie raz po raz fala gorąca jak i zimna, a wielkie krople potu spadały na posadzkę kaplicy szpitalnej. Ksiądz Paweł rzekł żebym był dobrej myśli i skupił się teraz na poznaniu prawdy. Szybkim krokiem weszliśmy do oddziału zamkniętego. Ordynator szpitala i personel zauważyli bardzo niepokojące rzeczy. Wydawało się że mrok w pomieszczeniu przybrał na sile i jest nawet gęstszy niż ostatnio. Ponadto każdemu z pacjentów przyśnił się głos mówiący o odzyskaniu zdrowia i wolności, o ile zrzucą kajdany wiary chrystusowej, odrzucając przy tym całą jej moralność. Co gorsza, wielu z pacjentów naprawdę w to wierzy. Gdy podeszliśmy do celi Beniamina, okazało się że stało już tam paru księży egzorcystów odprawiających już modlitwy. Okazało się że sam ordynator wykazał się wielkim rozsądkiem zapraszając ich do szpitala. Jednak w ich oczach widać było że z tak potężnym demonicznym bytem nie mieli jeszcze do czynienia. Do tego gdy salowy przechadzał się po pokojach żeby zobaczyć jak się mają pacjenci, zobaczył że większość z nich spała z błogimi uśmiechami, nawet ci którzy zazwyczaj wyją po nocach lub łkają, przeżywając swój wewnętrzny koszmar. Może im się poprawiło? - pomyślał. Jednak gdy podszedł do celi Beniamina, jego oczom ukazał się widok który przeraziłby każdego w miarę religijnego człowieka. Oto bowiem ciemność jakby zbierała się przy samej udręczonej duszy wywołując jej koszmary. Pacjent tylko cicho jęczał i łkał, a z oczu przez sen spływały mu łzy. To co stało się następnego ranka podczas pobudki pacjentów doprowadziło salowego do załamania nerwowego. Otóż jak zawsze pytał ich o sny. Każdy z nich opowiedział mu o wyżej wymienionym śnie, śnie który śnił się u każdego z pacjentów zamkniętych na oddziale. To było dla niego za wiele, tego samego dnia odszedł z pracy. Nigdy więcej nie pracował w psychiatryku, gdyż nie chciał powtórki z tych dni.
Podeszliśmy do celi Beniamina, wszedłem do środka. Tradycyjnie drzwi za mną zamknięto. Opętany uśmiechnął się radośnie na mój widok. Powiedział wówczas do mnie:
-Coś się w tobie zmieniło, jakbyś był czystszy i silniejszy- - to jeszcze powiedział swoim normalnym głosem.
-Co ty kurwa sobie zrobiłeś, pierdolona niższa formo życia? Gdzie jest twoje prawdziwe ja?! Czemu odrzuciłeś swoją wolność?! - wrzasnął głosem tysiąca demonów wydobywających się z jednego tylko gardła. Następnie ciemność jakby się na mnie rzuciła. Próbowała odciąć mnie od drzwi. Jednak egzorcyzmy połączone z krzyżem na szyi sprawiły że ta chora manifestacja zła się cofnęła. Legion jednak nie zamierzał się poddać. Z typową dla demonów pychą postanowił w perfidny sposób wyjawić mi swój plan na zdobycie mojej duszy.
-Skoro nie mogę wziąć jej sobie przemocą, wezmę ją za pomocą zwątpienia - powiedział Legion szczerząc zęby.
Zaczęły pojawiać się cienie, cienie które przybierały kształt najpierw różnych zwierząt, później jakby zajrzał w głąb mnie, gdyż cienie uformowały się w stwory z moich najgorszych koszmarów. Chwyciłem za krzyż i zacząłem modlić się do Ducha Świętego. Ustąpiło. Wtedy nastąpiło najgorsze. Zobaczyłem postać swojej zmarłej na raka płuc żony. Słyszałem nawet jej głos, widziałem że cierpi.
-tak, widzisz jej odbicie z kręgu dzieciobójczyń. Zataiła bowiem swoją ciążę, następnie na tej wycieczce do Niemiec dokonała aborcji - powiedział z szyderą w głosie.
