|
Demotywatory.pl - Forum Nieoficjalne forum serwisu Demotywatory.pl stworzone przez użytkowników |
|
Muzyka - Metal
Adrian1234 - 2021-08-21, 20:32
Between The Buried And Me "Colors II" (7/10)
Jedenasta płyta amerykańskiego zespołu, którego muzykę ogólnie można określić jako progressive technical death metal przy czym w swojej twórczości w ciągu wielu lat działalności zwykle stosowali elementy wielu innych gatunków: na pierwszych płytach głównie deathcore, metalcore i mathcore a na dalszych częściej avant-garde metal, alternative metal, progressive rock i electronic rock a ponadto nieraz sięgali po klasyczne instrumenty jak gitara akustyczna, akordeon czy fortepian. Generalnie dominuje u nich cięższe granie co jednak zaczęło się zmieniać na wydanym w 2015 roku Coma Ecliptic gdzie ilość czystych wokali znacznie się zwiększyła a do tego sama muzyka uległa pewnemu uproszczeniu, co się następnie pogłębiło na obu częściach Automata gdzie styl zespołu zaczął mieszać się ze stylem solowych płyt ich wokalisty Thomasa Gilesa, który siedzi w klimatach progressive rock i electronic rock. Zespół postanowił nazwać nową, nadchodzącą płytę Colors II co jednoznacznie sugerowało kontynuację jednej z najlepszej pozycji w ich dyskografii, jednak jakoś nie mogłem w to za bardzo uwierzyć gdyż zespół zdążył już pójść nieco inną drogą a zapowiedzi powrotów do dawnego brzmienia często się nie udają. Singiel "Fix The Error" tylko zwiększył moje obawy ponieważ z jednej strony przypominał marną kopię ich stylu a z drugiej pojawiły się elementy gatunku jazz fusion, którego zdecydowanie nie lubię. Na szczęście kiedy album już wyszedł i zacząłem go słuchać szybko okazało się, że wspomniany singiel jest najgorszym utworem a pozostałe prezentują się dużo lepiej. Śmiało mogę stwierdzić, że cel zespołu został osiągnięty a Colors II faktycznie jest powrotem do dawniejszego, cięższego, bardziej technicznego i bardziej zróżnicowanego grania a klimat Colors został tu odtworzony (jednak poziom już nie do końca ale o tym zaraz). Utwory mają różną długość jednak dominują dłuższe i na dwanaście znajdujących się tutaj, jedynie cztery mają mniej niż cztery minuty a kolejne cztery ma więcej niż osiem minut, warto też wspomnieć iż to najdłuższa płyta w dyskografii, trwająca 1:18:48. Tradycyjnie już dla nich tracki są nieschematyczne więc nie ma co się tu doszukiwać typowego podziału na zwrotki i refreny a do tego są różnorodne z częstymi zmianami tempa, ciężaru a nawet przeskokami po gatunkach gdyż np. po technical death metalowym fragmencie może nastąpić przejście w progresywny rock. Zalet jest tu sporo jednak w przeciwieństwie do pierwszego Colors, które oceniłem na dziewiątkę, tym razem nie obyło się bez pewnych wad. W utworach trafiają się pewne dłużyzny: czasem jakiś motyw zostaje zapętlony, innym razem niepotrzebnie zostaje wstawiona jakaś melodyjka lub też pojawiają się wspomniane wcześniej elementy jazz fusion, które wiążą się z kilkunastosekundowym przymulaniem i przynudzaniem (najwięcej tego we wspomnianym singlu ale gdzie indziej też się czasem trafia). Za wadę również można uznać samą długość całego materiału gdyż przy tak dużej różnorodności i skomplikowaności, płyta miejscami męczy uszy i się dłuży. Oczywiście tutaj ważna jest kwestia osłuchania się i przetrawienia jej trudnej zawartości gdyż sam zauważyłem iż z każdym kolejnym odsłuchem odbieram Colors II lepiej, więc możliwe, że z czasem moja ocena może jeszcze wzrosnąć.
https://www.youtube.com/w...SumerianRecords
Enemy Inside "Seven" (7/10)
Druga płyta niemieckiego zespołu wykonującego alternative metal. Muzyka wykonywana na debiucie (ocenionym przeze mnie na dziewiątkę) była lekka i prosta jednak przy tym chwytliwa, wpadająca w ucho ale nie przesłodzona a wokalistka cechowała się bardzo ładnym głosem. Tegoroczny Seven ma te same cechy, jednak utwory ogólnie nie są aż tak dobre a miejscami trochę zalatują popem choć dla zachowania równowagi kapela gdzieniegdzie dodać po kilka sekund lekkich screamów (dwa razy kobiece i raz męskie). Ciekawostka: zespół ma w zwyczaju na końcu płyty dawać cover, dawnego popowego kawałka i tak na debiucie był to "Summer Son" autorstwa Texas a tym razem "Crush" wykonywane oryginalnie przez Jennifer Paige.
https://www.youtube.com/w...OFANGELSRECORDS
Evile "Hell Unleashed" (4/10)
Piąta płyta brytyjskiego zespołu wykonującego thrash metal. Początkowo grupa nazywała się Metal Militia i zajmowała się coverowaniem wczesnych utworów Metallica jednak po zmianie nazwy zaczęli już tworzyć własny materiał w którym jednak mocno było słychać inspirację zespołami Metallica i Slayer a ich wokalista Matt Drake miał barwę głosu zbliżoną do Jamesa Hetfielda oraz śpiewał w podobny sposób. Debiut był raczej średni jednak każda kolejna płyta była lepsza od poprzedniej i wyraźnie było widać iż muzycy się ciągle rozwijają aż nagle w 2013 roku nastała długa cisza... po czym w tym roku powrócili z nową płytą. Niestety okazało się, że Matt Drake odszedł a jego miejsce na stanowisku wokalisty zajął jego brat, Ol Drake który to dotychczas był głównym gitarzystą. Szybko wyszło na jaw, że talent wokalny nie jest cechą rodzinną gdyż jego głos jest zupełnie typowy, nijaki i bez wyrazu a do tego nawet nie stara się nadrobić tego stosowaniem różnych form wokalu, tylko cały czas jedzie monotonnym screamem. Jak to zwykle bywa po zmianie wokalisty, pozostali członkowie zespołu zaczęli grać pod jego możliwości a więc instrumentalnie również nastąpiły zmiany na gorsze i tak jak dawniej dużo się działo to teraz postawili na prostotę, szybkość i powtarzanie schematów w wyniku czego wprawdzie płyta jest cięższa niż poprzednie ale utwory są bardzo do siebie podobne przez co szybko nudzą. Podsumowując, Hell Unleashed to jakieś nieporozumienie: gdyby zakończyli karierę w 2013 roku zostaliby zapamiętani jako zespół, który odszedł gdy był u szczytu swoich możliwości jednak ktoś postanowił to ciągnąć dalej, reanimując Evile, tworząc tym samym jakiegoś potworka, który brzmieniowo i jakościowo nie przypomina tego czym był dawniej. Wcześniej byli ciekawym zespołem, wprawdzie mocno kojarzącym się z innym, bardziej znanym jednak ze swoim własnym stylem, za to teraz stali się zwyczajnie nijacy, podobni do setek innych w gatunku.
https://www.youtube.com/w...l=NapalmRecords
Ex Deo "The Thirteen Years of Nero" (6/10)
Ex Deo zostało założone w 2008 roku przez wokalistę kanadyjskiego death metalowego zespołu Kataclysm a charakterystyczną cechą utworzonej grupy jest obracanie się wokół stylistyki cesarstwa rzymskiego co widać w tytułach utworów, ich tekstach, teledyskach i image'u muzyków. ich muzykę można określić jako symphonic melodic death metal z elementami death metalu (z wyjątkiem drugiej płyty na której to death metalu jest więcej niż melodeathu) za to tym razem po raz pierwszy pojawiły się, wyraźnie wyczuwalne wpływy black metalowe a styl został wzbogacony o pojawiające się od czasu do czasu skrzeczane wokale. Jeśli chodzi o poziom muzyki to po drugiej płycie i kilkuletniej przerwie postanowili ograniczyć symfoniczne wstawki a jednocześnie jakby skończyły im się oryginalne pomysły przez co przestali wybijać się z tłumu i niestety na nówce, pomimo tych drobnych eksperymentów z black metalem jakość zbytnio się nie zwiększyła. Najlepiej prezentuje tu się utwór Boudicca (Queen of the Iceni) w którym gościnnie wystąpiła Brittney Slayes z Unleash The Archers i może właśnie tego im brakuje: stałego drugiego, kobiecego wokalu bo sam wokal Maurizio Iacono jest trochę zbyt monotonny, oprócz tego oczywiście powinni powrócić do większej ilości wstawek symfonicznych. Generalnie The Thirteen Years of Nero jest też nierówne: pierwsze cztery utwory są bardzo dobre ale potem już robi się mało ciekawie i zaczyna wiać nudą i powtarzaniem schematów.
https://www.youtube.com/w...l=NapalmRecords
Jinjer "Wallflowers" (7/10)
Czwarta płyta ukraińskiego zespołu. Początkowo tworzyli mieszankę groove metal i progressive metalcore jednak przy okazji ostatniej płyty postanowili nieco wzbogacić brzmienie o elementy math metalu i czystszego progressive metalu co okazało się doskonałym pomysłem, który zaowocował powstaniem najlepszej, najbardziej zróżnicowanej i najdojrzalszej płyty jaką wydali. Jeśli chodzi o Wallflowers to zrobili tu mały krok wstecz, znaczy progressive metal i math metal również tutaj występują ale jest ich już mniej a same utwory też nie są tak dobre jak ostatnio przez co po ostatniej ósemce powrócili do swojej typowej oceny czyli siódemki. W kwestii wokalu to tradycyjnie możemy tu uświadczyć dużej ilości niskich screamów Tatiany oraz jej czystych wokali przy czym ilość tych drugich, z płyty na płytę trochę się zwiększa. W sumie to zawsze obniżałem im oceny ze względu właśnie na wokal ponieważ wprawdzie wokalistka jest utalentowana to jednak jakoś nigdy nie mogłem się w pełni przekonać do jej barwy głosu, a poza tym z muzyce kapeli od zawsze (z wyjątkiem albumu Makro) zdarzają się monotonne, wtórne momentów, które najczęściej pojawiają się podczas dłuższych screamowanych partii wokalnych.
https://www.youtube.com/w...l=NapalmRecords
Leprous "Aphelion" (6/10)
Siódma płyta norweskiego zespołu. Początkowo wykonywali progresywny metal przy czym z tych lżejszych, na granicy z progresywnym rokiem podobnie jak to ma się w przypadku np. Tool, Soen, Haken, Voyager czy Vuur czyli w zasadzie wyłącznie z czystym wokalem (choć od czasu do czasu zdarzały się skrzeczane wokale). Od krążka Malina wykonali większy krok w stronę progresywnego rocka a na poprzedniczce czyli Pitfalls już całkowicie się na niego przerzucili i tą drogą nadal podążają na Aphelion. Podobnie jak ostatnio objawia się to w postaci bardziej stonowanych gitar ukrytych pod wokalem, basem, elektroniką i perkusją, które tylko gdzieniegdzie wychodzą na pierwszy plan, natomiast same utwory są jeszcze spokojniejsze i lżejsze niż dawniej a dodatkowo zespół zaczął dość często korzystać z klasycznych instrumentów jak gitara akustyczna, fortepian, skrzypce czy wiolonczela. Niestety na tym podobieństwa się kończą gdyż na nówce trochę zabrakło największej zalety ostatniej płyty czyli klimatu, którym skutecznie nadrabiali niedobory mocniejszych elementów a poza tym sam poziom utworów też tym razem jest zauważalnie niższy. Wychodzi na to, że podobnie jak wielu innych, padli ofiarą własnych eksperymentów: chcieli spróbować swych sił w lżejszym graniu i początkowo dobrze im szło ale idąc dalej zawędrowali za daleko, do momentu gdy zaczęli tworzyć zwykły, progresywny rock a dosyć dobrą ocenę zawdzięczają dobrym czterem utworom oraz pozostałościami klimatu jaki towarzyszył im dawniej, które można znaleźć w pozostałych. Ogólnie, niestety nową płytę można określić jako najgorszą w dyskografii. W ostatnim tracku, pod sam jego koniec, znalazło się trochę skrzeczanych wokali co przywodzi na myśl ich najlepsze, środkowe albumy i mam cichą nadzieję, że są one zapowiedzią powrotu do dawniejszego brzmienia w przyszłości bo najwyraźniej eksperyment z łagodnieniem wymknął im się spod kontroli.
https://www.youtube.com/w...nsideOutMusicTV
White Stones "Dancing Into Oblivion" (7/10)
Drugi album hiszpańskiego zespołu założonego przez dobrze znanego dzięki występom w Opeth, basistę Martína Méndeza, który tutaj dodatkowo pełni funkcję gitarzysty. Powiązania ze szwedzkim gigantem można się łatwo domyślić po brzmieniu gdyż White Stones kojarzy się z tym z macierzystego bandu muzyka z ich ostatnich płyt. W przeciwieństwie do obecnej twórczości Opeth tutaj utwory są krótsze i pozbawione złagodzeń jednak główna różnica leży w wokalu, który stanowią same growle. Gatunek jaki wykonują można określić jako progressive death metal przy czym tak dokładnie to instrumentalnie progressive metal a wokalnie death metal. Wyróżniają się unikalnym brzmieniem a tym czym się cechują jest: nieschematyczność, ciężar, który jednak jest poukładany, solówkami gitarowymi oraz brakiem death metalowej brutalności, chaotyczności, blastów i szybkości. Podsumowując: muzyka na pewno oryginalna oraz dobra ale jednak nie mogę dać wyższej oceny bo czegoś mi tu ciągle brakuje i nie przekonuje całkowicie gdyż jak na death metal mogłoby być trochę ciężej a jak na progressive metal wokal mógłby być bardziej różnorodny. Osoby czytające mój zeszłoroczny ranking płyt mogą zauważyć, że większość mojego opisu przekopiowałem właśnie stamtąd a zrobiłem to ponieważ zwyczajnie nowa płyta jest praktycznie w tym samym stylu i jakości co debiut (jedyna różnica to odrobinę więcej progresywnych elementów niż ostatnio), wraz ze wszystkimi zaletami i wadami więc nie było sensu pisać czegoś nowego ale bardzo podobnego.
https://www.youtube.com/w...earBlastRecords
Adrian1234 - 2021-09-12, 11:52
A Pale Horse Named Death "Infernum in Terra" (6/10)
Czwarta płyta zespołu z USA. Założycielem jest Sal Abruscato czyli były członek Type O Negative i z łatwością można zauważyć, że brzmienie przypomina to z jego poprzedniej grupy. Początkowo łączyli gothic doom metal ze stoner metalem jednak już na drugiej płycie ilość tego drugiego został zmniejszony a na trzeciej już praktycznie w ogóle go nie było, tym razem jednak postanowili dokonać powrotu do korzeni w związku z czym stoner metal ponownie jest bardzo mocno wyczuwalny. Mam w związku z nimi dość mieszane uczucia gdyż w pierwszej chwili brzmią dobrze z wolnym, dość chropowatym ale przyjemnym czystym wokalem, któremu towarzyszy gitarowe tło z wyrazistym basem jednak szybko wychodzi największa wada kapeli w postaci monotonii gdyż w ich muzyce bardzo niewiele się dzieje a utwory są mocno podobne do siebie. Występuje tu w zasadzie jeden rodzaj wokalu utrzymany w jednym tempie i jedynie od czasu do czasu następuje jakaś drobna zmiana tempa czy przejście w scream. Instrumentalnie nie jest lepiej dlatego pisałem, że gitary w zasadzie tworzą dosyć jednostajne tło a jedynym urozmaiceniem są solówki. Podsumowując: słuchając pojedynczych utworów można wywnioskować, że to ciekawa, całkiem oryginalna muzyka jednak z powodu stale towarzyszącej im monotonii, całe płyty dość szybko zaczynają nudzić przez co ich oceny w moich rankingach, ciągle trzymają się blisko granicy pomiędzy sześć a siedem.