-Wiesz kto sądzi żywych i umarłych z Królestwa Niebieskiego? - spytał diabeł z mieszanką szyderstwa i pogardy
Milczałem długo, nie wiedząc co o tym myśleć. Łzy leciały mi do oczu, padłem na kolana żałośnie łkając. Wtem, w mojej głowie usłyszałem piękną pieśń w dziwnym języku. Języku tak pięknym, że łzy radości niemal napłynęły mu do oczu. Co dziwne, rozumiał każde ze słów psalmu śpiewanego przez chór. Odwócił głowę w tył, zobaczył że egzorcyści zachowują się jakby też to słyszeli. Na twarzach wszystkich gościł spokój Wówczas odezwał się potężny i jednocześnie czysty głos. Mówił do mnie:
Odwagi! Pan nasz pokazał mi twoją przyszłość. Pokazał mi że tym razem się nie złamiesz, a antychryst nie dostanie twojej duszy! Wieszczę ci świętowanie wieczne wśród tych którzy walczyli i ginęli za wiarę. Twoim honorem jest wierność!
To podbudowało mnie na duchu. Widać było że demon gdzieś się wycofał, postanowiłem więc zagadać do Beniamina:
-Beniamin, masz siłę by rozmawiać?
-Tak. Mimo iż po poprzedniej rozmowie demon całą noc męczył mnie koszmarami, nie udało mu się złamać mojej woli walki. Powiem ci wszystko co wiem
Nagle jego twarz wykręcił grymas wyglądający tak jakby demon znów próbował przejąć kontrolę.
-Ty pierdolony gówniarzu, śmiesz mi się stawiać?! Uwierz mi, to co tym razem ci pokażę zada ci ból nie tylko psychiczny. Nie zapominaj jak blisko ciebie jestem. Nie zapominaj że to twoja wina że jesteś za słaby - rzekł legion z mieszanką nienawiści i pogardy.
Potem jego twarz zelżała. Mówił normalnym głosem przez resztę rozmowy. Dzięki temu rozwiązaliśmy tajemnicę zarówno zagadki wieku ofiar, jak i czterech siódemek. Dowiedzieliśmy się dlaczego akurat jest ich cztery, a nie jak w liczbie Boga trzy. Symbol miał przedstawiać czterech jeźdźców apokalipsy. 21 podzielone na trzy oznaczało siedem, co oznacza że to de facto liczba Boga. Niestety zaczęło się ściemiać, a Beniamin wydawał się coraz bardziej męczyć tymi wyznaniami. Sprawiał wręcz wrażenie odczuwania fizycznego bólu. Słychać to było w jego głosie.
Po wyjściu z oddziału poszedłem z księdzem Pawłem do kaplicy by podziękować Archaniołom za natchnienie, a przy okazji chciał zamienić parę słów z księdzem i egzorcystami. Weszli tam pierwsi, jednak po chwili na modlitwie pojawili się pozostali. Po odprawieniu modlitw do Michała Archanioła zaczęli rozmawiać. Wszyscy byli wyjątkowo zaniepokojeni. Trop prowadził bowiem na celową próbę wywołania apokalipsy i zniewolenie ludzkości. Ponadto antychryst czuł się na tyle pewnie że szydził z cyfrowego symbolu Boga, używając siódemek. To bardzo zły znak, powiedzieli zgodnie. A ja, słuchając ich, zrozumiałem że to nie jest zabawa. Okazuje się że ludzkość żyła w złudnym spokoju. Wojna hord piekielnych z armią światła trwa od tak dawna że nawet przestaliśmy ją zauważać. Pokój de facto nie istnieje, dopóki istnieją demony. Wolność nie istnieje dopóki na świecie panują zło i grzech.
Egzorcyści i ksiądz Paweł zaczęli rozmowę na temat tego co powiedział im Archanioł Michał.