https://www.youtube.com/w...PVEntertainment
Alien Weaponry "Tangaroa" (5/10)
Zespół pochodzi z Nowej Zelandii i założyło go w 2010 roku dwóch braci: Henry (perkusja) i Lewis de Jong (wokal i gitara) mających wówczas kolejno 10 i 8 lat. Na debiucie wydanym w 2018 roku mieli kolejno 18 i 16 lat a styl ich kapeli można było określić jako thrash metal z wpływami alternative metalu, jednak tym co ich wyróżniało z tłumu było stosowanie elementów etnicznych w postaci plemiennych okrzyków i miejscami specyficznych instrumentów a do tego klimatu dodawała warstwa tekstowa w połowie po maorysku. Na Tangaroa postanowili poeksperymentować z metalem progresywnym, do tego stopnia, że teraz spokojnie można ich muzykę określać jako progressive thrash metal przy czym bardzo często to właśnie metal progresywny dominuje. I tutaj pojawia się największa wada albumu: jak wiadomo metal progresywny charakteryzuje się z jednej strony różnorodnym, nieschematycznym graniem ze zmianami tempa ale z drugiej strony tendencją do występowania w nim przymulastych, nudnych dłużyzn, no i niestety na Tangaroa wad gatunku jest więcej niż zalet. Muzyka stała się jakaś taka wolna a utwory sztucznie powydłużane poprzez powstawianie pozapętlanych momentów, praktycznie też zrezygnowali z solówek, których kiedyś było u nich sporo. Co do wokalu to podobnie jak na debiucie jest dość zróżnicowany od screamów po czyste wraz ze stosowaniem plemiennych okrzyków oraz tekstami będącymi mieszanką angielskiego i maoryskiego przy czym tak po prawdzie to wokal u nich nigdy nie był szczególnie dobry co się nie zmieniło. Podsumowując: nówka jest typowym przykładem nieudanego eksperymentu a zaczerpnięcie z metalu progresywnego głównie jego wad zaowocowało powstaniem nijakiego, mocno średniego albumu, który szybko nudzi i się dłuży, szczególnie, że cały materiał trwa aż godzinę.
https://www.youtube.com/w...l=NapalmRecords
Chrome Waves "The Rain Will Cleanse" (7/10)
Na wydanym dwa lata temu debiucie wykonywali klimatyczny post-black metal z wpływami post-metalu i z przewagą skrzeczanych wokali, na zeszłorocznym krążku czystych wokali i post-metalu było dużo więcej jednak na tegorocznym albumie postanowili wprowadzić drastyczniejsze zmiany w obranym przez siebie kierunku. Na The Rain Will Cleanse zdecydowanie złagodnieli gdyż zaczęli grać muzykę z pogranicza post-rocka i post-metalu, stawiając tym razem na klimat i praktycznie rezygnując ze skrzeczanych wokali, które zostały ograniczone do jednego utworu w którym to też pojawiają się od czasu do czasu. Krótko pisząc wszystkie utwory są lekkie, wolne, z wybijającą się na pierwszy plan perkusją oraz delikatnymi czystymi wokalami (oprócz wspomnianego ostatniego utworu) kojarzącymi mi się chwilami z Chino Moreno z Deftones. Z jednej strony eksperyment można uznać za dobry gdyż cały materiał jest klimatyczny, dobrze dopracowany i przemyślany a płyty słucha się przyjemnie jednak z drugiej strony trochę brakuje mi tu dawnej różnorodności i mocniejszych elementów.
https://www.youtube.com/w...orderrecordings
Replicant "Malignant Reality" (7/10)
Druga płyta zespołu z USA. Wykonują progressive death metal przy czym tak jak na debiucie bardziej koncentrowali się na death metalu to tym razem przyłożyli się bardziej do części progresywnej dzięki czemu w utworach więcej się dzieje, są bardziej rozbudowane, pojawiają się w nich zmiany tempa oraz prezentują się lepiej od strony technicznej. Wokalnie też się trochę rozwinęli i można tu usłyszeć różne growle a nawet coś przypominającego czyste wokale przy czym są one bardzo specyficzne, lekko podkrzykiwane, jakby nawiedzone. Ogólnie zastosowane zmiany były dobrym pomysłem gdyż teraz grają po prostu ciekawiej oraz bardziej wyróżniają się z tłumu choć nie obyło się bez pewnych wad, które występowały już na debicie: w utworach zdarzają się monotonne fragmenty a growle miejscami są mało zrozumiałe.
https://www.youtube.com/w...endingObscurity
Signs of the Swarm "Absolvere" (4/10)
Czwarta płyta deathcoreowego zespołu z USA. Na zespół zwróciłem uwagę dzięki charakterystycznemu logo https://www.metal-archive...6_logo.jpg?3610 , poza tym, po sprawdzeniu zeszłorocznej, genialnej płyty zespołu Lorna Shore, postanowiłem sprawdzić jak ich nowy wokalista (obecnie już były), CJ McCreery radził sobie w swoim wcześniejszym bandzie, którym był właśnie Signs of the Swarm. Szybko się jednak okazało, że to przykład zupełnie typowo grającej kapeli, których najlepsza płyta z trudem dociągnęła do 7/10 za to tegoroczny Absolvere jest najgorszą w dyskografii gdyż większość utworów jest mocno wtórna i nijaka a dodatkową wadą jest mało zrozumiały, nudny wokal. Niby próbowali się ratować drobnym eksperymentowaniem: w kilku utworach występują wstawki progresywnego metalu, w dwóch trafiło się trochę czystego wokalu, w kolejnym przez chwilę słychać pianino a w jeszcze innym pojawiły się hardcore'owe wokale jednak po pierwsze tych ozdobników jest zwyczajnie za mało by wywrzeć naprawdę pozytywny efekt a po drugie ozdobniki nic nie dadzą jeżeli sama muzyka prezentuje zwyczajnie niski poziom.
https://www.youtube.com/w...ueLeaderRecords
Spiritbox "Eternal Blue" (7/10)
Kanadyjski zespół, który początkowo, na EPce wykonywał muzykę z pogranicza progressive metalcore i djent, jednak teraz na swoim debiutanckim albumie nieco zmodyfikowali brzmienie, jednocześnie je urozmaicając. Nadal podstawą jest progressive metalcore jednak ilość djentu została zmniejszona na rzecz alternative metalu po czym muzycy dorzucili tu jeszcze trochę elektronicznych wstawek i elementy popu. Generalnie więc brzmienie uległo złagodzeniu choć z drugiej strony, dla równowagi gdzieniegdzie grają ciężej niż wcześniej a oprócz screamów i czystych wokali, zaczęły pojawiły się growle. Eternal Blue jest dosyć nierówne przez co wywołuje trochę mieszane uczucia: najmocniejszą stroną są bardziej techniczne i mocniejsze utwory jednak gorzej wypada w tych ze zbyt dużą ilością alternatywnego metalu, które już bywają mało ciekawe, choć i je trochę ratuje ładny głos ich wokalistki Courtney LaPlante. Ciekawostka: spore różnice pomiędzy utworami są spowodowane tym, że powstawały w dość sporych odstępach czasu i tak niektóre single pojawiały się ponad rok temu podczas gdy inne są tegoroczne. Teraz dam dwa utwory pokazujące różne oblicza zespołu:
https://www.youtube.com/w...nel=riserecords
https://www.youtube.com/w...=PaleChordMusic
Adrian1234 - 2021-10-12, 18:02
Beast In Black "Dark Connection" (7/10)
Trzecia płyta fińskiego zespołu. Muzyka na debiucie i drugiej płycie była utrzymana w klimatach poprzedniego zespołu wokalisty, którym jest Battle Beast a więc szybka, energetyczna i bardzo chwytliwa z pogranicza heavy i power metalu jednak raczej bez typowo gatunkowej wirtuozerii za to z elektronicznymi ozdobnikami. Słuchając Dark Connection od razu można zwrócić uwagę na to, że teraz brzmienie zdecydowanie powędrowało w stronę czystego power metalu z pewnymi popowymi wstawkami a ilość elektronicznych ozdobników uległa zwiększeniu. Płyta jest lekka, przebojowa, z samymi czystymi męskimi wokalami, nie raz naprawdę wysokimi, riffy często są ukryte pod warstwą elektroniki, do tego na końcu znalazły się dwa covery (utwory Manowar i Michaela Jacksona) a całość ma godzinę jednak co ciekawe mimo wszystko ogólnie słucha się jej przyjemnie, nie nudzi ani nie dłuży się.
https://www.youtube.com/w...earBlastRecords
Clouds "Despărțire" (7/10)
Szósta płyta brytyjskiego zespołu wykonującego doom metal przy czym tak właściwie to w swojej twórczości łączą atmospheric doom metal z funeral doom metalem. Jeszcze dokładniej to warstwa instrumentalna jest wolna, dość melodyjna, w zasadzie bez naprawdę ciężkich, wgniatających w fotel riffów za to z wykorzystaniem skrzypiec i pianina. Bardzo często towarzyszy temu, spokojny, łagodny męski wokal (kojarzący mi się mocno z głosem Mikko Kotamäki ze Swallow The Sun) i do tej chwili czytający opis mógłby powiedzieć "no dobra, to typowy opis atmospheric doom metalu ale gdzie tu wspomniany wyżej funeral doom metal?"... i właśnie tutaj sprawa się komplikuje gdyż te łagodne cleany to tylko połowa wokali występujących na ich albumach a drugą połowę stanowią bardzo niskie, wolne i głębokie growle, które to przy dość lekko grających instrumentach wydają się być wyjątkowo ciężkie i miażdżące brutalnością. Kto czytał mój zeszłoroczny ranking ten pewnie zauważył, że ten opis pochodzi stamtąd i dotyczył ich poprzedniego krążka Durere a skopiowałem go tu z prostego powodu: Clouds od swojego początku trzyma się swojego stylu a poziom ulega niewielkim wahaniom, pozostając w okolicy ocen siedem i osiem więc nie było sensu pisać od nowa praktycznie tego samego, tylko z użyciem innych słów. Despărțire jest bezpośrednią kontynuacją Durere jednak zaszły dwie zmiany: odeszła od nich Irina Movileanu, która odpowiadała za skrzypce oraz "wokal" a raczej głos używany jako instrument czyli zamiast słów jedynie zawodziła i pojękiwała w tle więc tym razem zabrakło jej głosu, za to zamiast niej zatrudniono flecistę, natomiast druga zmiana dotyczy czystego wokalu i jak wcześniej cleany kojarzyły mi się tu głównie ze Swallow The Sun to tym razem miejscami wyczuwam podobieństwo do tych z My Dying Bride.
https://www.youtube.com/w...=CloudsOfficial
Ice Nine Kills "The Silver Scream 2: Welcome To Horrorwood" (8/10)
Szósta płyta zespołu pochodzącego z USA. Przypominają mi Motionless in White i podobnie jak oni eksperymentują z brzmieniem, łącząc ze sobą elementy różnych gatunków: zaczynali od mieszanki alternatywnego rocka, pop punku i ska punku po czym zrobili sobie cztery lata przerwy po której wrócili jako kapela łącząca post-hardcore, metalcore i alternative metal po czym, przy okazji poprzedniego albumu to metalcore wybił się na pierwszy plan. W 2018 roku wydali The Silver Scream będące albumem koncepcyjnym z tematyką obracającą się wokół horrorów, slasherów i thrillerów przy czym każdy utwór był poświęcony innemu, konkretnemu filmowi. Pomysł tak się spodobał muzykom jak i pewnie fanom, że postanowiono w tym roku wydać kontynuację mającą początkowo nosić nazwę Welcome To Horrorwood: The Silver Screams 2 po czym jednak zmienili ją na brzmiącą bardziej filmowo The Silver Scream 2: Welcome To Horrorwood (co wywołało małe zamieszanie gdyż teraz w różnych miejscach w necie można się spotkać zarówno z pierwotną jak i aktualną nazwą). Ten kto słyszał pierwszą część, raczej nie będzie na drugiej niczym zaskoczony, przy czym tym razem w ich muzyce pojawiło się dość sporo wpływów deathcore'u sprawiając tym samym, że płyta charakteryzuje się sporymi różnicami w ciężarze. Oprócz wyraźnie zauważalnego deathcore'u można tu również uświadczyć odrobiny mathcore'u, metalu symfonicznego czy industrial metalu co czyni nówkę najbardziej zróżnicowaną w dyskografii.
https://www.youtube.com/w...el=IceNineKills
https://www.youtube.com/w...el=IceNineKills
Lutharo "Hiraeth" (9/10)
Debiutancki album kanadyjskiego zespołu wykonującego melodic death metal przy czym od razu da się zauważyć, że mocno inspirują się swoimi rodakami z The Agonist co da się wyłapać po brzmieniu, formach wokalnych (growle, screamy i czyste wokale), sposobie śpiewania a nawet image'u (poza tym ich debiutancki album wyszedł w dniu w którym The Agonist wypuściło swoją EPkę). Mimo wszystko w żadnym razie nie można ich nazwać jakimś klonem gdyż mają swój styl a podobieństwo bardziej jest zaletą niż wadą, poza tym w odróżnieniu od swoich rodaków, w swojej muzyce bardzo często stosują też thrash metalowe riffy a oprócz czystych wokali kojarzących się z Vicky Psarakis, sporo też u nich takich wysokich, heavy metalowych. Generalnie muzykę na debiucie Lutharo można opisać jako szybką, energiczną, różnorodną, chwytliwą i łączącą elementy nowoczesnego oraz klasycznego metalu a przy tym stojącą na bardzo wysokim poziomie.
https://www.youtube.com/w...LutharoOfficial
Mastodon "Hushed and Grim" (8/10)
Ósma płyta zespołu z USA, wykonującego mieszankę sludge i progressive metalu przy czym początkowo przeważał ten pierwszy, po czym z płyty na płytę tego drugiego było coraz więcej aż od czwartej w dyskografii (i jednocześnie najlepszej) Crack The Skye, to metal progresywny zaczął przeważać a wraz z tymi zmianami sama muzyka ulegała stopniowemu złagodzeniu (gdyż często da się też usłyszeć progresywny rock). Pierwsze czym zwraca na siebie uwagę Hushed and Grim jest długość, gdyż album trwa prawie 1,5h i jest najdłuższym w dyskografii oraz ogólnie jednym z najdłuższych jakie przesłuchałem. Muzyka zawarta na płycie jest bezpośrednią kontynuacją wydanego przed czterema laty Emperor of Sand a więc możemy tu znaleźć piętnaście zróżnicowanych, dosyć rozbudowanych utworów o nieschematycznej budowie przy czym najkrótszy ma trochę ponad trzech minut a najdłuższy trochę ponad osiem minut, natomiast najwięcej jest takich trwających po pięć i sześć minut. Generalnie większość utworów stylem przypomina te z poprzedniczki jednak niektóre kojarzą się z różnymi okresami twórczości zespołu i tak jedne charakteryzują się brudniejszym brzmieniem kojarząc się z Crack The Skye, inne zawierają dłuższe solówki gitarowe przypominające początkowe albumy, jeszcze inne, bardziej spokojniejsze przywodzą na myśl The Hunter, do tego w kilku po raz pierwszy w dyskografii czuć pewne inspiracje Toolem. Wydawanie takich długich płyt jest dość ryzykowne gdyż trzeba naprawdę wszystko sobie obmyślić i dopracować by uniknąć typowych wad w postaci dłużyzn, zbędnych utworów i przynudzania choć oczywiście jeżeli okaże się ona sukcesem to będzie zasługiwała na pewien podziw gdyż trudniej jest wydać dobry długi album niż taki w typowej długości 40 minut. Na szczęście Mastodon to zespół, od dawna będący w wysokiej formie więc zgodnie z przewidywaniami udało im się podołać temu wyzwaniu.