Większość sposępniała. Najstarszy z egzorcystów rzekł że to o czym powiedział nam wódz wojsk anielskich powinniśmy zachować dla siebie, nie dzieląc się tym nawet między sobą. Egzorcyści przytaknęli. Ja sam nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć, ale po tych słowach podejrzewałem że u co najmniej połowy z nich przyszłość wcale nie wygląda tak kolorowo. Dziwne jest to że sam czuję teraz spokój. Zauważyli to, a konsternacja pojawiła się na ich twarzach. Spytali czemu się nie przejmuję. Odpowiedziałem że po tym co mi powiedział Książę Michał, nic nie mogło wyprowadzić mnie z równowagi, nawet groźba śmierci w męczarniach. Wtedy właśnie poczułem na sobie wzrok najmłodszego z nich - Łukasza. Widać w nim było coś dziwnego. Jakby jakaś zazdrość. Spojrzałem mu głęboko w oczy, spuścił wzrok. Więcej na mnie nie popatrzył tego dnia, a przez resztę śledztwa zamieniłem z nim ledwo dwa słowa. W tej chwili łzy cisną mi się na oczy, zwłaszcza po tym co stało się z nim później. Miał on chyba najmniej szczęścia ze wszystkich, a ja niechcący przez moje gadanie doprowadziłem do otwarcia furtki w jego duszy...
Rozdział III
(Genesis)
Śniła mi się przeszłość. Nie, nie moja, ani żadnego człowieka z mojego otoczenia. W ogóle to nie była przeszłość ludzkiego gatunku. Widziałem to z pozycji jednego z aniołów walczących na samym początku wojny w pierwszym szeregu. Najpierw jednak zobaczyłem rozmowę dwóch aniołów. Jeden z nich był najjaśniejszą istotą jaką kiedykolwiek widziałem. Wydawalo się jakby światło biło z niego samego Napierśnik jego był chyba posrebrzany, a płaszcz jakby ze złotej nici szyty. Drugi, równie piękny jak pierwszy, miał na sobie napierśnik z materiału przypominającego stal, a płaszcz jego był purpurowy. Mówili w tym samym języku który słyszałem w głowie podczas konfrontacji z legionem. Po tonie i treści rozmowy wydawało się że się kłócą. Ich rozmowa brzmiała mniej więcej tak:
-Michał, powinieneś to jeszcze raz przemyśleć. Przyłącz się do mnie, a reszta z siedmiu też dołączy. A nawet jeśli któryś stanie po jego stronie, wówczas bez trudu go zniszczymy.
-Lucyferze, kiedy zacząłeś się odwracać od światła? Kiedy stanąłeś przeciwko naszemu Panu i Ojcu? Powinieneś być wdzięczny za dar życia wiecznego, oraz za fakt że stoisz na czele siedmiu.
-Nie mamy wyboru! Nasz Ojciec zamierza stworzyć istotę na swój obraz i podobieństwo! Jeśli to zrobi to prawdopodobnie straci nami zainteresowanie.
-Skąd wiesz?
-Ojciec sam mi powiedział. Powiedział też że mamy kłaniać się jego żywemu obrazowi. Jednak ja zamierzam zniszczyć jego, jego obraz oraz wszystko co stworzył. Zamierzam zająć jego miejsce i naprawić to co on zepsuł! - to ostatnie niemal wywrzeszczał Michałowi w twarz. Michał słysząc to sięgnął po miecz. Miecz ten był wykonany z jakiegoś dziwnego metalu od którego bił mocny, błękitny blask.
-nie próbowałbym - rzekł Lucyfer, po czym za jego plecami pojawili się inni zbuntowani aniołowie, w liczbie stu. Archanioł Michał tylko się uśmiechnął, a zza jego pleców wyszedł anioł równie piękny jak obaj pozostali.
-Gabriel, dobrze że jesteś. Lucyfer postradał rozum! Pomóż mi go przekonać!
-Dla niego już nie ma ratunku, Michał, Ojciec zadecydował - rzekł, a z oczu pociekły mu łzy.
Michał też się zasmucił.
-Śmieszy mnie wasz brak polotu. Płaczecie nade mną tylko dlatego że jestem teraz wolny! Pewnie mi zazdrościcie. Śmiało, atakujcie, nas jest więcej!