https://www.youtube.com/w...hannel=Mastodon
Monolord "Your Time to Shine" (9/10)
Piąta płyta szwedzkiego zespołu. Pochodzą z Goteborgu podobnie jak wiele innych bardzo dobrych i oryginalnych szwedzkich kapel a wykonują stoner doom metal co faktycznie od razu słychać w ich brzmieniu: niski strój gitar jak w stoner metalu jednak grają one bardzo wolno jak w doom metalu co jeszcze bardziej zwiększa odczucie ciężaru. Warto tu wspomnieć iż warstwa instrumentalna jest tu naprawdę wyszukana i rozbudowana, dużo bardziej niż u przedstawicieli gatunków składowych. Jeśli chodzi o wokal (występują tu wyłącznie cleany) to na pierwszych dwóch krążkach był on raczej dodatkiem pojawiającym się od czasu do czasu, był też mało zróżnicowany i towarzyszył mu specyficzny pogłos jednak od wydanej w 2017 roku Rust, postanowili nad nim więcej popracować dzięki czemu stał się lepszy i jest go więcej co jeszcze bardziej ulepszyło to co tworzą. Your Time to Shine jest kontynuacją obranej przez nich drogi więc kto zna poprzednie dwie płyty, ten nie będzie niczym zaskoczony, trzyma też praktycznie równie wysoki poziom co można zauważyć już od pierwszego usznego kontaktu. Jedyna różnica dotyczy długości krążka i jak zwykle wynosiła ona około 50 minut czy godziny to teraz ograniczyli się do niecałych 40 minut przy czym uzyskali to poprzez zmniejszenie ilości utworów a nie skracanie ich i tak najkrótszy ma pięć minut a najdłuższy dziesięć. Jakbym miał tu doszukiwać się jakiejś wady to ogranicza się ona jedynie do brzydkiej okładki przedstawiającej martwego królika leżącego na łące w otoczeniu kwiatów ale to oczywiście nie ma wpływu na samą muzykę.
https://www.youtube.com/w...=RelapseRecords
The Agonist "Days Before the World Wept" (7/10)
Kanadyjski zespół wykonujący początkowo (pierwsze trzy płyty z Alissą White-Gluz na wokalu) metalcore z pewnymi elementami deathcore a następnie (kolejne trzy płyty z Vicky Psarakis) melodic death metal połączony z progressive metalcorem. Tym razem jednak, po wielu latach na scenie postanowili wypuścić swoją pierwszą EPkę przy czym muzyka na niej zawarta nieco się różni od tego co zaprezentowali na wydanej w 2019 roku Orphans. Przede wszystkim więcej tutaj eksperymentowania i tak można tu znaleźć np. elementy symphonic black metalu (głównie w Remnants in Time) czy death metalu (głównie w Immaculate Deception). Wystarczy chwilę posłuchać chociażby singlowego Remnants in Time by zauważyć, że Vicky cały czas stara się usprawniać swój wokal dzięki czemu jej cleany są ładniejsze, screamy brzmią jeszcze lepiej i różnorodniej a growle nabrały dodatkowej mocy. Dałbym wyższą ocenę jednak trzeci i czwarty utwór są zauważalnie gorsze od reszty a EPkowa długość pozostawia niedosyt.
https://www.youtube.com/w...l=NapalmRecords
Trivium "In The Court of the Dragon" (7/10)
Dziesiąta płyta amerykańskiego zespołu, który generalnie wykonuje dość lekki i melodyjny thrash metal jednak mają w zwyczaju łączyć go z innymi gatunkami takimi jak metalcore, heavy metal czy alternative metal. Na ostatnich płytach przeważał ten ostatni ale tym razem, po raz pierwszy od wydanego w 2005 roku Ascendancy zdecydowanie dominuje metalcore, mało tego, jest go nawet więcej niż thrash metalu. Oznacza to, że można tu usłyszeć dużo charakterystycznych, szybkich, melodyjnych, dosyć prostych riffów przechodzących dosyć często w bardziej skomplikowane thrashowe lub w solówki, a co do wokalu to tradycyjnie znajdziemy tutaj screamy oraz bardzo chwytliwy czysty wokal. Kto zna Trivium ten nie będzie zaskoczony ani brzmieniem ani poziomem, to jeden z tych zespołów na które można liczyć, że wydadzą coś może nie wyjątkowego (choć trzy ich albumy: Ascendancy, Shogun oraz In Waves są bardzo dobre i naprawdę warto je znać) ale na pewno trzymającego dobry poziom i miłego dla ucha.
https://www.youtube.com/w...channel=Trivium
Whitechapel "Kin" (6/10)
Ósma płyta zespołu z USA. Zaczynali tworząc brutal deathcore przy czym nigdy nie przekonali mnie do końca gdyż wprawdzie ciężar muzyki jak i niskie growle Phila Bozemana robią wrażenie ale niestety byli bardzo monotonni nawet jak na ten gatunek przez co całą pierwszą piątkę płyt musiałem ocenić na 5/10, później jednak postanowili trochę poeksperymentować z dodawaniem elementów metalu alternatywnego i wprawdzie pierwszy z tych albumów zbytnio nie przekonywał to jednak drugi z nich, The Valey można było już uznać za dobry. Na Kin kontynuują tę drogę, jeszcze bardziej oddalając się od brzmienia z początkowego okresu twórczości i obecnie wykonują mieszankę progressive deathcore i alternative metalu. Z tego połączenie wynika oczywista zaleta w postaci sporej różnorodności gdyż z szybkiego grania z growlami następują nagłe przejścia w delikatne brzdąkanie z czystym wokalem przy czym jednocześnie uwidacznia się tu wada w postaci niespójności: najpierw przez dłuższy czas występują monotonne growlowane partie, jednak jak już nastąpi przejście w lekkie klimaty to zaczyna się to zbytnio przeciągać przez co zwyczajnie robi się za lekko. Kolejną wadą jest niedobór ciężaru: growle zwyczajnie nie mają takiej mocy jak kiedyś a breakdownów praktycznie nie ma gdyż zespół postanowił je zastąpić mało wyszukanym progresywnym graniem. Zauważyłem też, że najprawdopodobniej zwyczajnie nie mieli pomysłu na deathcoreową część swojego nowego stylu przez co przedłużające się mocniejsze momenty dość szybko zaczynają nudzić, za to więcej uwagi poświęcili tym lżejszym gdyż wyraźnie są lepiej dopracowane.
Mocniejszy utwór: https://www.youtube.com/w...talBladeRecords
Lżejszy utwór: https://www.youtube.com/w...talBladeRecords
Adrian1234 - 2021-11-21, 14:39
Aephanemer "A Dream of Wilderness" (9/10)
Trzecia płyta francuskiego zespołu. Na pierwszych dwóch płytach wykonywali melodic death metal, który jednak często był urozmaicony instrumentami smyczkowymi grającymi raczej w tle, tym razem jednak posunęli się dalej i odgrywają one tu dużo większą rolę podobnie jak keyboard więc teraz jest to już rasowy symphonic melodic death metal. Zmiana nastąpiła również w kwestii wokalu i jak wcześniej ich wokalistka głównie stosowała podskrzekiwane screamy a cleany trafiały się bardzo rzadko to tym razem jest ich już więcej a do tego są one wysokie (widać, że Marion dużo pracowała nad wokalem od czasów albumu sprzed dwóch lat) dzięki czemu muzyka kapeli jeszcze bardziej kojarzy się z metalem symfonicznym. W wyniku modyfikacji stylu, gitary i perkusja zostały nieco cofnięte i nie wybijają się na pierwszy plan jak kiedyś jednak w żadnym razie nie jest to wada tylko cecha czyli eksperyment był udany a zespół zachował wysoki poziom z poprzedniczki.