I tak w niebiosach rozpoczęła się walka. Trwała siedem dni, zanim Archanioł Michał wraz z reszta aniołów strącili stwórcę zła z niebios.
-Rozumiesz już? - usłyszałem szept
-Rozumiem - odrzekłem.
Dzięki tej wizji zrozumiałem, że tak naprawdę za każdy grzech - od nieszkodliwych społecznie grzeszków, po zbrodnie wojenne - odpowiada Lucyfer. To jego powinienem nienawidzić, nie Boga który dał mi życie.
Po przebudzeniu postanowiłem że nie będę nikomu opowiadać o tym śnie. Po pierwsze, dlatego że wszyscy egzorcyści prawdopodobnie czytali traktaty teologiczne na ten temat, po drugie, wolałem nie wiedzieć co stanie się z Łukaszem. I tak prawdopodobnie lękał się dnia próby, od którego zależeć będzie co stanie się z nim po śmierci.
Poszedłem do szpitala. Ordynator powiedział mi że Beniamin zachowuje się dziś normalnie, więc egzorcyści są niepotrzebni. Zaprotestowałem, ksiądz Paweł również. Wszedłem do celi. Ciemność jakby się przede mną cofnęła, ale ja wiedziałem czyja to zasługa. Uczyniłem w powietrzu znak krzyża. Beniamin odezwał się pierwszy:
-Jakim cudem twa siła jest tak wielka?
-To nie moja siła. Po prostu poprosiłem o pomoc.
-Opowiedzieć ci moją historię? - zapytał mnie
-Chętnie posłucham.
Zaczął opowiadać mi o swojej rodzinie, dzieciństwie, radościach i smutkach. Opowiedział o pierwszej miłości. Z opowieści wywnioskowałem że był skromny i dobry. Nie rozumiałem dlaczego ten dziewiętnastolatek został opętany. Satanizmem się brzydził, a za każdy najdrobniejszy grzech pokutował. Gdy go o to spytałem powiedział mi:
-To przez moją słabość. Nie mogłem uratować mojego najlepszego przyjaciela. Zaćpał się na bezn przez to że nie powiedziałem mu wprost co myślę o jego grzechu. Długo nie mogłem się z tego otrząsnąć. Wtedy przyszedł do mnie we śnie, mówiąc że da mi siłę, ale tylko wówczas, gdy będzie mógł kontrolować moje ciało według jego widzimisie. Zgodziłem się. Na początku wszystko było w porządku, paru ludzi ocaliłem dzięki cechom które nabyłem. Potem wszystko zaczęło się sypać. W dzień gdy miałem zaprosić dziewczynę którą poznałem na studiach z historii na kawę rozbolała mnie głowa. Wziąłem środek przeciwbólowy, ale nie dość że nie zadziałało to na dokładkę zacząłem słyszeć szepty. Mam tylko dziewiętnaście lat, więc przestraszyłem się nie na żarty. Poszedłem do psychiatry, ale on stwierdził że jestem zdrowy. Po tygodniu szepty zaczęły mnie nękać całe dnie, miałem aż sześć dziur w pamięci, nie pamiętałem w jaki sposób wróciłem do domu. Po siódmej obudziłem się tutaj. Myślę, że opętany byłem już wcześniej - to ostatnie wypowiedział z wyraźnym wysiłkiem.
- Zadowolony? - rzekł Legion demonów siedzących w Beniaminie.
-Skoro znasz historię tego śmiecia, powinieneś odejść stąd póki możesz.
-Nie odejdę, gdyż znam prawdę - odrzekłem
-Cóż to jest prawda? - Rzekły chórem demony, a ja miałem wrażenie że te słowa są mi bardzo znajome. Chyba z któregoś fragmentu Biblii, ale nie pamiętam którego.
-Typowy baran w służbie Boga. Znasz jedynie prawdę podawaną ci...
-Dość, skończ mówić mi o tym którego zdradziłeś i próbowałeś zniszczyć. Nas też nienawidzisz. Powiedz mi lepiej czego chcesz w tym momencie
-Cel się nie zmienił, Sławku, ale środki owszem - rzekł
Zroszumiałem wówczas że nasze hipotezy powoli się sprawdzają. Ta bestia chce wywołać Apokalipsę, ale po swojemu!
-Nigdy na to nie pozwolimy - rzekłem z udawanym spokojem.
Wtedy zaczął się śmiać. Po chwili śmiech przerodził się w rechot.
-Śmierdzisz strachem - rzekł kiedy się trochę uspokoił, ale w jego głosie słychać było rozbawienie.
-Nie wiem co wtedy powiedział ci Michał, ale wiedz że to o twojej żonie jest prawdą - powiedział z szyderą w głosie
-Wiem, ale ja nie jestem moją żoną. W przeciwieństwie do niej wyszedłem z mroku w samą porę.
-Jeszcze do niego wrócisz. Wtedy będziesz mój.
-Zobaczymy.
Rozmowa trwała jeszcze godzinę. Duch nieczysty próbował mnie sprowokować na wiele sposobów. W końcu powiedziałem do niego:
-Nudzisz mnie. Rozmowę możemy uznać za skończoną. Przyjdę jutro żeby zobaczyć czy wymyślisz coś oryginalnego.
-Jego wykrzywiony, nienawistny grymas wówczas mnie rozbawił. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co stanie się za cztery dni.
Zagadałem do księdza Pawła i egzorcystów. W kaplicy zaczęliśmy opracowywać plan mający na celu uwolnić Beniamina od piekielnych hord, przy okazji ratując świat przed stworzeniem piekła na Ziemi. Rozmawialiśmy niemal do północy. Gdy wróciłem do domu oczy same mi się zamknęły.
Rozdział IV
(Kłamstwo absolutne)
Znów śnił mi się jeden z tych snów. Patrzyłem jak jeden z upadłych aniołów przybrał wygląd archanioła Gabriela i ukazał się Mahometowi. Nie wierzyłem własnym oczom. Kiedyś broniłem muzułmanów, tępiłem nacjonalistów za rasizm i ksenofobię na łamach pewnej znanej lewicowej gazety. Teraz widzę że mieli rację. Jedna z największych religii na świecie okazała się kłamstwem absolutnym. Usłyszałem szept tak dobrze mi już znany. Mówił on:
-Uważaj, upadli są podstępni, będą ci zatruwać umysł swymi kłamstwami. Tak jak zepsuli Mahometa, tak spróbują splugawić twoją duszę.
Obudziłem się jakby skacowany. Napiłem się małej czarnej, ogarnąłem swój wygląd i poszedłem na miasto. Zobaczyłem numer pewnego prawicowego tygodnika, balansującego na pograniczu nacjonalizmu i klerykalizmu. Tytuł brzmiał: "Nasilenie działalności sekt antykatolickich". Kupiłem ten periodyk i zacząłem czytać o sektach. Najwięcej poświęcono jawnie antychrześcijańskim satanistom, ich rytuały, oraz krótka notatka mówiąca o ujęciu satanisty, pedofila i gwałciciela w jednym. Gdy dziennikarze spytali komendanta policji o więcej informacji, ten stwierdził że to jest ściśle tajne. Zrozumiałem że sprawa ta musi mieć coś wspólnego z opętaniem Beniamina. Po rozmowie z księdzem Pawłem stwierdziłem że dziś odpuszczę sobie wizytę w psychuszce. Musiałem załatwić swoje sprawy.