https://www.youtube.com/w...l=NapalmRecords
Dust In Mind "Ctrl" (6/10)
Czwarta płyta francuskiej kapeli wykonującej mieszankę industrial metalu i alternative metalu jednak z przewagą tego drugiego. Mają dwie osoby odpowiedzialne za wokal: Jennifer Gervais odpowiada za cleany a jej cechą charakterystyczną jest śpiewanie w podobny sposób jak Cristina Scabbia przez co zespół zawsze kojarzył mi się z Lacuna Coil, natomiast Damien Dausch odpowiada za screamy i czyste wokale. Do drugiej płyty ich muzyka stawała się coraz lepsza i nawet dobili do ósemki, potem jednak chyba trochę zabrakło im pomysłów gdyż trzecia okazała zwykłym wtórnym średniakiem, teraz jednak powrócili z Ctrl... i od razu łatwo zauważyć, że to najlżejszy album jaki wydali: jeszcze bardziej przesunęli się w stronę alternatywnego metalu, kobiecych partii wokalnych jest więcej a męskie zdecydowanie częściej pojawiają się w postaci cleanów niż screamów. Generalnie muzyka brzmi jakoś inaczej, jakby jeszcze bardziej zainspirowana środkową Lacuna Coil co nieco ją odświeżyło dzięki czemu poziom jest trochę wyższy niż ostatnio lecz niestety do pierwszych dwóch albumów nadal im sporo brakuje. Największą wadą jest tutaj ta schematyczność utworów przez co są zbyt podobne do siebie, poza tym same wokale nie brzmią tak dobrze jak wcześniej tak jakby oboje byli już nieco wypaleni.
https://www.youtube.com/w...TunesMusicGroup
In Mourning "The Bleeding Veil" (7/10)
Piąta płyta szwedzkiego zespołu. Generalnie wykonują progressive melodic death metal z drobnymi elementami doom metalu jednak na albumach zdarzało im się modyfikować brzmienie i tak na czwartej płycie zwiększyli ilość czystych wokali (wcześniej zdarzały się od po trochę w jednym czy dwóch utworach) oraz muzycznie bardziej przesunęli się w stronę doom metalu, za to na piątek zmienili kierunek w stronę progresywnego metalu. Na The Bleeding Veil wprawdzie czystych wokali nadal jest sporo jednak muzycznie bliżej im do pierwszych dwóch płyt czyli przeważa progresywny melodeath z charakterystycznymi riffami, growlami i niskimi screamami ale od czasu do czasu, zwykle przy partiach z czystym wokalem muzyka robi się bardziej progresywna lub nabiera smutnego, wolnego, bardziej doom metalowego charakteru. Utworów jest tylko siedem jednak całość ma typowe 45 minut gdyż są one dość długie: tylko jeden ma pięć minut, trzy przekraczają sześć minut a kolejne trzy trwają trochę ponad siedem minut. Jeśli chodzi o poziom muzyki to ogólnie album jest dobry, choć w ich przypadku powinienem raczej napisać, że jest tylko dobry gdyż jednak większość ich dyskografii oceniłem na osiem a i jedna dziewiątka się trafiła.
https://www.youtube.com/w...nnel=InMourning
Iotunn "Access All Worlds" (8/10)
Debiutancki album duńskiego zespołu instrumentalnie wykonującego rasowy progressive melodic death metal przy czym proste zaszufladkowanie trochę utrudnia fakt stosowania przez nich dwóch rodzajów wokalu z czego pierwszym są niskie i wolne, pasujące do death metalu growle, natomiast drugim dosyć wysokie, power metalowe cleany. Jako, że w nazwie gatunku jest słowo progressive to można by spodziewać się długich i rozbudowanych utworów i istotnie tak właśnie jest a aż trzy utwory przekraczają dziesięć minut a kolejne dwa mają ponad siedem minut za to cała płyta pomimo tylko siedmiu utworów przekracza godzinę.
https://www.youtube.com/w...el=Iotunn-Topic
Obscura "A Valediction" (6/10)
Szósta płyta niemieckiego zespołu wykonującego progressive technical death metal. Ogólnie to wywołują we mnie mieszane uczucia bo z jednej strony są bardzo zaawansowani technicznie i od razu da się rozpoznać duże umiejętności wszystkich muzyków, jednak nie potrafią stworzyć czegoś co z jednej strony zachwyca wykonaniem i zachęca do słuchania. Krótko mówiąc można tu zaobserwować pewien przerost formy nad treścią: wszyscy popisują się swoimi zdolnościami, wszystkie instrumenty brzmią dobrze razem i każdy z osobna jednak ogólnie utwory są zbyt podobne do siebie i zawierają w sobie przynudnawe dłużyzny i monotonię za co zawsze muszę im obniżać oceny a nówka jest tego kolejnym przykładem. Na poprzednich dwóch płytach urozmaicili swoją muzykę bardziej zróżnicowanym wokalem dzięki czemu ogólnie można je było określić jako w pełni dobre, teraz jednak zrobili mały krok wstecz (muszę jednak przyznać, że czyste wokale, które znalazły się w trzech utworach brzmią lepiej niż kiedykolwiek w dyskografii) co zaowocowało również powrotem do dawniejszej oceny. Z czasem ich muzyka robi się lżejsza gdyż bardziej koncentrują się na technice i tym razem chwilami bardziej kojarzą mi się z melodeathem niż death metalem (ze względu na melodyjniejsze riffy oraz charakterystyczny dla melodic death metalu niski, szorstki scream), jednak zdecydowany wyjątek stanowi tu utwór Devoured Usurper, który to jest najcięższy od czasów pierwszych dwóch płyt gdyż pełen jest niskich growli, soczystych riffów i szybkiej perkusji. Najlepszym i najbardziej zróżnicowanym utworem na płycie jest When Stars Collide jednak w dużej części jest to zasługą udzielającego się gościnnie Bjoerna "Speed" Streada znanego głównie z Soilwork. Ciekawostka: Steffen Kummerer będący wokalistą i gitarzystą, w 2020 roku wymienił cały skład, zresztą w tym zespole od początku jego istnienia, zmiany następowały dosyć często.
https://www.youtube.com/w...earBlastRecords
Obscura Qalma "Apotheosis" (8/10)
Debiutancki album włoskiego zespołu wykonującego symphonic blackened death metal. Trafiłem na nich zupełnie przypadkiem gdy szukałem informacji dotyczących nadchodzącej wtedy nowej płyty kapeli Obscura, sprawdziłem na youtube jak brzmią i od razu mi się spodobali. W sumie nazwa gatunku mówi praktycznie wszystko: "symphonic" gdyż dużo tu symfonicznych a dokładniej orkiestrowych wstawek w warstwie instrumentalnej, "blackened" ponieważ często stosują skrzeczane wokale i czuć tu trochę takiego blackowego brudu w brzmieniu, natomiast "death metal" ze względu na charakterystyczną pracę instrumentów, szybkość i growle, przy czym muzyka jest tak skonstruowana, że nie czuć aż tak ciężaru. Warto wspomnieć, że grupa ma dość mocno zróżnicowany wokal i nawet czysty się zdarza przy czym w tym samym czasie towarzyszą mu skrzeki w tle, tak by się za bardzo nie wybijał na pierwszy plan. Image zespołu kojarzy się bardziej z industrial metalem niż black czy death metalem i coś w tym jest gdyż od czasu do czasu słychać również sporą dawkę elektroniki. Obscura Qalma to dobry przykład tego, że czasem całkiem przypadkowo można trafić na bardzo dobrą muzykę, a dzięki Obscura już kiedyś trafiłem na równie ciekawą kapelę Luna Obscura.