Po złożeniu wypowiedzenia w redakcji, zadzwonił do mnie telefon. To był jeden z egzorcystów. Prosił żebym natychmiast przyjechał do szpitala i zobaczył co dzieje się w budynku. Gdy wszedłem do oddziału zamkniętego uderzył mnie fakt, że cały oddział jest jakby mroczniejszy. Do tego ta cisza, jakby miało zaraz stać się coś strasznego. Wtedy jeszcze nie wiedziałem jaka groza czeka cały świat w za dwa dni. Z Beniaminem niestety nie dało się porozumieć. Drzwi nie chciały się otworzyć. Sam chłopak wydawał się być pogrążony w jakimś transie. Ciemność wokół niego wyglądała jakby się poruszała. Widząc to, księża egzorcyści zaczęli odmawiać jakąś litanię po łacinie. W ich oczach widoczne było przerażenie, co wcale nie było dziwne, zważając na rozwój wydarzeń. |
|
_________________ me ne frego! |
|
|
|
|
Pierdomenico
Wiek: 36 Dołączyła: 15 Lip 2015 Posty: 6547 Skąd: Vinewood Hills
|
Wysłany: 2016-05-16, 12:07
|
|
|
Przeczytałam na razie II rozdziały, początek był dla mnie bardzo, bardzo obiecujący i wciągający, bo uwielbiam kryminały. Myślę, że mógłbyś napisać świetne opowiadanie lub książkę tego typu. Ogólnie to widać, że potrafisz pisać i nie sprawia Ci to trudności, ciekawa jestem czy tylko fabuła skupi się na egzorcyzmach, bez wątków kryminalnych, czy jednak będzie coś jeszcze później?
Jak najbardziej na plus + |
|
_________________
Wśród gości na kolacji jest fotograf. Gospodyni mówi:
- Robi Pan świetne zdjęcia! Musi mieć Pan drogi aparat!
Gość odchrząknął tylko. Wychodząc rzekł całując Gospodynie w rękę:
- Wybornie Pani gotuje! Musi mieć Pani drogie garnki! |
|
|
|
|
szarobury
Wiek: 29 Dołączył: 12 Sty 2016 Posty: 195
|
Wysłany: 2016-05-24, 13:27
|
|
|
Rozdział V
(Ciemność w sercu)
Ten dzień był wyjątkowo ponury. Mimo że słońce świeciło mocno, a temperatura przekraczała dwadzieścia stopni celcjusza, czuło się coś wiszącego w powietrzu. Po przyjściu do księdza Pawła, wysłuchałem tego co działo się na oddziale. Weszliśmy do środka. To co usłyszeliśmy zmroziło nam krew w żyłach. Okazuje się że legion ma bardzo silny wpływ na słabe umysły. Większość pacjentów klęczała i odmawiała modlitwę w tym dobrze znanym nam języku. Problem w tym że ta modlitwa była skierowana do Lucyfera. Odmawiali ją tak, że wydawało się jakbyśmy uczestniczyli w czarnej mszy. Do tego niepokojące było to, że odmawiali ją równo, tak jakby słyszeli to co dzieje się za dźwiękoszczelną ścianą. Miałem serce w przełyku gdy podchodziliśmy do celi Beniamina. Zauważyliśmy że mrok w jego celi zmienia kształt. Raz był jakimś zwierzęciem, raz przybierał ludzką postać. A Beniamin klęczał na podłodze i szlochał. Dziś nie dręczyłem go pytaniami. Po prostu zdecydowaliśmy się na odprawienie modlitw z egzorcystami. Ksiądz Łukasz po modlitwie stwierdził że to ponad nasze siły. Na jego twarzy wypisane było zwątpienie. Gdy wyszliśmy z oddziału, udaliśmy się do kaplicy by przyjąć komunię. Gdy ksiądz Paweł uniósł hostię, ta zmieniła kolor na krwisty. Wszyscy wytrzeszczyliśmy oczy. W dawnych czasach byłem sceptyczny co do takich cudów. Teraz doświadczyłem tego na własnej skórze. Egzorcyści mieli zatroskane miny. Jeden z nich stwierdził że wcale nie ma się z czego cieszyć. Żyjemy bowiem w czasach, w których można zaobserwować brak szacunku do ciała Chrystusa. Przykładem jest tamta dwójka gimnazjalistów z Jasła. Kiedyś wyrażałem poparcie dla ich obrońców. Teraz, gdy już doświadczyłem cudu, sam postulowałbym rzucenie na nich ekskomuniki.
Modliliśmy się do Boga o siłę na najbliższe dni, bowiem czuliśmy że stanie się coś strasznego.