https://www.youtube.com/w...el=TheCirclePit
Sion "Sion" (5/10)
Debiutancki album nowego projektu założonego przez wokalistę Howarda Jonesa i multiinstrumentalistę Jareda Dinesa. Muzyka duetu nie różni się specjalnie od tego co kilka miesięcy temu zaprezentował zespół Jonesa, Light the Torch czyli nudnawy, bezajejczny metalcore wymieszany z alternatywnym metalem. Po raz kolejny możemy tu uświadczyć trochę screamów i growli, którym jednak brakuje mocy, oraz dużej ilości czystych wokali, które jednak nie są zbyt ciekawe ani nie wpadają szczególnie w ucho. Howard... ten muzyk pod pewnymi względami przypomina mi ostatnimi czasy Maxa Cavalerę: wypalony, bez pomysłów na muzykę, z gorszym niż dawniej głosem, od lat nie nagrał niczego ciekawego a mimo to niedawno postanowił założyć coś nowego tylko po to by wydać kolejną nieciekawą płytę. W najgorszej sytuacji znalazł się tu Jared Dines ponieważ instrumentalnie płyta wypada dobrze, jednak wokalista psuje końcowy efekt przez co wyszedł z tego średniak, który wprawdzie nie męczy uszu ale i nie dostarcza pozytywnych odczuć oprócz udanego pierwszego utworu i paru momentów z pozostałych jedenastu.
https://www.youtube.com/w...nnel=JaredDines
Swallow the Sun "Moonflowers" (9/10)
Swallow the Sun raczej nie trzeba nikomu przedstawiać gdyż to klasa sama w sobie i jeden z najlepszych doom metalowych zespołów ale jakby ktoś jednak ich nie znał to jest to fiński zespół, który właśnie wydał swoją ósmą płytę. Poprzednie dwie płyty nieco odbiegały od typowego dla zespołu grania gdyż bawili się na niej innymi odmianami doom metalu takimi jak atmospheric doom metal i funeral doom metal, jednak tegoroczne Moonflowers pod względem stylu i poziomu jest kontynuacją wydanej w 2012 roku Emerald Forest And The Blackbird. Znowu pojawiły się mocniejsze akcenty w postaci bardziej mięsistych riffów oraz niższych growli, których ostatnim razem trochę zabrakło a lżejsze partie z czystym wokalem brzmią ciekawiej, są lepiej przemyślane i na swój sposób wpadają w ucho. Wiele zespołów po zmianie stylu obiecuje powroty do dawnego grania jednak nic z tego nie wychodzi, lub też powrót robiony na siłę jakoś nie przekonuje, tutaj na szczęście faktycznie tego dokonali i to z bardzo dobrym skutkiem czyli śmiało mogę napisać, że Swallow the Sun wróciło do dawnej formy.
https://www.youtube.com/w...uryMediaRecords
Adrian1234 - 2021-12-05, 12:38
The Murder of My Sweet "A Gentleman's Legacy" (4/10)
Szósta płyta szwedzkiego zespołu wykonującego symphonic gothic metal. Pierwsza i druga płyta były dobre, energetyczne z wpadającymi w ucho wokalami, potem jednak nastąpiła tendencja spadkowa. Chyba sami zauważyli, że skończyły im się pomysły na tworzenie czegoś w ich stylu więc od trzeciej zaczęli coś kombinować z progresywnymi i elektronicznymi dodatkami ale to nic dobrego nie przyniosło i cały czas nie przynosi gdyż z płyty na płytę muzyka stawała się coraz bardziej drętwa, nudna i wtórna a ocena malała o jeden dochodząc do czwórki. Teraz wyszło A Gentleman's Legacy, które powiela błędy poprzedniczek: wokalistka ma całkiem ładny głos ale śpiewa jakby nie miała na to ani ochoty ani pomysłów, instrumentalnie nadal starają się łączyć symphonic gothic metal z progresywnym metalem jednak efekt nie jest interesujący, do tego od czasu do czasu walną jakąś solówkę jednak to niczego nie zmienia. Właściwie to muzykę odrobinę ratuje wokalistka kiedy to od czasu do czasu uda jej się zabrzmieć jak na początku działalności zespołu. Zespół ma jedną irytującą cechę, która od początku im szkodzi: ich albumy są zwyczajnie za długie, około godziny (trochę mniej lub trochę więcej) co w połączeniu z brakiem pomysłów na muzykę sprawia, że się mocno dłużą.
https://www.youtube.com/w...ontiersMusicsrl
The Browning "End of Existence" (9/10)
Piąta płyta zespołu z USA. Wykonują mieszankę deathcore i trancecore wg definicji, że trancecore to metalcore lub post-hardcore połączony z różnymi rodzajami muzyki elektronicznej, głównie trance (z tego co sprawdzałem trancecore odnosi się do różnej muzyki zwykle czysto elektronicznej). W każdym razie to jeden z najbardziej oryginalnych zespołów jakie słucham przy czym wcześniej mieli ustalony pewien schemat budowy utworu i mieszania gitarowych brzmień z elektroniką, za to na End of Existence wprowadzono sporo zmian w związku z czym nówka różni się od poprzedniczek. Przede wszystkim cechuje ją nieschematyczność a utwory dość mocno różnią się od siebie budową jak i podejściem do elektroniki i jak kiedyś koncentrowali się na trance to teraz można usłyszeć tu elementy różnych gatunków muzyki elektronicznej. W tym momencie gdybym się znał na tych klimatach to bym je wszystkie wymienił jednak po prawdzie nigdy się nie zagłębiałem w te rejony muzyczne więc z nazwy rozpoznaję tylko industrial, trance, aggrotech i ambient. Czasem brzmią jak na poprzednich płytach, czasem zahaczają o industrial metal w stylu Fear Factory, innym razem kojarzą się z Combichrist, elektronika w jednym utworze będzie wolna, pełna niskich tonów wzbudzających niepokój a innym razem szybka, lekka z wysokimi tonami. Wokalnie również sporo się tu dzieje i można tu usłyszeć sporo różnych growli, screamów i czystych wokali o zróżnicowanej mocy i szybkości a jakby tego było mało to dodatkowo w utworze Anticendency można usłyszeć jakiś kobiecy clean. Zazwyczaj w grudniu w muzyce nie wiele się dzieje, tym razem jednak dzięki The Browning pojawiła się jedna z najlepszych i najciekawszych tegorocznych płyt.
https://www.youtube.com/w...TheBrowningVEVO
https://www.youtube.com/w...eBrowning-Topic
Londyn - 2021-12-14, 00:16
Czasami warto nie mieć żadnych oczekiwań.
Czasami warto podejść do sprawy na totalnym luzie, spodziewać się najgorszego.. a może coś mnie pozytywnie zaskoczy?
Warto zaryzykować. Wziąć książkę po okładce nie czytając opisu i nie znając autora na przykład. Obejrzeć losowo wybrany film na platformie streamingowej wyszukując losową literę lupką.
I czasami warto pójść na koncert zespołu którego się totalnie nie zna.
Muzyka na żywo daleka jest od ideału. Zawalą muzycy albo akustyk. Potrafi też zawalić sam lokal czy prostu widownia (albo wszystko ku*wa na raz jak w na KATATONII na Brutal Assault w 2015... dżizas jaki to był zły koncert). Ale koncert pozwala tą muzykę inaczej odebrać. Zobaczyć ją żywą i nagą - wolną od komputerowego masteringu i magii obróbki dźwięku. Te niedoskonałości, interpretacje - bo w końcu każdy koncert jest wyjątkowy i inny - potrafią sprawić, że inaczej można spojrzeć na danego artystę i jego gotowy dopieszczony już produkt w postaci albumu. Nagle średni album może nabrać kolorów i wywołać pewne wspomnienia związane z koncertem. Nagle niespecjalnie oryginalna kapela potrafi pojawiać się w odtwarzaczu częściej bo pamiętamy jak dobrze na scenie do swojej muzyki bawili się sami muzycy.
Warto więc pójść czasem na koncert zespołu którego się nie zna i wobec którego nie ma się oczekiwań. Tak też zrobiłem w poprzednią Sobotę gdy udałem się na koncert Szwedzkiego SORCERER tylko dlatego, że w końcu mogłem iść na koncert. Głód spowodowany covidową przerwą w koncertach był wielki i na prawdę zjadłbym cokolwiek by tylko tą dziurę zapchać.
O gwieździe wieczoru wiedziałem tyle, że jest ze Szwecji i że gra coś niby doom metal/rock.
Panowie z tego pięknego skandynawskiego kraju zaintrygowali dość szybko. Od początku fajny klimat mroku i ciężkie riffy ale wokal czysty, silny, doniosły, epicki. Szybko się okazało, że to na prawdę profesjonaliści i wirtuozi swoich instrumentów. Gitary grały piękne i techniczne solówki a riffy kruszyły ściany. Nóżka zaczęła tuptać. Utwory wpadały w ucho jeden po drugim a ja mentalnie zapisywałem sobie kawałki tekstów by później na ich podstawie szukać utworów.
Sorcerer nie jest oryginalny. Inspiracje słychać gołym uchem: garściami czerpią z Candlemass i Black Sabbath, dodają łyżeczkę Dream Theater i szczyptę Devina Townsenda. Dream Theater jest bardzo słyszalny i widoczny gdy ogląda się jednego z gitarzystów który nwygląda jak kopia Jordana Rudessa (a i gra wspaniale!).
Jestem pewien, że koło Sorcerer przeszedł bym obojętnie gdyby podrzucł mi go Spotify albo Youtube jako kapela polecana. Włączył bym dwa kawałki, machnął ręką, przełączył i zapomniał. Ale dzięki temu, że usłyszałem tą muzykę na żywo i poczułem ją z innej perspektywy dziś zasłuchuję się w ich ostatnim krążku "LAMENTING OF THE INNOCENT" gwałcąc przycisk replay przy tytułowym utworze i nucąc całymi dniami wspaniałą melodię z refrenu..
bezn - 2021-12-14, 09:22
Londyn, ja tak zaczęłam chodzić na koncerty - znałam jedna kapelę i chciałam jej posłuchać...ale ponieważ grało więcej kapel zapoznałam się z większym repertuarem i odkryłam sporo dla siebie nowych, dobrych rzeczy. Totalnie popieram tę metodę
Adrian1234 - 2021-12-14, 19:06
bezn, Londyn, Ja akurat na koncerty nie chodzę i nawet nie oglądam w necie wersji live znanych mi utworów jednak nie raz sprawdzałem polecane mi przez youtube utwory gdyż dzięki temu poznałem sporą ilość ciekawych, nie znanych mi wcześniej zespołów. W ogóle to zauważyłem, że znane mi już wcześniej kapele często zawodzą na nowych płytach za to nowsze nie raz zaskakują wysokim poziomem i tak np. z mojej tegorocznej pierwszej 10tki najlepszych płyt aż sześć zespołów poznałem dopiero w tym roku. Sorcerer też mi youtube polecał ale akurat oni jakoś nie zrobili na mnie specjalnego wrażenia choć ogólnie niby grają w porządku .
bezn - 2021-12-14, 19:13
Adrian1234, w sumie zawsze możesz zacząć na koncerty chodzić, wiesz
Koziu - 2021-12-14, 19:19
Adrian1234, ja właśnie często jak jakiś utwór mi się spodoba to wpisuje go na yt + live. Często mozna perełki wyhaczyć.
Londyn - 2021-12-14, 21:44
Adrian1234 napisał/a: | Sorcerer też mi youtube polecał ale akurat oni jakoś nie zrobili na mnie specjalnego wrażenia choć ogólnie niby grają w porządku . |
Nom jest fajna to dobra kapela ale również nie sądzę żebym zasłuchiwał się w nią za parę miesięcy. Jednak fajnie bo lubię odkryć coś nowego co chociaż na chwilę sprawi, że będę maniaczyć jakiś kawałe/album ; )
Miałem podobnie z jedną z płyt Jinjer... gdy ich popularność się zaczęła po utworze Piscies.
Londyn - 2021-12-14, 21:46
bezn napisał/a: | Londyn, ja tak zaczęłam chodzić na koncerty - znałam jedna kapelę i chciałam jej posłuchać...ale ponieważ grało więcej kapel zapoznałam się z większym repertuarem i odkryłam sporo dla siebie nowych, dobrych rzeczy. Totalnie popieram tę metodę |
Do tego najepsze są festiwale : D u mnie był taki Brutal Assault na którym byłem dwa razy i też parę perełek mi się udało wtedy odkryć. Po powrocie do domu (i porządnym wyspaniu się) sprawdzałem kapele które wpadły mi w ucho ; )
bezn - 2021-12-14, 22:49
Cytat: | Do tego najepsze są festiwale : D |
Londyn, ja mam punkowy blisko. Odkąd odkryłam staram się być co roku.
Dodam jeszcze od siebie: studenckie juwenalia. Coraz fajniejsze kapele zapraszają a i fajne, polskie granie.
Adrian1234 - 2021-12-15, 11:59
Londyn napisał/a: | Nom jest fajna to dobra kapela ale również nie sądzę żebym zasłuchiwał się w nią za parę miesięcy. Jednak fajnie bo lubię odkryć coś nowego co chociaż na chwilę sprawi, że będę maniaczyć jakiś kawałe/album ; )
Miałem podobnie z jedną z płyt Jinjer... gdy ich popularność się zaczęła po utworze Piscies. |
Też lubię ten moment gdy jakaś płyta czy choćby utwór tak mi się wkręci, że przez jakiś czas w kółko mam ochotę tego słuchać .
A o którą płytę Jinjer Ci chodzi? Ja z nimi to mam tak, że ogólnie lubię jednak płytom dają oceny 6 lub 7 i tylko Macro spodobało mi się na tyle by dać im 8/10 .
Londyn - 2021-12-15, 15:06
To było bodaj King of Everything. Dwa single z tego albumu czyli Pisces i I speak Astronomy to totalne hity. Muszę posłuchać pierwszych płyt. Ale na to będzie czas ostatnio naszło mnie bardziej na Black Metal. Pomaga się skupić w pracy. Właśnie słucham Dark Medeival Tunes Satyricona. Wstyd się przyznać ale nigdy nie słyszałem..
Cascabel - 2021-12-16, 11:14
Londyn, Londyn napisał/a: | Panowie z tego pięknego skandynawskiego kraju zaintrygowali dość szybko. Od początku fajny klimat mroku i ciężkie riffy ale wokal czysty, silny, doniosły, epicki. Szybko się okazało, że to na prawdę profesjonaliści i wirtuozi swoich instrumentów. Gitary grały piękne i techniczne solówki a riffy kruszyły ściany. Nóżka zaczęła tuptać. Utwory wpadały w ucho jeden po drugim a ja mentalnie zapisywałem sobie kawałki tekstów by później na ich podstawie szukać utworów. |
Dodajmy ten fakt, że dużo większe wrażenie robiło to gdy nieco odsunąłeś się od sceny. Mogłeś się skupić na muzyce, na tym co słyszałeś...
Londyn, Czyli lepiej nie odpalać sobie Blend'a na drogę? XD
Londyn - 2021-12-16, 12:39
Cytat: | Czyli lepiej nie odpalać sobie Blend'a na drogę? XD | no chyba, że chcesz łatwo zasnąć do "darcia mordy" xd
Adrian1234 - 2021-12-16, 13:30
Londyn, No tak, przy chęci na black metal słuchanie Jinjer nie jest najlepszym pomysłem gdyż muzycznie są daleko od blackowym klimatów . Co do wcześniejszych płyt to Cloud Factory jest na podobnym poziomie co King of Everything jednak Inhale, Don't Breathe (właściwie to EPka ale niektórzy uznają ją za pełnoprawny album) jednak zbytnio mi się nie podobała gdyż utwory zbyt typowe a wschodni akcent za silny a jakoś tak nie przepadam za wschodnim akcentem (czy to ukraińskim czy rosyjskim).
Londyn - 2021-12-17, 00:00
Właśnie jestem w drodze do Strasburga, czeka mnie około 10h w samochodzie i trochę muzyki do odsłuchania. Będzie o czym pisać na forum
bezn - 2021-12-17, 07:24
Londyn, szczęśliwej podróży!
|
|