Rozdział VI
(Zwiastun)
Wstałem koło dwunastej, dręczony koszmarem z którego nie mogłem się obudzić. Sprawdziłem swój telefon - 16 nieodebranych połączeń, jeden SMS. Jego treść brzmiała "włącz telewizor". Gdy włączyłem TVP.info, zobaczyłem dyskusję nad ostatnimi wydarzeniami. Był tam jeden z bardziej księży egzorcystów, Rafał Piotrowski. Dyskusja toczyła się na temat ostatnich anomalii w kościołach. Wszystkie obrazy, figury świętych i malowidła krwawiły z oczu. Podobno tak było tego dnia na całym świecie. Ksiądz przekonywał że to da się jeszcze naprawić. Wtem do studia wszedł zakapturzony osobnik i zadźgał duchownego, zadając mu sześć ciosów w klatkę piersiową. Potem odwrócił się do kamery i powiedział jedno zdanie: "Zaczęło się", po czym poderżnął sobie gardło. Przełączyłem kanał. "W Warszawie, Lublinie i Krakowie robi się niebezpiecznie - coraz więcej ludzi znika w tajemniczych okolicznościach" - mówili też o handlarzach żywym towarem. Ale ja wiedziałem, że ci zaginieni już nie żyją. Sataniści bardzo urośli w siłę, dzięki swoim masońskim sprzymierzeńcom. Pojechałem do szpitala. Ordynator wyglądał jak siedem nieszczęść. Widać, że nie mógł zasnąć, a ostatnie dni były dla niego męką. Nic dziwnego, sporo rzeczy przekraczających ludzkie pojmowanie wydarzyło się przez te ostatnie sześć dni.
Już mieliśmy wejść na oddział zamknięty, gdy usłyszeliśmy coś jakby wybuch. Przez świetlik w drzwiach zobaczyliśmy tylko gęsty mrok. Nagle ktoś podbiegł do nich i zaczął walić ręką w okno, krzycząc przy tym przeraźliwie. Wtem zza jego pleców wynurzył się jeden z pacjentów i skręcił mu kark. Ordynator widząc to osunął się na kolana, schował twarz w dłoniach i zaczął łkać i wyć. Po chwili wycie zmieniło się w rechot. Popadł w obłęd. Nie mieliśmy czasu na przyglądanie się temu, gdyż coś zaczęło walić w pancerne drzwi. Postanowiliśmy uciec. Niestety po drodze natrafiliśmy na pacjentów z innych oddziałów. Otaczała ich mroczna aura. Ksiądz Jan wyjął krucyfiks i drżącymi dłońmi skierował go w stronę opętańców. Ci jednak pochwycili go zanim zdążył wyrecytować choć jedną modlitwę. Pozostało nam biec. Dobiegliśmy do pokoju ordynatora i zabarykadowaliśmy się, kropiąc drzwi święconą wodą.
Rozdział VII
(Poświęcenie)
Póki co jesteśmy bezpieczni, jednak na jak długo? Jesteśmy na drugim piętrze, zabarykadowani w pokoju ordynatora. Opętańców powstrzymuje jedynie modlitwa egzorcystów, jednak na jak długo? Opętańcy potrafią zmusić się do nadludzkiego wysiłku, a my jesteśmy jedynie ludźmi. Przyjąłem komunię świętą, następnie przeszukałem pokój ordynatora. W szafie było dużo prześcieradeł. Może chociaż im uda się uciec. Ja zostanę, powstrzymam opętańców na tyle długo żeby lepsi ode mnie mogli uciec. Moja rola się tu wypełniła. Umrę tak jak mi przepowiedział Michał archanioł. Z imieniem Maryi dziewicy na ustach. Nie jestem egzorcystą, więc moje modlitwy ich nie powstrzymają na długo. Ale jeśli zabarykaduję drzwi szafą to może powstrzymam ich na tyle żeby oni uniknęli śmierci. Jest 16 czerwca 2018r. Obawiam się że przegraliśmy, z okna widzę łunę nad Warszawą. Miasto płonie. Ale dopóki żyje choć jeden ksiądz który służy Bogu, może jeszcze uda się to odkręcić. Dziennik oddam księdzu Pawłowi. Do zobaczenia w raju, gdzie święci i męczennicy świętują u boku Pana |
|
_________________ me ne frego! |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
|